Drew
- Naprawdę jesteś w formie, synu. Tylko mam kilka uwag.
- Oczywiście.- zaśmiałem się krótko, opuściłem dłonie i spojrzałem wymownie na ojca. On również się wyprostował, zaczął zdejmować tarcze treningowe w które do tej pory uderzałem.- Wiesz, nawet się nie spodziewałem, że tym razem będzie bez czepiania się.
- Ja się nie czepiam, a jedynie chcę ci dobrze doradzić, bo jesteś moim synem. A wiesz co to znaczy?
- Że mam być najlepszy?
- Nie wiem po co to zapytanie.- przewrócił oczami.- Coś jeszcze, Drew.
- No tak, jasne. Bez litości.
- Dokładnie.
A potem zaczął ten swój wykład. Ja oczywiście słuchałem każdego słowa, zawsze to robiłem, bo przecież tata znał się na rzeczy. Odkąd pamiętam był dla mnie inspiracją, lubiłem patrzeć jak poruszał się na ringu, jak walczył. A odkąd mnie trenował, to nie chciałem by przestał być dumny. Chciałem pokazać na co naprawdę było mnie stać.
I w sumie myślałem, że dzisiaj sobie potrenujemy bez żadnych przeszkód, dobrze nam szło, jednak w końcu coś musiało na nas spaść, a ja bardzo mocno powstrzymywałem się przed niekulturalnym przewracaniem oczami. Czasami mi się zdarzało, ale starałem się tego pilnować. Tylko teraz... no ciężko, cholernie ciężko. Tata zamarł, ale po chwili odwrócił się niemal w zwolnionym tempie, za to ja odgarnąłem ten jeden wnerwiający, ciemny kosmyk, który zawsze opadał mi na oczy, po czym powolnie pomrugałem zielonymi oczami. Nie miałem już rękawic, więc machinalnie podrapałem się po lewej piersi, na której widniał tatuaż przedstawiający paszczę tygrysa. A ten gest zawsze robiłem, kiedy coś mnie denerwowało, bądź bałem się dalszego rozwoju sytuacji. Każdy kto mnie znał, doskonale o tym wiedział. A teraz bałem się tego, że tata mógłby wyjść z siebie, gdyby stojący przed nami mężczyzna powiedział coś, by mu się ani trochę nie spodobało.
- Kogo moje oczy widzą? Znowu to robisz, co, Butler? Rekompensujesz sobie brak talentu i to, że już sam zszedłeś z ringu, robiąc ze swojego syna małpę w cyrku?
Tata parsknął wymuszonym śmiechem, zerknął na mnie kątem oka, a potem wrócił wzrokiem do Hectora McMillana.
- Ta małpa w cyrku, jak go nazwałeś, już tyle razy skopała dupę twojemu dzieciakowi, że po dziesiątym przestałem liczyć.
Ojciec Luke’a wyraźnie spochmurniał, a między jego brwiami utworzyła się podłużna zmarszczka.
- Na twoim miejscu bym znalazł mu lepszego trenera niż samego siebie. Wiesz... nigdy nie walczyłeś, a tak strasznie się panoszysz. Bo kiedy Drew się znowu do niego dorwie, to wtedy twój synalek nie zejdzie z ringu w jednym kawałku. I na bank nie o własnych siłach.
Taki fakt. Luke rzeczywiście walczył, też go znali w boksie, ale mi nie dorównywał, co go cholernie irytowało. Do tego jego ojciec, który nie znał się profesjonalnie na boksie, dawał mu jakieś rady, bo kiedyś trenował inne sztuki walki, może karate, i myślał, że w tej dziedzinie też mu pójdzie. A jeśli miałem być szczery, to osobiście widziałem to inaczej. Na pewno zatrudnił też innych trenerów dla swojego syna, tylko jakoś nie chciał mówić o tym głośno, bo zależało mu na tym, by wyjść na tak kurewsko dobrego. Może i by siadło, gdyby Luke pieprzony McMillan, chociaż raz ze mną wygrał.
- Tato.- złapałem go za ramię. Spojrzał na mnie.- Nie warto, przecież wiesz.
- Jasne. Butlerowie nie zniżają się do poziomu plebsu. Żegnam, McMillan. Możesz już wynająć synalkowi miejsce na pochówek. Idziemy, Drew.
CZYTASZ
Fighter#4: Drew
RomanceMówią: niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jednak często zdarzają się wyjątki. Jak na przykład Drew Butler, zawsze kojarzony ze swoim ojcem, samym Rafaelem Butlerem. Mimo wszystko Drew jest inny pod niektórymi względami. Bardzo utalentowany, przyszły...