prolog

178 10 0
                                    

Wielu ludziom trudno było pogodzić się ze stratą swoich ulubionych bohaterów. Natasha nie żyła. Tony poświęcił życie, by ratować cały wszechświat. Kapitan Ameryka cofnął się w czasie do dnia, w którym wraz z Anastasią zmierzyli się ze Schmidtem i kiedy oboje "zginęli".

Ale inni wciąż dalej żyli. Najbliżsi przyjaciele Steve'a Rogersa wrócili do siebie i starali się uporać z tym, co się wydarzyło. Nikt nie potrafił pogodzić się ze swoją przeszłością, ze stratą, ale każdy starał się żyć dalej.

Anastasia tamtego dnia spotkała się z Maią, partnerką Jamesa, z którą złapała całkiem dobry kontakt po pogrzebie Starka. Obie kobiety umówiły się w ich ulubionej kawiarni.  Ale Ana nie siedziała z nią długo, bo musiała jeszcze wrócić do siebie i uszykować się na kolejny dzień. Dlatego też, późnym popołudniem rozeszły się w swoje strony.

~*~

- Gdzie jedziesz? - spytał Bucky, obserwując, jak Ana pakowała najpotrzebniejsze rzeczy do niewielkiej torebki. Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć, co miała w planach na tamten dzień.

- Do Waszyngtonu. - odparła szybko, po czym podeszła do niego i pocałowała krótko w usta. Zanim zdążył się zorientować, ona już zakładała buty. - Wrócę jutro.

- Jasne.

- A ty się tu nie zadręczaj, okey? - odezwała się, wiedząc, że Bucky w ostatnim czasie miał taką tendencję. Mimo wszystko starała się odciągać jego myśli od dawnego życia, czyli życia Zimowego Żołnierza. - Widzimy się jutro, Bucky. - dodała z uśmiechem, zatrzymując się na chwilę po raz pierwszy. Spojrzała na niego, niezwykle dumna, że tak się zmienił w ostatnich latach.

- Zadzwoń, jak będziesz na miejscu! - zawołał jeszcze za nią, gdy skierowała się już do drzwi. Anastasia odwróciła się do niego nagle i zasalutowała.

- Jasna sprawa!

~*~

- Steve uosabiał w nas najlepsze. Odwagę, honor, nadzieję. - wymienił mężczyzna, przypominając sobie wszystkie sytuacje ze Steve'em w roli głównej. - I oczywiście umiał pozować, jak nikt.

Wszyscy obecni na sali zaśmiali się cicho ze słów Sama Wilsona, który przemawiał wtedy na scenie.

- Ale świat zmienił się na zawsze. - kontynuował, nieco smutniejąc. Taka była niestety ich szara rzeczywistość. - Kilka miesięcy temu miliardy ludzi wróciły po pięciu latach nieistnienia, wywołując falę chaosu. - przypomniał, wypatrując na sali Anastasię, z którą miał dobry kontakt w ostatnich latach. - Potrzeba nam nowych bohaterów, którzy sprostają nowym wyzwaniom. Symbole są niczym, gdy zabraknie ludzi, którzy nadają im znaczenie. A ta tarcza...

Schylił się po ów tarczę, która leżała obok i wziął ją do ręki, a obecni w pomieszczeniu fotografowie zaczęli pstrykać mu zdjęcia.

- Nie wiem, czy był kiedyś wspanialszy symbol. - powiedział, przyglądając się trzymanemu przedmiotowi należącego do tylko jednej osoby. - To zasługa człowieka, który za nim stał. A teraz odszedł. Dlatego dzisiaj złóżmy hołd jego dziedzictwu i zarazem patrzmy w przyszłość. - dodał, po czym posmutniał po raz kolejny. To była jedna rzecz, którą od niego dostał po śmierci. - Dziękuję, Kapitanie Ameryko.

Sam odwrócił się do wiszącego portrety tuż za nim z pewnego rodzaju bólem. Anastasia spuściła głowę w dół i przymknęła oczy, przypominając sobie te wszystkie wspólnie spędzone chwile ze Steve'em. Choć wiedziała, że zrobił to, co chciał zrobić od dawna, nie mogła pogodzić się, że ten już nie żył.

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz