rozdział 8

109 7 0
                                    

- Sam...

- Dlaczego o nim nie wspomniałeś? - spytał z pretensją Sam, patrząc na Bucky'ego ze złością. - Nikt się nawet nie zająknął!

Ana dogoniła ich szybko, wyrównując z nimi kroku i stając pomiędzy nimi, by w razie konieczności interweniować. Widziała wściekłość Wilsona i bezradność Barnesa, ale ona sama była tym wszystkim załamana. Natychmiast wytarła swoje łzy, uspokajając się nieco, by nie pokazać przy nich swojej słabości.

- Człowieku, pytam o coś! - warknął ponownie ciemnoskóry, chcąc po prostu znać odpowiedź na swoje pytanie.

- Wiem.

- Steve też o nim wiedział? Bo po reakcji Any mogę stwierdzić, że również nie wiedziała. - powiedział Sam już spokojniej, ale wciąż pozostawał wzburzony.

- Nic mu nie mówiłem. - oznajmił Bucky, a kobieta jedynie spojrzała na przyjaciela, co było wystarczającą odpowiedzią. Nie wiedziała o Izajaszu, aż do teraz.

- Mieliśmy czarnego superżołnierza dekady temu i nikt o nim nie słyszał? - zapytał ponownie Wilson, zatrzymując się i wskazując na budynek, z którego dopiero co wyszli. Nie dochodziła do niego ta cała popaprana sytuacja.

I nagle wszyscy usłyszeli sygnał policyjny, co w ich przypadku nie znaczyło nic dobrego. Cała trójka spojrzała na policyjny radiowóz, który stanął koło nich.

- Ej! O co chodzi? - spytał jeden z policjantów, gdy wraz ze swoim partnerem wyszli z pojazdu. Krzyki Sama było słychać z daleka, dlatego postanowili interweniować.

- Jest jakiś problem? - odezwał się drugi policjant.

- Rozmawiamy. - powiedział Sam spokojnie, nie zdając sobie nawet sprawy, że Anastasia stała się znów niewidzialna. Funkcjonariusze nawet nie wiedzieli, że tam była.

- Wszystko dobrze. - dodał Bucky, który również nie zauważył zniknięcia swojej żony. Ona lubiła tak znikać, a później nagle się pojawiać, przywykł do tego.

- Dokumenty poproszę. 

- Nie mam przy sobie. A o co chodzi? - spytał Sam, nerwowo spoglądając na policjanta za sobą. Nie podobało mu się, że zwrócili na ich uwagę, bo wiedzieli, że mogli wylądować na jakimś dołku.

- Poważnie? - odezwał się Bucky.

- Proszę się uspokoić. - polecił policjant, widząc zdenerwowanie obu mężczyzn. To tylko świadczyło o tym, że się przed momentem "kłócili".

- Jestem spokojny. Czego chcecie? - ciągnął dalej Wilson, gdy nagle poczuł dłoń na ramieniu. Prędko zorientował się, że Anastasii nigdzie nie było i że to właśnie była jej dłoń. Nie odezwał się jednak w tej sprawie, nie chcąc jej wtedy ujawniać.

- Daj papiery i spadajmy. - powiedział Barnes, patrząc znacząco na przyjaciela. Nie chciał mieć styczności z policją, bo doskonale wiedział, że inni wciąż uważali go za zabójcę, którym kiedyś był.

- Nie. - zaprzeczył od razu ciemnoskóry, nie zamierzając się wtedy podporządkowywać. Owszem, powinien, ale nie widział wtedy takiej potrzeby, emocje wciąż w nim buzowały. - Rozmawiamy.

- Zaczepiał pana? - zapytał policjant, kierując ów pytanie do Bucky'ego, który nieco się tym zdziwił. Nie chciał zdradzać nic funkcjonariuszowi, z resztą, tak naprawdę to przez niego Sam tak bardzo się wściekł.

- Nie, nie zaczepiał. Wiecie, kto to jest?!

Drugi z policjantów podszedł bliżej do swojego kolegi, plecami do całej trójki i wyszeptał mu na ucho.

- Oni są z Avengersów.

Dopiero po chwili do mężczyzny dotarło, z kim naprawdę miał do czynienia. Jego oczy rozszerzyły się, a usta otworzyły, gdy zdał sobie sprawę, kto przed nim stał. Był w szoku, bo pierwszy raz miał styczność z jakimś Avengersem.

- Najmocniej przepraszam, panie Wilson. Nie rozpoznałem pana bez tych gogli. Strasznie mi głupio, przepraszam.

Sam jedynie spojrzał kątem oka na Bucky'ego, nieco uspokojony, że sytuacja w jakimś stopniu się polepszyła.

Ale, ku ich kolejnemu nieszczęściu, podjechał do nich kolejny radiowóz i już tak kolorowo nie było.

- Zaczekajcie tu, zgoda?

Obaj policjanci skierowali się do swoich kolegów, zostawiając całą trójkę samych sobie.  Ana znów stała się widzialna i spojrzała na obu mężczyzn, nie wiedząc zbytnio co zrobić w tamtej chwili. Szczególnie że praktycznie całe osiedle zbiegło się, by zobaczyć co się działo i wtedy każdy z nich patrzył w ich stronę.

- Nikomu... - zaczął Bucky, nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy. - Nikomu nie powiedziałem, bo dość przeszedł i bez tego. - wyjaśnił pokrótce, czując się nieco winny, że nie powiedział o tym nawet Anastasii, do której miał największe zaufanie ze wszystkich.

Sam w odpowiedzi pokiwał tylko lekko głową.

- Panie Barnes. - odezwał się policjant, znów podchodząc do trójki zgromadzonych. Zdziwił się, że znajdowała się tam też jeszcze jedna osoba. - Oh, pani Blake, nie widziałem pani.

- A tak, zgadza się. Przez cały czas tu byłam, po prostu... - mruknęła Anastasia, machając lekceważąco ręką. Mężczyzna od razu zrozumiał, że najzwyczajniej w świecie stała się niewidzialna. - No i Blake-Barnes. Mam dwa nazwiska.

- Tak, rozumiem. - przytaknął od razu, kiwając głową. Ana trochę go onieśmielała, czego starał się nie pokazywać. - Przykro mi, ale musimy pana zatrzymać. - dodał do Barnesa.

- Został ułaskawiony przez prezydenta. - przypomniał Sam, wtrącając się do tamtej rozmowy. Nie chciał, żeby Bucky trafił przez to wszystko do więzienia, czy aresztu.

- Nie, nie w tej sprawie. Nie stawił się pan na terapię. To jak opuścić wizytę u kuratora. Przykro mi, jest pan aresztowany.

- Panowie, możemy załatwić to inaczej, co? Ja go zaprowadzę na tą terapię, ale wy nas puścicie wolno, dobrze? - wtrąciła Anastasia, zanim którykolwiek z policjantów zdążył podejść do Bucky'ego. Musiała to jakoś załatwić, bo nie zamierzała jechać radiowozem, a tak by zapewne było.

- My... - zaczął funkcjonariusz, spoglądając na swoich przyjaciół, jakby w próbie ratunku. Prędko wrócił wzrokiem do Anastasii..

- Nalegam. Przypilnuję go... Ich obu. Barnes zjawi się na tej terapii. - zapewniła, kładąc dłoń na sercu. Była zdolna zrobić wtedy wszystko, byleby się zgodzili. - Proszę.

Policjanci przez chwilę patrzyli na kobietę, nie wiedząc, jak postąpić. Zdziałała już tyle dla świata, nie mieli podstaw, by jej nie wierzyć. I choć niegdyś uważana za przestępcę, to przecież nigdy nim nie była.

- Zgoda. - powiedział w końcu jeden z policjantów, ku uciesze całej trójki. - Ale proszę być tam, jak najszybciej, bo inaczej będziemy zmuszeni was zaaresztować.

- Dotrzymam słowa. I dziękuję bardzo. - powiedziała pospiesznie Ana, uśmiechając się w stronę mężczyzny. Dziękowała mu, że się zgodził. - Chodźcie. - mruknęła do swoich towarzyszy, mierząc ich wzrokiem. Zaraz jednak odwróciła się z powrotem do policjanta. - Do widzenia i dziękuję jeszcze raz.

Złapała obu za nadgarstki i pociągnęła w jakimś kierunku, nieświadomie każąc im za sobą iść, jak posłuszne pieski. Musieli wrócić i czym prędzej stawić się u terapeutki Bucky'ego, by nie mieć gorszych problemów. A ona zamierzała tego dopilnować, choćby nie wiedziała co.

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz