Rozdział*10

38 3 9
                                    

Damona po rozmowie z Galonem poczuła się spokojniejsza na tyle, że była w stanie zasnąć w miękkim łożu. Jednak rzucała się nerwowo po posłaniu, pod wpływem snu, który nie pierwszy raz w życiu ją męczył. Koszmar związany z pierwszą ucieczką, po odkryciu przez ludzi jej sekretu. Dalej pamiętała wściekły tłum, który gonił ją z pochodniami. Rzucali w nią kamieniami, nazywali wiedźmą, demonem. Serce ze strachu szybko biło w jej piersi, jakby i ono chciało przed nimi uciec. Kaptur, który zapewniał jej bezpieczeństwo, opadł bezużyteczny na plecy, gdy pędziła do domu.

Nie musiała nic mówić Galonowi, który zrozumiał, że muszą uciekać. Wiecznie spakowane dwie torby z najpotrzebniejszymi rzeczami zarzucili sobie na ramiona. Wybiegli z chaty, mogąc jedynie liczyć, że tłum wreszcie odpuści. Ludzie gonili ich długo, krzyczeli za nimi i rzucali tym, co wpadło im w dłonie. Damona niemal czuła ból, który jej wtedy towarzyszył. Jak bardzo żałowała, że nie mogła się obronić przed nimi. Na szczęście tłum wreszcie odpuścił, lecz nie strach, który od tamtego dnia towarzyszył Damonie.

Jej największym lękiem stało się odkrycie przez innych jej czerwonych oczu, bała się tego, tak przez wiele lat i nawet teraz, gdy wreszcie mogła zdjąć kaptur, który wcześniej stanowił jedyną gwarancję bezpieczeństwa. Bała się, że eliksir przestanie działać, a ludzie zaczną się jej bać, jak w innych wioskach i miastach.

Właśnie ze strachem obudziła się gwałtownie. Łapała oddech, usiłując się uspokoić. W oczach miała łzy, które przybyły wraz z tym okropnym wspomnieniem, którego od lat nie mogła się pozbyć.

– Nikt nie wie, nikt nie wie, nikt nie wie – powtarzała raz za razem, by się uspokoić. Serce powoli zwalniało swój rytm.

Dopiero po kilku minutach udało jej się uspokoić na tyle, że była w stanie wstać i spojrzeć na siebie w lustrze. Dotknęła swoich włosów, do których koloru dalej nie mogła się przyzwyczaić. Razem z szkarłatnymi oczami sprawiały, że wyglądała przerażająco.

– Dlatego się ciebie boją – rzekła do swojego odbicia. Wkropiła do oczu eliksir. Uśmiechnęła się lekko, widząc ich orzechowy odcień. Dopiero po tej czynności zadzwoniła dzwonkiem, by wezwać Sofię. Dalej nie miała sukni, którą byłaby w stanie ubrać sama.

Służąca przybyła po kilku minutach.

– Dzień dobry, pan... Damono. W czym mogę pomóc ? – zapytała.

– Przyda mi się pomoc z ubraniem się. Pewnie dalej nie została zacerowana tamta niebieska suknia?

– Niestety nie, rozdarcie okazało się na tyle duże, że krawcowe zdecydowały się trochę przerobić suknię, żeby nie było widać zniszczenia.

– Rozumiem, zatem ubiorę tę czerwoną suknię.

– Inne wyjścia nie ma. Pozostałe suknie dalej schną, więc tylko ta zostaje. Postaram się, zorganizować nowe.

– Nie ma takiej potrzeby, dzisiaj idę z Luminą do krawcowej, więc kupimy jakieś stroje.

– Z królewną Luminą?

– Uwierz, że byłam tak samo jak ty zdziwiona jej propozycją, Sofio, ale nie wypadało odmówić.

– Oby tylko te zakupy nie skończyły się tragicznie, pan... Damono ­– rzekła, pomagając dziewczynie ubrać suknię.

– Spokojnie, nie musisz się o mnie martwić, dam sobie radę.

Sofia nie była tego taka pewna, ale kiwnęła głową, następnie przystąpiła do wiązania gorsetu, którego Damona tak nie lubiła. Pamiętała, że dziewczyna woli, gdy nie jest mocno ściśnięty.

Siostry blasku i cienia [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz