Rozdział 41

602 60 13
                                    

Podniosłem na niego wzrok. Zastanawiałem się jak mu odpowiedzieć.
-No więc? Czekam.- pospieszył mnie.
-A ja myśle...- mruknąłem pod nosem splatając razem ręce pod stołem.
-Potrafisz?
-Właśnie taki problem, że nie.- westchnąłem w myślach. Zacząłem bawić się palcami. 
-Wiadome jest, że nie uczą nas tego w akademii.- Kakashi kiwnął głową.- Ale to nie znaczy, że uczniowie nie mają dostępu do wiedzy w innych miejscach. Może się tak nie wydawać, ale naprawdę dużo się uczyłem, chodziłem do biblioteki i zdarzyło mi się podpatrzeć trochę doświadczonych shinobi. Ta technika mi się po prostu przewinęła i stwierdziłem, że może się przydać.- wzruszyłem ramionami. Zadziwiająco, nie skłamałem mówiąc mu o tym. Przynajmniej nie jakoś znacząco.
Hatake i tak nie wydawał się mi wierzyć ale znowu przytaknął.
-Powiedzmy, że ci wierze. Chciałbym się spytać jeszcze o coś.- spojrzał na mnie znacząco.
-Nie pytaj o kyubiego, nie pytaj o kyubiego, po prostu o nic nie pytaj...- modliłem się w myślach.
-Sądzę, że to niestety nie uniknione dzieciaku.- Kurama wydał z siebie pomruk niezadowolenia.
-Chciałbym wiedzieć czy...- zamilkł i przełknął ślinę. Stresował się.
Nie spodziewałem się, że zobaczę kopiującego w takim stanie.
-Kyubii się z tobą skontaktował?- powiedział cicho. Zastanawiałem się, jak najlepiej to rozegrać.
-Niewiedza.- podsunął mi pomysł Kurama.- udawaj że nic nie wiesz.
Wiec, zrobiłem jak mi kazał.
Rozszerzyłem oczy i spojrzałem na niego w szoku.
-O-on tak może..?- starałem się brzmieć na jak najbardziej zdziwionego i przestraszonego. Szarowłosy spojrzał na mnie w szoku. Speszył się.
-Z-znaczy nie wiem... Ale tego nie wykluczam.- złapałem z nim kontakt wzrokowy. Zacząłem nerwowo drapać się nadgarstku, że niby się stresuje. Przegryzłem wargę i spuściłem wzrok.
-Naruto, jeżeli okaże się to prawdą, chciałbym abyś jak najszybciej mi to zgłosił. I najlepiej żebyś go w ogóle nie słuchał.- spojrzał na mnie z niemą prośbą. Kiwnąłem powoli głową.
-Mogę już iść? Chciałbym sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć...- szepnąłem.
-Idź...- Hatake mruknął i spojrzał na mnie ze smutkiem.

Szybko wbiegłem po schodach, jednak zatrzymałem się na ich górze.

Chciałem usłyszeć co Kakashi powie Tazunie.

Starzec cały czas stał za framugą i nas podsłuchiwał. Jak on może to ja też.
Wytężyłem słuch.
-...T-to on jest..?- dałem radę usłyszeć drżący głos starszego mężczyzny. Hatake pewnie się zgodził.
-W-wie pan, że to jest demon? Różowowłosa miała racje...- syknął.
-Proszę pana żeby pan go od razu nie skreślał, to dobry chłopak...- Kakashi nie brzmiał jednak na zdecydowanego. Między nimi zapanowała cisza.
-Nie obchodzi mnie czy jest dobry czy nie, mam nadzieje, że jak coś nawywija będzie go pan w stanie unieszkodliwić. Natychmiastowo. Na zawsze.- słysząc stanowczy głos Tazuny oparłem się o ścianę zaraz na górze schodów. Zatkałem usta ręką, aby w stronę starucha nie poleciała wiązanka przekleństw. Czekałem jeszcze tylko na odpowiedź Kakashiego.
-Niech się pan nie martwi. Jak coś wyrwie się spod kontroli, będę w stanie bez skrupułów go unieszkodliwić. Nie ma się czego bać.- powiedział ciszej. Zatkało mnie. Czemu, czemu ja zawsze muszę być taki łatwowierny. Chociaż czego się spodziewałem... Po raz kolejny mocno przegryzłem wargę. Poczułem jak po mojej brodzie spływa stróżka krwi.
Poszedłem do naszego tymczasowego pokoju, który został przydzielony mi, Sasuke i Kakashiemu. Szczelnie zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na moim futonie. Był on najbliżej ściany, praktycznie się z nią stykał. Był z niego również ładny widok na niebo przez pobliskie okno.
Wyjrzałem przez nie, próbując zmyć krew z ust.

Jak się teraz nad tym zastanawiam, to może dlatego ci ANBU za mną chodzą.
Aby mnie unieszkodliwić w razie problemów.

-Nie ciebie tylko mnie kit... I obiecuje ci, że nie będą musieli tego robić.
-Mhm. Ale nie ma opcji, że Hatake mi uwierzył, że nie skontaktowałem się z tobą. W końcu użyłem twojej chakry. Skądś musiałem mieć do niej dostęp.
-Albo wyparł ten fakt, albo po prostu nie skojarzył.
-Tak sądzisz..?- spytałem, jednak nie oczekiwałem odpowiedzi. Podniosłem głowę, ale uderzyłem w ścianę za mną.
-Ał.- westchnąłem i pomasowałem bolący tył głowy.
-Idiota... A co do Kakashiego, nie przejmuj się jego słowami. On ci nic nie zrobi, powiedział tylko zwykłą formułkę żeby nie martwić Tazuny.- zapewnił mnie.
-Nagle jesteś po jego stronie?
-Znam Hatake nie od dziś, nigdy nie rozmawiałem z nim twarzą w twarz, ale z oczu Kushiny widziałem dużo. Może tego nie pokazuje ale zależy mu na was.
-Już bym wolał żeby mnie bez skrupułów zabił niż się mną martwił. Tylko problemów robie.- westchnąłem.
-Wcale, że nie... Idź się umyj i spać. Jutro jak Kakashi nic sobie nie wymyśli kontynuujemy twoją naukę nad Daitoppą*.- powiedział stanowczo. Jęknąłem, ale z niechęcią podszedłem do zwoju. Wyjąłem ten z ubraniami i zacząłem szukać.
Zastygłem nagle w miejscu.
Cholera
Nie wziąłem piżamy...
-Brawo ty!- krzyknął Kurama.
Zastanawiałem się nad innymi opcjami, jednak mój kombinezon nie nadawał się do spania. Był niewygodny, ale jakoś będę musiał to przeboleć...
Wziąłem nowy komplet i wyszedłem z pokoju.
Wpadłem na korytarzu na Uchihe, wychodzącego z pokoju Inariego.

„Czy mam inny wybór?"  DISCONNECTEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz