rozdział 23

81 6 0
                                        

Kiedy Ana, Bucky i Sam dotarli w odpowiednie miejsce - po małym wpadnięciu na pewną dziewczynę - zastali masakrę. John stał nad martwym ciałem jednego z Flag Smashersów, wokół znajdował się tłum przerażonych ludzi. A oni patrzyli na to wszystko, nie mogąc już nic zrobić.

Anastasia złapała się mocno ramienia Bucky'ego, by nie upaść z tego wszystkiego. Nie mogła uwierzyć, że nowy Kapitan Ameryka dopuścił się tak straszliwej zbrodni i to na oczach wielu świadków. Choć wiedziała, że tylko się odpłacił za śmierć przyjaciela, to tak naprawdę nic go wtedy nie usprawiedliwiało.

- An? Dobrze się czujesz?

Czarnowłosa nie odpowiedziała, a jedynie spojrzała na znajdującą się po drugiej stronie, wśród tłumu, Karli. Żadne pytania, słowa Bucky'ego i Sama do niej nie dochodziły. Odetchnęła nagle, co brzmiało, jakby miała się zaraz udusić. Puściła ramię ukochanego i natychmiast ruszyła w stronę dziewczyny. Ta zaczęła uciekać, ale Anastasia dość szybko ją dogoniła i... Najzwyczajniej w świecie przytuliła do swojej piersi.

- Tak bardzo mi przykro.

Karli, trochę wbrew samej sobie, wtuliła się w jej ciało, czując dziwne wsparcie ze strony kobiety. Sama nie wiedziała, co w nią wstąpiło, ale emocje z minionych dni dały o sobie znać i dziewczyna zaczęła cicho szlochać w pierś Any.

- Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Jakoś się to ułoży. - wyszeptała Anastasia, głaszcząc ją uspokajająco po głowie. Doskonale rozumiała, co dziewczyna wtedy czuła. - A Walkerem zajmę się osobiście, nie skrzywdzi już nikogo. Masz moje słowo.

- Dlaczego ty to robisz? - spytała nagle Karli, odsuwając się od niej nieznacznie. Spojrzała na nią przez łzy, sama nie wiedząc, dlaczego kobieta z nią wtedy tak spokojnie rozmawiała.

- Bo dobrze wiem, co teraz czujesz. - odparła czarnowłosa wyjątkowo cicho, wzruszając delikatnie ramionami. Czuła dziwny ścisk w sercu, przypominając sobie te wszystkie sytuacje, gdy kogoś straciła. - Idź. Nic im nie powiem.

Dziewczyna spojrzała ostatni raz na Anastasię, po czym uciekła, zostawiając ją tam samą. A Ana po chwili sama wróciła do swoich bliskich, nic im nie mówiąc.

~*~

Znalezienie Walkera nie było trudnym zadaniem, szczególnie że widzieli, gdzie pobiegł. Ruszyli za nim, już po chwili obserwując jego załamanie w jakiejś fabryce. Mężczyzna klęczał na ziemi, opierając się o zakrwawioną tarczę i płakał. W tamtym momencie Anastasia nie miała dla niego żadnego współczucia, czuła jedynie nienawiść kierowaną w jego stronę.

Już po chwili John wstał na równe nogi, jak gdyby nigdy nic i skierował się w jakimś kierunku. Prosto na pewną trójkę osób.

- Walker... - odezwał się Sam, zwracając tym na siebie jego uwagę.

- Niech cię zbadają, nie wyglądasz dobrze. - oznajmił mężczyzna znikąd.

- Ani kroku dalej. - warknął Wilson. John zawrócił, stając z nimi twarzą w twarz.

- Co? - spytał zdezorientowany, ale prędko zrozumiał, co powiedział ciemnoskóry. I nie mógł w to uwierzyć. - Widziałeś, jak było, wiesz, że nie miałem wyjścia! Załatwiłem go, bo musiałem! Zabił Lemara!

- Nie on go zabił. - przypomniał Bucky spokojnie, bo przecież widział całą sytuację i dobrze wiedział, że tamten chłopak nie był niczemu winny. - Nie idź tą drogą. Wierz mi, to się źle skończy.

- Nie jestem taki jak ty. - warknął Walker, mierząc Barnesa wręcz nienawistnym spojrzeniem.

- Zabili ci kumpla, poniosło cię. - powiedział Sam spokojnie, spoglądając na stojącą obok Anastasię. Znał jej historię aż za dobrze i wiedział, że przeszła o wiele więcej, niż niejeden człowiek. - Złożysz wyjaśnienia, może uwzględnią twoje zasługi. Nie chcemy, żeby jeszcze komuś stała się krzywda. - oznajmił, próbując jakoś dotrzeć do mężczyzny, co nie było takie łatwe. - John...

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz