rozdział 1

145 10 2
                                    

Bucky momentalnie podniósł się do siadu po kolejnym koszmarze, który wciąż nawiedzał jego głowę. Minęło już tyle czasu, a wspomnienia Zimowego Żołnierza wciąż zaprzątały jego myśli.

Mężczyzna oddychał głęboko, by unormować swój oddech. Nie musiał długo czekać, by jego ukochana zjawiła się w pomieszczeniu. Miała jakiś instynkt, który podpowiadał jej, gdy Barnesowi znowu śniły się koszmary. Z resztą, nie spała jeszcze, więc mogła bez problemu do niego

Telewizor grał, leciał akurat jakiś mecz, a mężczyzna siedział na ziemi, okryty jedynie kocem. Chłód jego metalowej ręki też robił swoje.

- Znów? - spytała, a on pokiwał głową na potwierdzenie jej słów. Kobieta westchnęła cicho i usiadła koło niego, dotykając dłonią jego policzka. - To kiedyś przejdzie. - powiedziała, chcąc w to wierzyć. Miała nadzieję, dużo nadziei, nawet po swoich przejściach.

- A jeśli nie? Jeśli przez cały czas będzie mnie to nawiedzać? - spytał cicho, a w jego oczach pojawiły się łzy. Nie płakał, nigdy nie płakał, ale kiedy ona była obok... Czuł, że go nie wyśmieje, że nie będzie oceniać.

- Poradzimy sobie z tym jakoś, obiecuję. - odparła cicho, posyłając w jego stronę delikatny uśmiech. Zaraz wstała na równe nogi i wystawiła do niego dłoń. - Chodź, pójdziemy do łóżka, nie będziesz spał na ziemi.

- Wygodnie tu.

- Tak sobie wmawiaj. - powiedziała, wywracając oczami, bo niezbyt mu wierzyła. Spanie na ziemi nigdy nie było wygodne, ale nie zamierzała mu tego zabrania. - No chodź. - zachęciła, a on w ostateczności złapał jej dłoń i wstał z jej pomocą.  - Jutro masz wizytę.

- Nie przypominaj nawet. - mruknął w odpowiedzi, markotniejąc na samą myśl wizyty u terapeuty. Sam nie wiedział, jakim cudem tam trafił i dlaczego nie zrezygnował.

~*~

- I co, Barnes? Dalej masz te swoje koszmary? - spytała kobieta, terapeutka, która miała pomóc mu z uporaniem się z przeszłością. Nawet jeśli nie chciał tam iść, twierdząc, że Anastasia mu pomoże, bo pomogła już nie raz, ta stwierdziła, że pomoc profesjonalisty będzie lepsza. Szczerze, że sama czasami nie dawała sobie już rady.

Bucky nie odpowiedział, wpatrując się obojętnym spojrzeniem w kobietę przed sobą.

- James, zadałam ci pytanie. - powiedziała głośno, gdy przez dłuższą chwilę się nie odzywał, ani nie reagował. - Czy nadal masz koszmary?

- Nie. - odparł jej, choć było to kłamstwem. Oczywiście, że miał, ale nie zamierzał się przed nią spowiadać za każdym razem. Męczyło go już to.

- Spotykamy się już dłuższy czas. Dobrze wiem, kiedy kłamiesz. - stwierdziła, przekrzywiając głowę w bok, ale wciąż na niego patrząc. - Wydajesz się dzisiaj jakiś nieswój. - dodała, mimo wszystko martwiąc się o niego. - Coś się wydarzyło ostatnio?

- Nie. - zaprzeczył ponownie Bucky, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią. Nie miał się nad czym zastanawiać, nie chciał się jej spowiadać po raz enty.

- Jesteś teraz cywilem. - oznajmiła kobieta, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Oboje wiedzieli, że był już tylko cywilem i musiał sobie z tym jakoś poradzić. - Ale z barwną przeszłością, więc rząd chce mieć pewność, że... Nie zrobisz jakiś...

Nie wiedziała, jak to ubrać w słowa, dlatego gestykulacja jej w tym znacznie pomogła. James zrozumiał niemalże od razu, o czym mówiła i pokiwał głową na znak zrozumienia.

- To był warunek twojego ułaskawienia, więc opowiedz mi o ostatnim koszmarze.

Bucky prychnął.

- Nie miałem koszmaru. - powiedział dobitnie, starając się ją do tego jakoś przekonać.

Obiecasz? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz