Rozdział 29

1.3K 105 11
                                    

Cały dzień trenowałem. Jednak oprócz nie dużych podmuchów zbyt dużo nie udało mi się zrobić. Jest to jednak coś, bo mogło nie udać się nic. Wyobrażałem sobie jednak trochę więcej.
Chwile temu zaszło słońce przez co prawie nic nie widziałem. Kyubii nadal spał, a liczyłem że mi jakoś pomoże.. Postanowiłem powili się zbierać. Podniosłem górę mojego kombinezonu którą zdjąłem. Otrzepałem ją z ziemi i założyłem. Udałem się w stronę zaludnionej części wioski. Po kilkunastu minutach drogi pojawiły się domy. Poligon 33 był jednym z najbardziej oddalonych od wioski, dlatego droga do niego prowadziła przez las jednak mi to nie przeszkadzało. Nawet mnie to lekko uspokajało. Jednak mój spokój nie trwał długo.
Gdy tylko wszedłem na ulice wszystkie rozmowy małej już i tak ilości osób zamieniły się w szepty. Ludzie patrzyli na mnie krzywymi spojrzeniami, szeptali i wytykali palcami. Wolał bym jednak, że jeżeli coś do mnie mają to niech powiedzą mi to w twarz a nie szepczą za plecami. Chociaż wiem o czym rozmawiają to i tak czuje złość kiedy to słyszę.
To nie ja zaatakowałem wioskę 12 lat temu!
Szedłem przed siebie a dosłownie wszyscy ludzie schodzili mi z drobi lub się odsuwali. Nawet lepiej bo nie chciał bym się przepychać.
Postanowiłem nie kierować się jednak od razu do domu. Zjem sobie kolacje w Ichiraku, tam właśnie się udałem. Trochę pieniędzy mi zostało. Wyjąłem resztę z kieszeni spodni i zacząłem ją powoli liczyć. Na ramen starczy.

Po zjedzeniu posiłku udałem się w końcu do domu.
Umyłem się i po przebraniu w piżamę od razu rzuciłem na łóżko. Nie liczyłem na sen jednak chciałem wreszcie się położyć i dać odpocząć mojemu ciału.
Po około godzinnym rozmyślaniu o sensie mojej egzystencji zasnąłem.

*sen/koszmar*

Dzień taki jak każdy inny w konohagakure. Dzieci bardzo wesoło bawiły się na ulicach, dorośli rozmawiali lub po prostu przechadzali się po wiosce.
Nagle, na obrzeżach konohy powstał ogromny dym a cała ziemia się zatrzęsła. W powietrzu dało się wyczuć ogromną ilość morderczej chakry. Ludzie w strachu spojrzeli w górę. Kiedy dym unoszący się opadł, ludzią udało się zobaczyć kontury wielkiego monstrum.
-Kyuubi!!- Pojawiło się w głowach wszystkich.
Ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Powietrze rozdarł głośny ryk. Dzieci zaczęły płakać pozostawione przez swoich rodziców. Po chwili zostały zgniecione przez jedną z łap ogoniastego. Ogony lisa zaczęły niszczyć wszystko co popadnie. Ludzie krzyczeli. Nie trzeba było jednak czekać długo na pojawienie się oddziałów ANBU, które odrazu ruszyły na demona. On jednak bez problemów zmiatał każdego który chociażby się do niego zbliżył.
Szkody wyrządzone przez Kyuubiego były ogromne. Z każdego z budynków które znajdowały się w obrębie zamachu dziewięcioogoniastego został sam gruz. Po paru minutach w żółtym błysku przed demonem pojawił się czwarty hokage. Minato Namikaze. Zaszarżował na potwora ze swoim specjalnym kunai'em w ręku. Ostatnią chwile zanim dotknął demona przeteleportował ich obu poza wioskę żeby lis nie mógł już nic w niej zniszczyć.
Namikaze który chwile wcześniej odbył walkę z zamaskowanym był zmęczony. Nie mógł jednak porzucić w tym momencie wioski a tym bardziej
Swojego nowo narodzonego syna i żony. Wiedział jednak że za chwile będzie musiał zrobić rzecz przez którą umrze i najprawdopodobniej zniszczy życie swojego dziecka. Zniknął by po sekundzie pojawić się z powrotem, z małym zawiniątkiem w rękach.

-Przepraszam, Naruto..

*Koniec*

Obudziłem się znów cały zalany potem. Rozejrzałem się po moim pokoju. Jednak oprócz tej nadal nie znikającej obecności nic dziwnego nie udało mi się wykryć. Podszedłem do okna i przez nie wyjrzałem. Na dworze nadal była noc i nie zapowiadało się że szybko się skończy. Rozglądając się po okolicy, zauważyłem Dwóch ANBU na jednym z sąsiednich dachów. Stali i wpatrywali się prosto w moje okno. Nic ciekawego na tym dworze.

Zaraz co.

Spojrzałem wprost na nich. Wydawało mi się też że nawiązałem z jednym kontakt wzrokowy. Przypatrywaliśmy się sobie chwile po czym mężczyzna szturchnął drugiego który był zapatrzony w przestrzeń. On na gest kompana od razu także na mnie spojrzał. Zmarszczyłem brwi i podrapałem się ręką po karku nie wiedząc zbytnio co zrobić. Zasłonić okno, pójść spać i zapomnieć o wszystkim? Może do nich wyjść? Pójść z tym do hokage, czy to zignorować?
Mężczyzna zniknął w dymie. Drugi nadal nie zrywając kontaktu wzrokowego ze mną położył palec wskazujący na myśle że wargach. Również zniknął. Stałem tak jeszcze chwile. Od kiedy mnie śledzą? Ile będą to jeszcze robić? Dlaczego to robią?

Zasłoniłem okno jasno szarą zasłoną. Cofnąłem się pare kroków po czym usiadłem na łóżku. Będę musiał teraz bardziej uważać na to co robie.
Oparłem łokcie na kolanach i zatopiłem w dłoniach twarz. Wytarłem łzy które samoistnie spłynęły mi po policzkach jeszcze  po koszmarze. Spojrzałem na zegar.
2:39
No cóż.. Poszedłem do łazienki obmyć twarz z potu i łez.

Stałem nad tą umywalką okolo trzy minuty i nie zamierzałem od niej za szybko odejść. Musiałem ochłonąć.
Poczułem dwie ręce na ramionach. Zamurowało mnie. Ta dziwna obecność znów dała o sobie znać. Jakby ze zdwojoną siła. Nie wydawało się jednak że ręce będą chciały zrobić mi krzywdę. Jakby.. Chciały dodać mi otuchy. Odetchnąłem głęboko pare razy aby się uspokoić. Poczekałem jeszcze chwile aż uczucie rąk zniknie. Gdy to się stało, obmyłem jeszcze ostatni raz twarz i postanowiłem się umyć. O prawie 3 w nocy. Może mam jednak szczęście że mieszkam sam..?

Obecność znikła a ja wszedłem pod zimny prysznic.

Półtora tygodnia później

Cały czas trenowałem i udało mi się w miarę opanować technikę.  Wykonywałem też nudne misje. Gonienie kotów, sprzątanie ogródków, opiekowanie się dziećmi. Normalka, ale miałem już tego dość. Rozumiem że jesteśmy jeszcze geninami, No ale raczej jeżeli ten starzec dałby nam misje przynajmniej rangi C to byśmy nie umarli. Chociaż patrząc po moich towarzyszach to wszystko możliwe..
Od tamtej jednej dziwnej sytuacji z obecnością nic więcej takiego się nie przydarzyło. Może to nawet dobrze.

Szedłem właśnie na most, na którym zazwyczaj się spotykaliśmy. Z Kakashim, Haruno i Uchihą oczywiście. Nie mam więcej osób z którymi miałbym się spotkać. Byłem spóźniony prawie dwie godziny, ale znając życie Hatake jeszcze nie ma.
Miałem zamiar wykłócać się dzisiaj o misje wyższej rangi. Jeżeli znów każą nam malować płot to się pochlastam.
Wszedłem na most dosłownie pięć sekund przez pojawieniem się Kakashiego.
Zanim zdążył coś powiedzieć, ja skierowałem się w stronę wyjścia z pola na którym był most. Słyszałem że westchnął. Cała trójka skierowała się za mną.
Ja zaś, wymyślałem jak zaszantażować hokage na danie nam lepszej misji.

—————————————————-
•1051 słów•

„Czy mam inny wybór?"  DISCONNECTEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz