rozdział 19

70 5 0
                                    

Anastasia szła ostrożnie przed siebie, dłonią trzymając tą Bucky'ego. Nie odzywała się, właściwie to nikt się nie odzywał. Cała czwórka szła przed siebie, tuż za Zemo, który prowadził ich w jakieś miejsce.

- Jak się czujesz? - zagadnął cicho Barnes, zerkając na idącą obok kobietę. Wydawała mu się wtedy taka drobna i taka krucha...

- Nie pytaj o to, proszę. - mruknęła Anastasia, nie chcąc zagłębiać się w swój stan. Czuła się o wiele lepiej, ale wciąż była wyjątkowo słaba i to, że w ogóle tam z nimi szła, to był cud, bo Bucky nie chciał jej ze sobą brać.

- W razie gdyby coś się działo, to mów. Pomożemy ci.

Nie odezwała, po prostu przed siebie idąc.

I po kilku minutach doszli w docelowe miejsce. Już z daleka było słychać śmiechy dzieci i rozmowy ludzi.

- Żal patrzeć, jak to wygląda. - skomentował Zemo, rozglądając się wokoło z pewnego rodzaju melancholią. - W dzieciństwie bywałem tu na wystawnych balach i bankietach... Rzecz jasna, wtedy nie miałem pojęcia o polityce, ale pamiętam, jak tu było pięknie.

Stanęli, a ciekawskie spojrzenia tubylców spoczęły na nich.

- Pójdę się rozejrzeć na górze. - powiedział Sam, odwracając się przodem do swoich towarzyszy. - Wy popytajcie na dziedzińcu. Miejcie go na oku.

- Ja się nie mieszam. - powiedział od razu Zemo, unosząc dłonie do góry, kiedy tylko Sam od nich odszedł. Nie zamierzał się mieszać, ale zamierzał zrobić coś w tamtej sytuacji i miał już pewien plan..

Bucky zmierzył go wzrokiem, po czym odwrócił się do Anastasii przodem.

- Ja pójdę, a ty tu z nim zostań, musisz się oszczędzać.

Pocałował ją w głowę i po chwili ruszył, zostawiając ją samą z mężczyzną. Ana spojrzała na Zemo, kierując się w jego stronę. Skoro jasno postawili warunki - zarówno Sam, jak i Bucky - to postanowiła choć raz zrobić za niańkę i przypilnować Helmuta.

- Mam cię na oku, Zemo. - mruknęła, mierząc go wzrokiem. Mężczyzna zlustrował ją wzrokiem, zatrzymując się na jej bladej twarzy.

- Ciebie też warto teraz przypilnować, moja droga. Ledwo stoisz. - oznajmił, ale ona odwróciła jedynie wzrok, doskonale zdając sobie sprawę, że miał rację. Temu nie mogła zaprzeczyć, bo naprawdę ledwo się trzymała.

- Co ty nie powiesz, Sherlocku?

~*~

- Co ty odwalasz? - spytała Anastasia, słysząc, jak Zemo zaczął nagle śpiewać, wabiąc tym niewinne dzieci. Mężczyzna wziął jeden z taboretów i usiadł na nim, trzymając w dłoni torbę z cukierkami. Wokół niego zebrał się tłum dzieci.

- Rachatłukum. - powiadomił, nie zwracając nawet uwagi na kobietę za sobą. Mówił do ów dzieciaków, które do niego podeszły. - Mój synek za nim przepadał. - dodał, widząc, że jakaś dziewczynka do niego podchodzi i bierze jednego z cukierków. Trzymała się jednak z daleka, bojąc się, że mógł ją zaatakować. - Umarła moja przyjaciółka, Donnya. Znałaś ją?

Wtedy Anastasia zrozumiała, w co tak naprawdę grał Zemo. On chciał dowiedzieć się czegoś o kobiecie, której szukali i wykorzystał do tego dzieci. W duchu stwierdziła, że to był dość ciekawy sposób na dowiedzenie się czegokolwiek.

- Tak. - przytaknęła dziewczynka nagle, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów.

- Chciałbym ją pożegnać, jak należy. Ja i moja przyjaciółka. - dodał mężczyzna, wskazując dłonią na Anastasię, która zdziwiła się jego słowami. Mimo wszystko podeszła do nich bliżej. - Wiesz, gdzie będzie pogrzeb?

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz