Rozdział 45

320 25 20
                                    

Kyubii przejmujący kontrolę zadziwiająco mnie wymęczył. Leżałem na futonie praktycznie nie przytomnie. Kiedyś śnieżnobiała pościel zdążyła przesiąknąć krwią jednak banshee okupowała łazienkę prawie od godziny. U mojego boku siedzieli Hatake i Sasuke nie zamieniający ze sobą żadnego słowa.
Spróbowałem się podnieść bo miałem już dość leżenia we krwi. Usiadłem powoli na łóżku, przyglądając się twarzą moich towarzyszy. Sasuke wydawał się pogrążony w myślach a Kakashi wyjątkowo nie czytał tej swojej książki.
Chciałem wstać ale do pokoju wparowała Sakura

-...Łazienka wolna.- szepnęła prawie, że od razu wychodząc zostawiając otwarte na oścież drzwi.

-Sasuke, idź.- powiedziałem. Ten bez słowa sprzeciwu udał się do łazienki, widocznie zmęczony. Wtedy dopiero głęboko odetchnąłem.

-Jak się czujesz?- spytał po raz któryś Kakashi.

-Tak samo jak sześć minut i trzydzieści cztery sekundy temu.- fuknąłem.

-Ale humor ci widzę dopisuje.- westchnął.- muszę iść porozmawiać z... Tsunami-san. Poradzisz sobie?- zapytał i wstał.

-Tak, tak. Nic mi przecież nie jest.- wywróciłem oczami. Hatake skinął głową i wyszedł.

Chwile później po pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi. Wyczułem na korytarzu chakre Tazuny.

-Proszę...- powiedziałem cicho po chwili namysłu. Do pokoju niepewnie wszedł starszy mężczyzna. Usadowiłem się prosto, patrząc na niego uważnie. Stanął praktycznie, że na środku pomieszczenia i chwile milczał.
-Em... Coś się stało?- zapytałem, unosząc brew.

-Słuchaj, dzieciaku. Może trochę źle cie oceniłem...- mruknął, patrząc w dół. Przekręciłem głowę, nie wiedząc zbytnio o co mu chodzi.
-Gdyby nie ty, ta wioska najprawdopodobniej legła by w gruzach, a Gatō dalej by się panoszył.- kontynuował. Skinąłem głową, przymykając lekko oczy.

-Jeżeli przyszedł pan przepraszać, to proszę to zrobić i wyjść.- powiedziałem beznamiętnie. Starszy wyraźnie bił się z myślami. Zapewne w kwestii przeprosin.

Dłuższą chwile milczeliśmy, aż mężczyzna odwrócił się na pięcie.

-Wiedz tylko, że... Jestem ci wdzięczny.- szepnął i wyszedł. Duma go przygniotła? Prawdopodobnie. Ale chociaż próbował.
Zaraz po starcu do pokoju wbiegł Inari.

-Naruto-san!- krzyknął i rzucił się na moje łóżko. Jego głowa zwisała nisko, co chwila pociągał nosem. Płakał.
Uśmiechnąłem się lekko widząc go.

-Już w porządku, Inari.- zapewniłem, starając się go uspokoić. Ośmiolatek zamiast tego zaczął się lekko trząść.

-J-ja, uratowałeś mnie i-i... wszystkich. Dziadek opowiadał. Powiedział, że za-zabiłeś Gatō. T-ty...- co chwile się jąkał albo przerywał mu szloch. Westchnąłem cicho i pogładziłem go po plecach.

-Głęboki oddech, uspokój się i potem wysłów.- mruknąłem. Chłopiec nic sobie jednak z tego nie zrobił.

-J-jesteś bohaterem. Przepraszam, ż-e wcześniej... wcześniej...- zaniósł się głośniejszym płaczem. Nie wiedziałem zbytnio co mam zrobić.

-Nic nie szkodzi, naprawdę. Zrobiłem to, co należało.- uśmiechnąłem się niezręcznie.- Teraz się uspokój. Już wszystko w porządku...- znów wymruczałem. Chłopczyk skinął głową, potym zaczął wycierać sobie łzy. Patrzyłem na to z niemocą ale tą niezręczną chwile przerwał Sasuke wchodzący do pomieszczenia. Głowa Inariego od razu powędrowała w jego kierunku.

-Panie Sasukee!- krzyknął i znów zaniósł się płaczem. Szybko poderwał się z posłania. Czarnowłosy spojrzał na niego skonfundowany. Inari podbiegł do niego i... przytulił go. Aż parsknąłem śmiechem widząc Uchihe któremu z wrażenia wypadły aż rzeczy z rąk.

„Czy mam inny wybór?"  DISCONNECTEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz