rozdział 3

138 7 0
                                    

- Ej! Gdzie ty idziesz? Bucky! - zawołała Anastasia, dostrzegając, że mężczyzna wstał nagle i skierował się do wyjścia. Była zdezorientowana, bo nie wiedziała, co się działo i dlaczego wychodził.

- Zostań tu. Muszę coś załatwić. - powiedział jedynie, po czym wyszedł z mieszkania, zostawiając ją samą, jeszcze bardziej oszołomioną i zdezorientowaną.

- Co się dzieje?

Anastasia patrzyła, jak Bucky wychodzi z domu, a kiedy zamknęły się za nim drzwi, dopiero oprzytomniała. Natychmiast za nim ruszyła, chcąc wiedzieć, co zamierzał, a wiedziała, że coś się działo. Znów stała się niewidzialna i, najciszej jak się tylko dało, dogoniła swojego ukochanego.

- Hej. Co ty tutaj robisz? - spytał Yori, otwierając drzwi i zauważając, kto przed nim stał. Zmarszczył brwi, bo nie wiedział, co mężczyzna w ogóle tam robił.

Bucky spojrzał do środka, dostrzegając postawiony ołtarzyk dla syna mężczyzny i nie wiedział, co powiedzieć. Zrozumiał, że może jednak łatwiej byłoby przyjść tam z Anastasią, ale nie chciał po nią wtedy wracać.

Choć ona stała tuż za nim, czego kompletnie nie był świadomy.

- Chciałem ci oddać za lunch. - powiedział wreszcie, wyciągając z kieszeni kilka dolarów, które mu podał. Zaraz odwrócił się i zaczął odchodzić, zdając sobie sprawę, że nie mógł mu wtedy wyznać prawdy. Nie był gotowy.

Yori spojrzał jeszcze za nim, zdziwiony jego zachowaniem, po czym zamknął drzwi.

- Bucky, poczekaj. - odezwała się Ana, doganiając Barnesa i kładąc dłoń na jego ramieniu. Zatrzymała go, ponownie stając się widzialna.

- An. Mówiłem ci przecież... - westchnął, choć cieszył się, że tam wtedy była. Anastasia nie zwróciła większej uwagi na jego słowa, stając do niego przodem.

- Dobrze wiesz, że nie puściłabym cię tam samej. - powiedziała zgodnie z prawdą, a on nie mógł zaprzeczyć. Mówiła to, powtarzała tyle razy, że go nie zostawi. - Proszę, porozmawiaj ze mną. Nie zamykaj się znowu w sobie.

Jej błagalny ton łamał mu serce. Martwiła się o niego, robiła wszystko, by było dobrze, by go nie zabito, nie zamknięto... A on bał się jej powiedzieć, co czuł, co tak naprawdę czuł w środku. Wyrzuty sumienia od dawna zżerały go od środka.

- Nie potrafię mu powiedzieć, rozumiesz? To jest trudniejsze, niż sądziłem. - wyszeptał, a w jego oczach zagnieździły się łzy. Nie lubił płakać, bo było to dla niego oznaką słabości, a on właśnie był słaby w tamtym momencie. Słaby psychicznie, bo sam już nie wiedział, co robić, by o tym wszystkim zapomnieć.

- Posłuchaj mnie uważnie, dobra? - powiedziała ponownie, kładąc dłoń na jego policzku, by spojrzał na nią. - Nikt ci nie każe tego robić teraz. Zrób to, kiedy będziesz miał na to wystarczająco dużo odwagi. - dodała, posyłając w jego stronę delikatny uśmiech, by jakoś go pocieszyć. - Ja cię nie będę tym męczyć, sam zrozumiesz, kiedy będzie ta odpowiednia chwila. - ciągnęła dalej, sama czując, jak łzy napływają do jej oczu. Nie chciała płakać, bo wiedziała, że była jedyną osobą, która mogła go wtedy podnieść na duchu. - A teraz chodź. Jest późno, położymy się spać. I śpisz dzisiaj ze mną, a nie na podłodze. Nie ma gadania, jasne?

Nieświadomie się uśmiechnął, bo wiedział, że ona mu tego nie odpuści kolejny raz.

~*~

Ana chodziła po niewielkim salonie, słuchając lecących w telewizji wiadomości, których nie mogła przeżyć. Z frustracji uderzyła dłonią o pobliską ścianę, co nieco zmartwiło Bucky'ego. Nigdy nie widział jej w takim stanie, mimo że widział ją już w różnych sytuacjach. 

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz