Rozdział 25

1.7K 131 60
                                    

Tekst- Naruto mówi w myślach do Kuramy
Tekst- Kurama

Time skip następnego dnia rano
Naruto pov
Biegłem po dachach w stronę wieży hokage. Przed chwilą podczas mojego krzątania się po kuchni w poszukiwaniu tabletek na ból głowy tuż obok mnie pojawił się ANBU. Zalecił mi jak najszybsze udanie się do hokage bo ma on do mnie „sprawę nie cierpiącą zwłoki". Mam nadzieje że nie chodzi o chakre Kuramy. Niestety, taka opcja była bardzo prawdopodobna.

Zeskoczyłem z ostatniego dachu i spojrzałem na wieżę. Poczułem jak po mojej skroni spadają dwie krople potu. Przez moją głowę przelatywały wszystkie możliwe scenariusze. Musiałem wymyślić odpowiedź na każde pytanie jakie może zadać mi hokage bo jak tego nie zrobie to będę w d*pie. Wszedłem. Przeszedłem ileś tam schodów. Stanąłem przed drzwiami do biura hokage i lekkim ruchem ręki zapukałem. Po usłyszeniu przytłumionego „wejść" otworzyłem drzwi. Przed tem starałem pot i zmieniłem wyraz twarzy z zestresowanego na zdziwiony. W końcu nie zawsze jakiś ANBU o siódmej rano wbija ci do domu i mówi że hokage ma do ciebie sprawę, prawda? Zaraz po wejściu rozejrzałem się. Gdy moim oczom ukazał się Kakashi wiedziałem już, że na pewno na mnie nakablował.

Skłoniłem się lekko w geście powitalnym. Kakashi odwzajemnił mój gest a hokage tylko mi się przyglądał wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

-Coś się stało staruszku?- Spytałem. Musiałem stwarzać jakieś pozory że niby nie wiem o co chodzi.

Na moje pytanie hokage mruknął tylko coś nie zrozumiałego po czym wskazał gestem ręki na Kakashiego który opierał się o jego biurko.

-Ehh..- Westchnął.- Naruto, wiesz kim.. A raczej czym był Kyubi No kitsune i co się z nim stało?- Erm.. Takiego pytania się nie spodziewałem ale coś odpowiedzieć musiałem. Nie zrzucając mojej „maski" odpowiedziałem.
-No tak. Kyubi no kitsune, czyli jak sama nazwa wskazuje jest dziewięcioogoniastym lisim demonem. Dwanaście lat temu prawie doszczętnie zniszczył konohe ale czwarty mu to uniemożliwił pieczętu..- Zamilkłem. Czy ja zamierzałem im teraz powiedzieć? Ja nie miał bym szans się przecież normalnie dowiedzieć. W akademii uczą nas o tym, jak czwarty super walczył i jak zabił demona niestety samemu umierając.  To oczywiście nie jest prawdą bo Kurama jest chakrą a chakry nie da się zabić a mój Ojciec umarł pieczętując go we mnie.

Na twarzy hokage i oku Kakashiego można było zobaczyć duży szok. Ch*lera wpadłem.

-Czy ty właśnie powiedziałeś pieczętując?- Spytał się mnie nadal niedowierzający Kakashi. Stanąłem teraz przed ciężkim wyborem. Powiedzieć im czy nie? Nie wiedząc co robić..
-Kurama..?
-Nie.- Od razu mi odpowiedział. Z jego odpowiedzi wynika że niedość że nie śpi to jeszcze słuchał naszej „rozmowy" dłużej.
-Co mam im odpowiedzieć?! Kurama pomóż!!
-Słuchaj bachorze, sam się wkopałeś to teraz sam wyjdź.
-Ugh..- Wiedziałem że z nim nie ma co negocjować. No cóż, nie jestem w stanie liczyć na jakąkolwiek pomoc z jego strony.

Hokage zaczął szperać coś w biurku a Kakashi stał tylko wpatrując się we mnie wyczekująco.
-Więc? Wiesz o tym coś więcej?- Znów się spytał.
-No tak..- Spuściłem lekko głowę. Wkopałem się jeszcze bardziej.
-I może nam coś o tym powiesz?
-..Jestem pewny że wiecie co się wtedy stało. Na pewno nie zapomnieliście, więc dlaczego miał bym wam opowiadać?- Podniosłem głowę patrząc mu w oko.
-Egh. Strasznie utrudniasz. Chodzi o to, że takie szczegóły znają tylko osoby które przeżyły tamte wydarzenia.
-Emm.. Ja też to przeżyłem? To jakieś osiągniecie, czy coś..?- Postanowiłem się z nimi trochę podroczyć. Uwielbiam denerwować ludzi.
-Naruto, to jest krótka piłka. Albo wiesz albo nie. To ważne. Chodzi tu też po części o twoje zdrowie.- Odezwał się hokage. Wyjął z biurka jakąś kartkę i zaczął coś na niej skreślać.
-A co moje zdrowie ma do tego?- Droczenie się z hokage? Brzmi świetnie! Starzec zaciągnął się fajką i spojrzał na mnie poważnie.
-Naruto nie rozumiesz. Po prostu się o ciebie martwię. Jestem pewny że twój sensei też. Zrobię wszystko aby nic ci się nie stało.-

-Ehh.. Gadka szmatka.- Usłyszałem westchnienie Kuramy.

Znów spuściłem głowę. Na chwile zmarkotniałem na twarzy żeby chwile później parsknąć dość głośnym śmiechem. Zdziwiłem swoim zachowaniem Hatake i hokage. Mężczyźni spojrzeli się na mnie a ja na nich.

Uśmiechałem się krzywo. W sumie to bardziej przypominało grymas niż uśmiech.

-Martwisz się o mnie he?- Spytałem z pogardą w głosie. - Jeżeli tak naprawdę jest, to powiedz mi..- „Szukałem" jakiegoś odpowiedniego pytania. Było tyle sytuacji które mógł bym mu tu przytoczyć.. Oboje patrzyli na mnie nadal zdziwieni a Kakashi wydawał się lekko zaciekawiony zaistniałą sytuacją. Chciałem żeby Hiruzen dowiedział się co mieszkańcy mi robili przez te wszystkie lata. Oczywiście, mógł bym mu to wybaczyć gdyby tylko skargi pisemne nie docierały. Ile ja razy fatygowałem się do niego aby powiedzieć mu o mojej sytuacji?! Za każdym razem obiecywał że „Coś z tym zrobi".. I ch*j k*rwa. Nic nie zrobił.

-Powiedz mi.. Gdzie byłeś, kiedy mieszkańcy się nade mną znęcali?- Spytałem spokojnie. Starałem się nie wybuchnąć, co nie było najprostszym zadaniem. Ja po prostu.. Chciałbym mu wykrzyczeć w twarz jak bardzo zje*ał.. Oczy tej dwójki rozszerzyły się. Hokage już chciał coś powiedzieć ale nie dałem mu dojść do słowa.
-Gdzie byłeś, kiedy rzucali we mnie wszystkim co mieli pod ręką przy okazji wyzywając?- Spytałem podirytowany tonem. Tym razem Kakashi chciał coś powiedzieć. Nie pozwoliłem mu.
-Gdzie byłeś, kiedy mieszkańcy nie chcieli mi sprzedać jedzenia?!- To cicho krzyknąłem.
-GDZIE BYŁEŚ, KIEDY NACHODZILI MNIE W MOIM WŁASNYM DOMU?!- Krzyknąłem już trochę głośniej. Poczułem jak po mojej twarzy spływa łza. Wspominanie przeszłości dobrze mi nie służy. Jeżeli to możliwe, to oczy tej dwójki rozszerzyły się jeszcze bardziej.
-GDZIE TY K*RWA BYŁEŚ KIEDY ZOSTAŁEM ZG*AŁCONY!?!?!- Krzyknąłem na cały gabinet. Łzy zaczęły spływać mi z oczu coraz szybciej. Hokage przyłożył sobie rękę do ust, i zaszkliły mu się oczy.

-N-naruto..- Szepnął Kakashi. Po czym zaczął powoli do mnie podchodzić ale ja się cofnąłem.
-NIE K*RWA! PRZEZ CAŁE ŻYCIE NIKOGO NIE OBCHODZIŁO CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE, A TERAZ KIEDY SIĘ PRZYZWYCZAIŁEM I WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ JAKO TAKO UKŁADAĆ ZAMIERZACIE SIĘ NAGLE MNĄ PRZEJMOWAĆ?!- Krzyknąłem. Nie powinienem dawać się emocją ale chciałem wykrzyczeć co mi leży na sercu.

-Dzieciaku uspokój się! Nie wyjdzie ci to na dobre!- Kurama próbował mnie uspokoić.

-My na prawdę chcemy ci teraz pomóc..- Zapewnił mnie Kakashi.
-Nie potrzebuje waszej litości.- Starałem się wytrzeć rękawem łzy. Spojrzałem na nich nienawistnie. - Jeżeli chcecie mi pomóc to się ode mnie odp*erdolcie.- Syknąłem. Skierowałem się w stronę drzwi i po złapaniu za klamkę powiedziałem
-Co do kyubiego, poczytajcie książki.- Otworzyłem drzwi i już chciałem wychodzić ale zatrzymał mnie głos hokage.

-N-Nie chcesz o tym.. Porozmawiać..?- Spytał niepewnie.
-Na pewno nie zwami.. Chce pobyć sam jeżeli można..- Mruknąłem. Wyszedłem za drzwi zamykając je z trzaskiem. Skierowałem się w stronę mojego domu. Już mnie nawet nie obchodziło że idę przez ulice. Godzina była dosyć wczesna, ale pare osób już chodziło po ulicach. Dostałem nawet kilka razy kamieniem.

Po dotarciu do domu nie przejmując się ściąganiem butów rzuciłem się na łóżko i zacząłem niekontrolowanie szlochać..

•1146 słów•

„Czy mam inny wybór?"  DISCONNECTEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz