rozdział 7

143 7 0
                                        

Baltimore, Maryland

Czas minął im dość szybko, ale to, co najbardziej zdziwiło Anastasię i Sama, to fakt, że wylądowali w nieznanej sobie dzielnicy, dość biednej dzielnicy, gdzie zabrał ich Bucky. Mężczyzna bez słowa prowadził ich do pewnego domu, gdzie znajdował się pewien nieznany im człowiek.

- Czarny Falcon! - zawołał jakiś chłopiec, widząc na horyzoncie całą trójkę. Sam odwrócił się w jego stronę, trochę zdziwiony, że ktoś go tam kojarzył.

- Po prostu Falcon. - odezwał się Sam, w głębi duszy ciesząc się, że ktoś go znał. Czasami zapominał, że był przyjacielem Kapitana Ameryki i że tak, jak on, był dość znany.

- Nie. Tata mi mówił, że jesteś Czarny Falcon. - oznajmił chłopak, uparcie zostając przy swoim.

- Bo jestem czarny i jestem Falconem?

- Chyba wszystko się zgadza. - odezwał się małoletni, nieco zmieszany słowami mężczyzny. Raczej nie spodziewał się, że mężczyzna tak to ujmie.

- Czyli ty jesteś kto? Czarny Dzieciak?

Kolega chłopaka złapał się za głowę, śmiejąc się pod nosem. Drugi natomiast wywrócił oczami, na co Sam roześmiał się w głos. Anastasia jedynie pokręciła głową, uśmiechając się delikatnie. Cała tamta sytuacja była dość zabawna.

- Ale się wkopał, co nie? - zaśmiał się Sam, wracając się do jednego z chłopców.

- Jak se chcesz. - mruknął chłopak, ale Sam już go nie słuchał, a zamiast tego dogonił małżeństwo, które zdążyło już odejść.

Wreszcie dotarli pod odpowiedni adres. Bucky wdrapał się na ganek, a zaraz za nim pozostała dwójka. Na tabliczce na drzwiach napisane było ZAKAZ WSTĘPU, a drzwi były zabarykadowane kratami, jak w więzieniu.

Mimo tego Barnes zapukał, oczekując kogokolwiek, kto by ich wpuścił do środka. I wreszcie drzwi się otworzyły, a za nimi stanął jakiś nieznany im chłopak.

- Przyszliśmy do Izajasza. - odezwał się Bucky, a Sam z Anastasią spojrzeli na siebie nawzajem, nie znając nikogo o takim imieniu. 

- Nie mieszka tu taki. - oznajmił nastolatek, dość znudzonym głosem. Od dawna miał za zadanie nie zdradzać położenia wspomnianego mężczyzny, więc i tym razem zamierzał skłamać.

- Chcemy z nim tylko pogadać. - ciągnął dalej Barnes, nie zamierzając ustępować w tamtej chwili. Musiał im go przedstawić, i tak już za długo z tym zwlekał.

- Państwo mnie chyba nie dosłyszeli. Nie wejdziecie tu. Także, miłego dnia. Żegnam.

Bucky spojrzał na Anastasię, po czym spuścił głowę w dół, postanawiając ciągnąć to dalej. Zależało mu na spotkaniu z mężczyzną i był gotów zrobić wszystko, by tak się właśnie stało. Musiał, dla własnego sumienia.

- Powiedz mu, że przyszedł gość z baru w Goyang. On wie, o co chodzi.

- Dobra, chwila.

Chłopak zamknął drzwi, zostawiając ich na chwilę samych. Nie widziało mu się wpuszczanie ich do środka, ale skoro tak nalegali...

Cała trójka w tym samym czasie rozejrzała się wokoło, po okolicy, gdzie biegały ciemnoskóre dzieci, gdzie rozmawiali dorośli... Życie się tam toczyło pełną parą, podczas gdy oni znów musieli się zmierzyć z nieznanym wrogiem.

- Miły chłopak. Skąd znasz tego gościa? - zapytał Sam, patrząc na mężczyznę ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Nie podobało mu się to wszystko, ale skoro już tam byli...

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz