Spokój nie trwał długo - Bucky nie zdążył zareagować, gdy ktoś niespodziewanie wciągnął go na dach, a później unieruchomił. Dziewczyna, która wypchnęła ich z przyczepy, przeskoczyła na dach, prosto koło nich, ku zdziwieniu mężczyzny w masce. Anastasia nie czekała i sama przeskoczyła na odpowiedni dach, by jakoś pomóc ukochanemu.
Między całą czwórką nawiązała się walka. Nie było to jednak uczciwe przez to, że Barnes wciąż był przytrzymywany i nie miał zbytnio jak się bronić. Rudowłosa straciła na moment chęć kolejnego zaatakowania Anastasii, gdy na horyzoncie pojawił się Redwing, którzy zaczął strzelać w przeciwników. Dziewczyna złapała go w locie, po czym, jak gdyby nigdy nic, rozbiła o swoje udo, ku zaskoczeniu małżeństwa.
- No nie, ja chciałem to zrobić. - odezwał się Bucky, lecz zaraz oberwał w twarz od jednego z mężczyzn.
I już chwilę później zjawił się Sam, który od razu zaatakował zamaskowaną dziewczynę.
- Fajnie, że jednak wpadłeś, stary!
Anastasia prędko rozprawiła się z jednym z przeciwników, zostawiając drugiego Barnesowi, który również zajął się nim zawodowo.
Walka trwała w najlepsze, dwie ciężarówki zaczęły jechać koło siebie, na dachach znalazło się o wiele więcej osób. A chwilę później do "zabawy" dołączyły jeszcze dwie nieznane im osoby.
Nowy Kapitan Ameryka i jego przyjaciel dołączyli do bijatyki, ku zaskoczeniu wszystkich.
- Sam. John Walker, Kapitan Ameryka! - zawołał nowo przybyły w stroju podobnym do tego Steve'a.
- Lemar Hoskins. - przedstawił się ten drugi, ciemnoskóry mężczyzna.
- Chyba przydałaby wam się pomoc!
- To działaj, a nie gadaj, Walker! - zawołała Anastasia, a dopiero wtedy mężczyzna zaatakował przeciwników, którzy zaczęli się do nich zbliżać.
Walka trwała w najlepsze i, pomimo drobnych komplikacji, dawali sobie świetnie radę... Aż w końcu Sam i Bucky znaleźli się na jakimś polu, podczas gdy cała reszta jechała dalej. Anastasia, nie chcąc ich zostawiać samych, bo wiedziała, jak to mogło się skończyć, zeskoczyła z dachu przyczepy, by już po chwili skierować się w stronę dwóch mężczyzn.
- Nie wiedziałam, że na siebie lecicie. Trzeba było powiedzieć, że chcecie zostać sami, to bym do was nie przychodziła. - powiedziała, uśmiechając się złowieszczo, kiedy niż do nich doszła. Obaj mężczyźni zmierzyli ją wzrokiem, chcąc zamordować w tamtym momencie.
- Bardzo śmieszne, Ana. - mruknął Sam, powoli podnosząc się do siadu. Bądź co bądź, trochę bolał tamten upadek.
- Oni są tacy, jak ja. To nie normalne, że mają taką siłę i odporność. - odezwała się Anastasia, patrząc na nich zmartwiona. Obaj zauważyli zmianę w jej nastroju, ale nie mogli nic z tym zrobić.
- Już ustaliliśmy, że to superżołnierze.
- W ogóle nie rozumiem, skąd wzięła się tamta dwójka. Nikt ich przecież tutaj nie zapraszał. Z resztą... - westchnęła, machając lekceważąco ręką, chcąc już po prostu zapomnieć o całej tamtej sytuacji. - Wstawajcie. Chyba nie będziecie tu leżeć cały dzień. - dodała, wyciągając do nich dłoń, by pomóc im wstać.
~*~
- Szkoda tego drona. - powiedział Bucky, kiedy całą trójką szli przed siebie jakąś nieznaną im drogą. Wilson spojrzał na niego, nie wierząc w jego słowa.
- Akurat ci szkoda. - odparł mu Sam, by zaraz nastąpiła między nimi cisza. Na szczęście nie trwała zbyt długo. - Co ci się kotłuje w tym cybermózgu?
- Przetwarza dane. - oznajmił Barnes, jak gdyby nigdy nic. Wilson zaśmiał się krótko, a Ana po prostu zerknęła w ich stronę.
- A wiesz co? Nawet widzę, jak się grzeje. Trybiki pracują pełną parą. - zaśmiał się Sam, nie mogąc się przed tym już nawet powstrzymać. Anastasia nawet nie wtrącała się w tamtą rozmowę, idąc koło nich w zupełnej ciszy. - Oo, coś się zacięło! Procek się przegrzał, dymi ci z ucha.
- Musimy wyczaić, skąd biorą te serum. - powiedział Bucky, nie przejmując się jego złośliwościami. Miał je gdzieś i wolał na nie nie odpowiadać, zdając sobie sprawę, że wtedy mężczyzna by nie skończył.
- A po drugie, jakim cudem po osiemdziesięciu latach nagle mamy ośmioro superżołnierzy?
Żadne z nich nie zwracało uwagi, że idą środkiem drogi, a za nimi jedzie auto. Dopiero po chwili, gdy ktoś zatrąbił na nich, zjawiając się tuż obok, odwrócili głowy w odpowiednią stronę, zauważając nieznanego im kierowcę oraz nowego Kapitana Amerykę i jego pomocnika.
- Była lekka wtopa, co? - odezwał się Walker, jednak oni nawet się nie zatrzymali, by z nimi pogadać. - Dobra, jedziemy. - mruknął po chwili do kierowcy, widząc, że tamta trójka nie była łaskawa, by mu odpowiedzieć. Samochód ruszył, równając z nimi tempo, by byli na równi. - Przynajmniej wiemy, z czym się mierzymy. Ja bym obstawiał Wielką Trójkę.
- Kosmici, androidy, czarownicy? - spytał dla upewnienia Lemar.
- Jasne. - przytaknął od razu Walker.
- Czarownicy są tylko w bajkach. - powiedział głośno Bucky, powtarzając to samo, co mówił wcześniej Samowi. Nie chciał przyznać, że mogli mieć rację, choć i tak już widział rzeczy, których nie dostrzegał zwykły człowiek.
- To pozostają kosmici i androidy...
- I jeszcze superżołnierze. - dodał Sam, mierząc mężczyznę wzrokiem. Nic do niego nie miał, ale przestawał go lubić z każdą kolejną sekundą.
- Superżołnierze, serio? - odezwał się ciemnoskóry kolega Johna, trochę nie wierząc w to wszystko. Dotychczas uważał, że raczej im to nie groziło, ale jak widać było inaczej.
- Tak.
- Wow. - skomentował John, zachwycony, zdziwiony i przerażony jednocześnie, bo zazwyczaj nie spotykało się na swojej drodze superżołnierza. - To chyba wypada połączyć siły.
- Jasne, jeszcze czego. - mruknął Bucky, bo jakoś nie widziało mu się współpracowanie z tamtą dwójką. Już i tak miał dość pracowania z Wilsonem. Ale jego był w stanie jeszcze znieść, ich już nie.
- Moim zdaniem mamy większe szanse, jeśli...
- Ale nikt cię nie prosił o zdanie. - warknęła Anastasia, po raz pierwszy tak naprawdę od dłuższego czasu. Sam głos mężczyzny doprowadzał ją do szału, a fakt, że był nowym Kapitanem tylko to potęgował.
- To, że ci dali tarczę, nie znaczy, że jesteś Kapitanem Ameryką. - dodał Bucky, równie wściekły, co ona. Miał to samo zdanie, nie zamierzał zaprzeczać.
- Zapracowałem na nią. - wyjaśnił Walker, nieco urażony ich słowami. Każdego dnia musiał udowadniać, że zasługiwał na tamto miano, ale wciąż spotykał się z oburzeniem.
- A rzuciłeś się kiedyś na granat? - ciągnął dalej Barnes.
- Żebyś wiedział. Cztery razy. Przydaje się ten hełm. Bardzo odporny. Dłuższa historia, ale... Słuchajcie, do lotniska jest trzydzieści kilosów, potrzebujecie podwózki.
Nie odpowiedzieli, nie chcąc być od nich zależnymi. Mogli bez większych problemów przejść te trzydzieści kilometrów. To nie był jakiś szczególny wyczyn, szczególnie dla byłych żołnierzy.
- No co wy? Gary, stój. - nakazał mężczyzna, więc kierowca natychmiast się zatrzymał, a John otworzył dla nich drzwi od przyczepy, by mogli wejść bez większych przeszkód. - Wskakujcie.
Anastasia, Bucky i Sam spojrzeli po sobie, jakby pytając siebie nawzajem, czy tamta propozycja była dobra i czy aby na pewno każdy z nich się na to zgadzał.
CZYTASZ
Obiecasz?
FanfictionTrzecia część przygód Anastasii i jej przyjaciół!!! Anastasia Blake, Sam Wilson i Bucky Barnes łączą siły, aby zwalczyć anarchistyczną grupę o nazwie Flag-Smashers. Ale co jeśli siostra Sama ma problemy finansowe? Co jeśli Bucky musi zmierzyć się...