rozdział 16

91 6 0
                                        

Cała piątka szła przed siebie. Byli w porcie, a wokół nich było pełno metalowych kontenerów z niewiadomymi im rzeczami. Mimo wszystko szli za Sharon, która jako jedyna znała tamto miejsce.

- Przy Madriporze nawet Nowy Jork blednie. - odezwał się Sam, podążając z Buckym ramię w ramię.

- I imprezować potrafią. - dodał Zemo, jakby to miało wtedy jakiekolwiek znaczenie.

Sharon i Anastasia, które szły na przedzie, rozejrzały się, wychodząc zza jednego z kontenerów. Chciały być pewne, czy nikt ich tam nie zaatakuje, a było to bardzo prawdopodobne w ich obecnej sytuacji.

- Ścigają was. - odezwała się blondynka w pewnym momencie, ruszając w jakimś kierunku, a oni zaraz za nią, jak posłuszne pieski. - Im dłużej tu siedzicie, tym mniejsze szanse przeżycia. - dodała, czemu nie mogli zaprzeczyć. Miała rację, im dłużej tam byli, tym bardziej się narażali. - Dobra, to tu. Kontener 4261. - oznajmiła, wskazując w odpowiednią stronę. - Postoję na czatach. Ale streszczajcie się.

Dziewczyna podała całej czwórce słuchawki, które od razu włożyli do uszu.

- Sharon, poczekaj. - odezwała się Ana, doganiając jeszcze dawną znajomą. Ta spojrzała w jej stronę, trochę nie wiedząc, jak się zachować. - Postoję z tobą, wolę mieć pewność.

- Nie ufasz mi?

- A ty mnie?

Sharon nie odezwała się, bo wbrew pozorom jej ufała w jakimś stopniu. Fakt, była na nią zła za dawne lata, ale z drugiej strony się jej nie dziwiła. Anastasia również miała ciężko.

- Przepraszam, że ci nie pomogłam. - odezwała się starsza, idąc przed siebie, jakby z dumą. Carter widziała jednak w jej oczach pewien smutek.

- Było minęło, Anastasia. - mruknęła, czując się trochę nieswojo tylko w jej towarzystwie. Zawsze uważała ją za silną kobietę, która nie cofnie się przed niczym i wciąż tak uważała, pomimo upływu lat. - Wiem, że miałaś większe kłopoty ode mnie, nie jestem aż tak zła. Pomagałaś swoim przyjaciołom, to zrozumiałe.

- Steve bardzo cię lubił.

- Ale wolał moją ciotkę. - odparła Sharon zgodnie z prawdą, czemu Anastasia nie mogła zaprzeczyć. Steve wybrał Peggy, jej przyjaciółkę z czasów wojny i temu nie mógł nikt zaprzeczyć, nawet jeśli ktoś bardzo by tego chciał. - Skończmy ten temat.

Anastasia nie odezwała się więcej, monitorując z Sharon całe tamte miejsce. Wolała mieć pewność, tą cholerną pewność, że dziewczyna ich nie zdradzi i że nikt ich tam nie zabije.

- Ej, Sharon. Jesteś pewna na stówę? Kontener jest pusty. - odezwał się Sam, kiedy tylko otworzyli odpowiedni kontener. Czarnowłosa spojrzała na idącą obok dziewczynę.

- Nie ma takiej opcji.

- Uważajcie na siebie, chłopcy. - powiedziała Ana, martwiąc się o całą trójkę, w szczególności o Sama i Bucky'ego, mimo że wiedziała, że potrafili dać sobie radę.

~*~

- Panowie, mamy towarzystwo. - odezwała się Sharon kilkanaście minut później, zauważając na horyzoncie podejrzaną grupkę, która z całą pewnością ich szukała. - Ubezpieczaj. - dodała, patrząc na swoją towarzyszkę.

Ana nie odpowiedziała, a jedynie kiwnęła głową, zgadzając się osłaniać Carter. Prędko stała się niewidzialna i zaczęła obserwować przeciwników. Ci nie wyglądali na miłych.

To Sharon zaatakowała ich jako pierwsza i pobiła trójkę z nich, doprowadzając do nieprzytomności.

- Masz parę, dziewczyno. - skomentowała Ana, kiwając głową z uznaniem, po tym jak znów stała się widzialna. - Następnym razem daj mi się trochę z nimi zabawić.

Carter zaśmiała się cicho, doskonale wiedząc, że kobieta była jedną z lepszych.

Ich spokój nie trwał za długo, bo po chwili na horyzoncie dostrzegły coraz więcej osób, co nie wróżyło nic dobrego. Spojrzały po sobie, gotowe walczyć z nimi wszystkimi, nawet jeśli nie miały zbyt wiele szans na wyjście z tego żywym.

- Całe miasto się zbiegło, trzeba spadać.

Sharon i Anastasia nie musiały długo czekać, aż ktoś ich zaatakuje. Ta pierwsza od razu zajęła się jednym z gości, który wtedy na nich wpadł.

- Dasz sobie radę? - spytała czarnowłosa, gdy kolejny z napastników wylądował dzięki niej na ziemi. Nie przejmowała się nim, przyzwyczajona do takich sytuacji.

- Jasne, idź.

Zaczęli walczyć, podczas gdy Ana prędko ruszyła w stronę kontenera, w którym znajdowali się jej towarzysze. Musiała im pomóc i w razie konieczności odeprzeć atak napastników, bo nie mogła pozwolić nikomu zniszczyć ich planu.

~*~

- Teraz to już naprawdę trzeba się zwijać. - powiedziała głośno Sharon, wparowując do odpowiedniego kontenera. Zatrzymała się jednak, nie zauważając nigdzie Anastasii, która przecież powinna tam być. - Gdzie Ana?

Nikt nie zdążył odpowiedzieć, gdy Zemo strzelił do mężczyzny. Sam natychmiast go przytrzymał, Sharon wyrwała mu broń, którą znikąd wziął...

- Coś ty narobił?

Ale i tym razem nikt nie zdążył odpowiedzieć. Jakiś mężczyzna pociągnął za spust i rozsadził cały kontener, przez co wszyscy upadli na ziemię, nie wiedząc, co się stało. Byli obolali, w uszach im szumiało...

- Sharon, gdzie jest An? - spytał Bucky z pewnym bólem, czując każdy skrawek swojego ciała. Zamiast sobą, przejmował się jednak swoją ukochaną, której nigdzie nie było.

- Właśnie myślałam, że tutaj. Nie było jej tu? - odparła Sharon, zwijając się z bólu. Z trudem w ogóle wypowiedziała tamte słowa.

- Była z tobą.

Bucky, który ledwo podniósł się z ziemi, rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu swojej ukochanej, która, miał nadzieję, gdzieś tam była. Nigdzie jej jednak nie widział, co bardzo go martwiło. Bał się o nią, martwił się, że coś mogło się jej stać, że leżała gdzieś nieprzytomna bądź, co gorsza, martwa.

- Ktoś wie, gdzie jest Zemo? - spytał Sam, również pomału podnosząc się do siadu, co wcale nie było łatwym zadaniem, bo wszystko go bolało.

- Zwijamy się. Później ich znajdziemy. - oznajmił Bucky, pomagając wstać Sharon, a później Samowi. Doskonale widział, że tamto miejsce mogło wybuchnąć jeszcze raz przez fiolki z różnymi substancjami, które już zaczęły się gotować od panującej tam temperatury.

I właśnie tak się stało, dosłownie chwilę po ich wyjściu.

- Dobra! Czekajcie na mój sygnał! - zawołał Bucky, ale tak naprawdę nie do końca go słuchali.

Sam prędko zniknął im z pola widzenia.

- Cholera!

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz