rozdział 12

94 5 0
                                    

Madripoor było położone w morskiej Azji Południowo-wschodniej. Podzielone na bogate Górne Miasto i upośledzone Dolne Miasto, było domem dla dużego przestępczego półświatka. Obsługuje także port przemytniczy z Zatoki Buccaneer. A ponieważ Madripoor nie dokonuje ekstradycji, jest dyplomatyczną przystanią dla przestępców, której przewodniczy Power Broker. Bądź też Rose Vaines, ale o tym akurat wiedziało mało osób.

Anastasia, Bucky, Sam i Zemo znaleźli się tam zadziwiająco szybko. Miasto było piękne, oświetlone na wiele kolorów, ale oni nie mieli zbytnio czasu się tym zachwycać. Przebrani za odpowiednie osoby - poza Aną, która szła razem z nimi niewidzialna - przemierzali przez most prowadzący do Madripoor.

- Coś tu nie gra. Tylko ja mam wyglądać jak alfons? - odezwał się Sam i, choć podobał mu się tamten strój, czuł się w nim nieco dziwnie.

- Jedynie Amerykanin bierze czarnoskórego eleganta za alfonsa. - odparł mu Zemo, jakby urażony tamtymi słowami, choć nie były kierowane do niego. - Wyglądasz dokładnie jak ten, którego masz grać. Czarujący afrykański hulaka Conrad Mac, czyli Uśmiechnięty Tygrys. - dodał, podając mu telefon, gdzie wcześniej włączył odpowiednie zdjęcie i dane ów mężczyzny.

- Nawet ksywę ma kretyńską. - skomentował Sam, wciąż nieprzekonany do tamtego pomysłu, ale nie było mu się czego dziwić. - Ale podobny do mnie jak cholera. - dodał zgodnie z prawdą, widząc spore podobieństwo z nieznanym mu mężczyzną.

- Czujecie? - odezwał się po chwili Zemo.

- Co to, oczyszczalnia ścieków? - spytał Wilson, sam czując nieprzyjemny smród.

- Madripoor. - odparł od razu mężczyzna, spoglądając na swoich towarzyszy podróży. - Nieważne, co się stanie, gramy role do końca. Jeden mały błąd i po nas. - dodał zgodnie z prawdą, nie chcąc sobie nawet wyobrazić, jak mogło się to wszystko skończyć. - Górne Miasto jest tam. Niezłe miejsce, polecam. - ciągnął dalej, wskazując w odpowiednim kierunku. Uśmiechnął się delikatnie, jednak zaraz wskazał w inną stronę. - Ale my jedziemy do Dolnego.

Podeszli do auta, które już na nich czekało, po czym wsiedli do środka. Bucky zerknął jeszcze za siebie, gdzie stała Anastasia, której niestety nie widział, ale jej ręka na jego ramieniu mówiła mu, że tam była. Mężczyzna pokręcił jeszcze głową sam do siebie, po czym wsiadł, a zaraz za nim Ana, siadając na jego kolanach, żeby kierowca nie skapnął się, że ktoś jeszcze z nimi był. Barnes objął kobietę niezauważalnie, na co uśmiechnęła się pod nosem.

- Niech zgadnę. W Górnym nie mamy kumpli? - odezwał się Sam, podchodząc do samochodu od drugiej strony.

Zemo nie odpowiedział, a jedynie wsiadł do auta z delikatnym uśmiechem.

Już po chwili ruszyli w odpowiednim kierunku.

~*~

Na zewnątrz padał deszcz, kiedy jechali i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nagle okrążyło ich kilka motocyklistów. Sam obejrzał się za siebie, bo nie podobało mu się to, co widział. Bucky patrzył natomiast w okno, podobnie do Anastasii, która starała się udawać niewzruszoną, choć czuła dziwny strach przed tamtym miejscem.

Wreszcie zamaskowani mężczyźni zawrócili, gdy znaleźli się pod jakimś mostem, w tunelu, a oni bez większych problemów mogli jechać dalej.

Kiedy kilka minut później wyszli w końcu ze samochodu i skierowali się w tylko Zemo znaną stronę, od razu zauważyli, że tamto miejsce tętniło życiem. Ludzie wozili się drogimi autami, inni bawili się na ulicach, tańczyli, pili alkohol, palili... Tamto miejsce było jak inny świat, ale żadne z nich nie chciałoby tam zamieszkać na dłużej. Ani zostać.

Bucky co chwilę oglądał się za siebie, w nadziei, że Anastasia nigdzie nie zgubiła się po drodze. Mimo że ją znał i wiedział, do czego była zdolna, bał się o nią. Bo w jego mniemaniu była delikatną, drobną kobietą, o którą musiał się troszczyć.

Już po kilkunastu minutach weszli do jakiegoś budynku, rozglądając się wokoło. Zemo przywitał się z kimś uściskiem dłoni, a oni szli za nim, jak potulne pieski, wiedząc, że tylko on wiedział, gdzie iść i jak się zachować. DILER MOCY CZUWA - głosił napis na ścianie, który zauważyła Anastasia. Dreszcze przeszły jej po plecach, a w głowie narodziło się mnóstwo pytań odnośnie tego, kim był Power Broker.

- No to jesteśmy. - oznajmił Zemo, gdy wreszcie znaleźli się już w odpowiednim miejscu. Było tam pełno ludzi, co niezbyt im sprzyjało. - Gotowy na rozkazy, Zimowy Żołnierzu? - spytał w innym języku, w nadziei, że Bucky go zrozumie. Ana prędko przetłumaczyła mu, co powiedział.

- To Zimowy Żołnierz? - spytał głos, zdziwiony widokiem mężczyzny. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, że Barnes nie był już tym mordercą, co lata wcześniej.

- Witam panów. - powiedział kelner, gdy stanęli przed ladą chwilę później. - Co za niespodzianka, Uśmiechnięty Tygrysie.

- Zmieniły mu się plany. - odparł Helmut, zamierzając ratować całą tamtą sytuację. Zdawał sobie sprawę, że tylko on mógł to zrobić. - Mamy coś do odgadania z Selby.

- To co zwykle? - spytał barman, patrząc na Sama spod przymrużonych powiek. Wilson przytaknął skinieniem głowy.

Mężczyzna zabrał się za robienie drinka dla Sama, ale cała czwórka spojrzała na niego, nie do końca rozumiejąc, dlaczego wyciągał węża z jakiegoś pojemnika. Nikt się jednak nie odezwał, dając mu robić swoje.

- Twój ulubiony drink. - skomentował Zemo, jakby ucieszony, że Sam będzie to pił.

Bucky odwrócił wzrok, nie będąc w stanie patrzeć na wyciągane flaki z węża. Nie chciał tam być, pragnął wyjść i zaszyć się gdzieś z Anastasią, z dala od ludzi i tego wszystkiego. Ale nie mogli, najzwyczajniej w świecie musieli ciągnąć tamto przedstawienie do końca.

Barman postawił wreszcie drinka przed Wilsonem, który aż odwrócił wzrok, nie będąc w stanie patrzeć na to, co mu podano. Wzięło go na wymioty, ale nie mógł przestać udawać, bo wtedy wszystko by się posypało.

- No to do dna. - powiedział niezbyt przekonany, biorąc kieliszek do rąk.

- Zdrówko, Conrad. - odezwał się Zemo z delikatnym uśmiechem, czując pewnego rodzaju satysfakcję.

Anastasia nie patrzyła, jak jej przyjaciel pije tamtego drinka, bo oparła głowę o plecy Bucky'ego i zamknęła oczy, nie mogąc na to wszystko patrzeć. Sama miała ochotę zwymiotować, gdy tylko pomyślała o tamtym wężu.

Barman zmierzył Sama wzrokiem i wreszcie odszedł. Ale za to podszedł do nich jakiś mężczyzna i stanął koło Zemo, który prędko się do niego odwrócił.

- Dzwonili z góry. Nie jesteś tu mile widziany. - powiedział zgodnie z prawdą, nawiązując do rozmowy z Rose, a bardziej jej bratem, Avery'm, którą odbył zaledwie kilka minut wcześniej.

- Nie mam nic do Dilera Mocy, ale skoro nalega, może tu przyjść i pogadać ze mną... - odparł mu, chętny, by znów zobaczyć się z Rose. Wciąż nie mógł wyjść z podziwu, jak taka kobieta, jak ona, rządziła tamtymi wszystkimi ludźmi.

- Nowy fryz? - odezwał się mężczyzna, kierując tamto pytanie do Bucky'ego, który zmierzył go wzrokiem.

- Albo wysłać na tę rozmowę Selby. - dokończył Zemo. Mężczyzna spojrzał jeszcze na niego, po czym prędko odszedł.

- Diler Mocy, serio? - odezwał się Bucky po raz pierwszy od dłuższego czasu.

- W każdym królestwie jest król. Bądź królowa. - odparł Helmut, wzruszając ramionami. Uśmiechnął się delikatnie, ledwo zauważalnie. - Liczę, że jakoś się prześlizgamy.

- Znasz gościa? - spytał Sam, wtrącając się do tamtej rozmowy.

- Tylko ze słyszenia. - skłamał gładko, nie chcąc się przyznać, że miał kiedyś romans z Power Brokerem. - Na Madripoorze jest władcą absolutnym.

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz