Rozdział 30

402 24 3
                                    

"Ojcze, powiedz mi, czy dostajemy to, na co zasługujemy?
Dostajemy to, na co zasługujemy

I tak idziemy na dno..."

***

Mój oddech zatrzymuje się w klatce piersiowej i próbuję zrozumieć, czy dobrze usłyszałam "Margaret, zwolnij. Co masz na myśli mówiąc, że Andy jest w szpitalu?"

Szybko odsuwam się od Harry'ego, zaczynając panikować, kiedy wstaję, przyciskając dłoń do czoła i patrzę na Harry'ego, który wciąż patrzy na mnie z nieczytelnym wyrazem twarzy i zmarszczonymi brwiami.

Przez telefon słyszę tylko szloch Margaret. Jest zrozpaczona, nie może nawet mówić.

Co się stało? O Boże, czy on próbował zrobić sobie krzywdę? Czy miał wypadek samochodowy?

Wiem, że po tym, co mi zrobił, nie powinnam się tak martwić jak teraz, ale po prostu nie mam w sobie siły na nienawiść czy złośliwość. Nigdy nie potrafiłabym się cieszyć na myśl o tym, że komuś dzieje się krzywda, niezależnie od tego, co mi zrobił.

"Wiedziałaś, Abby?" płacze, brzmiąc przy tym, jakby miała złamane serce.

Margaret zawsze była dla mnie miła. Nigdy nie mówiła zbyt wiele, sprawiała wrażenie powściągliwej i opanowanej, ale mimo to zawsze była uprzejma.

Moje własne serce pęka, słysząc ją tak przygnębioną.

"Wiedziałam co? Margaret, nie rozumiem, co się stało?" mówię, stając się jeszcze bardziej spanikowana i rzucam Harry'emu dziwne spojrzenie, kiedy ten podrywa się z kanapy i idzie do kuchni, chwyta szklankę i wyciąga spod zlewu butelkę whisky.

Poważnie?

Moja uwaga zostaje oderwana od niego, gdy Margaret wykrztusza z siebie to, co mówi dalej i cały kolor znika z mojej twarzy, a ręka opada mi na bok "Narkotyki... Czy wiedziałaś, że brał narkotyki?"

Prawie upuszczam telefon, przyciskając dłoń do żołądka, gdy czuję, że chcę mi się wymiotować "O czym ty mówisz?" pytam, a mój umysł gna z prędkością stu mil na godzinę.

Andy nigdy nie tknąłby narkotyków. Co się, kurwa, stało?

Patrzę zrozpaczonym wzrokiem na Harry'ego, który opiera się o kuchenny blat i z zaciśniętą szczęką pije drink, który sam zrobił.

Nawet nie chce na mnie spojrzeć i nie rozumiem, dlaczego przynajmniej nie zapytał, co się dzieje, a nawet wydaje się, że się tym przejmuje.

Przez telefon rozlega się jeszcze jeden trzeszczący szloch, po czym słyszę ciche rozmowy i szuranie, a przez telefon dobiega mnie głos ojca Andy'ego "Abby?"

Brzmi o wiele bardziej opanowanie. Jest niemal zupełnie niewzruszony, a w jego głosie słychać ten sam pewny siebie ton.

"David, cześć - przepraszam, czy możesz mi powiedzieć, co się dzieje?" mówię pospiesznie, z każdą sekundą czując się coraz bardziej zestresowana.

Dźwięk, jaki wydaje Harry, uderzając szklanką o blat, zaskakuje mnie, kiedy przyciska dłonie do blatu, zwieszając głowę i zgrzytając zębami.

Dlaczego on tak się zachowuje?

Bardziej niż czegokolwiek innego pragnęłam pójść do niego, żeby poczuć się bezpieczna przed burzą, która jakby się wokół mnie rozpętała, ale on jakby nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.

"Margaret jest trochę zbyt zdenerwowana, żeby teraz rozmawiać" wyjaśnia, ale jego słowa brzmią na zirytowane "Jesteśmy w szpitalu we Frankston. Dziś rano dostaliśmy telefon, że Andy został przywieziony zeszłej nocy"

Stall (h.s.) TŁUMACZENIE PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz