Drew
Od rana nie byłem w stanie na niczym się skupić, a coraz bardziej topniejący czas nie działał na moją korzyść. To już nie pozostawało kwestią dni czy tygodni, gdyż chodziło o kilka godzin. Czułem tak przejmujący ból w klatce piersiowej od momentu poderwania się z łóżka, że wciąż nie dawałem rady sobie z tym poradzić. Myślałem cały czas o dzisiejszej walce z Lukiem McMillanem, o jej ewentualnym wyniku, a to tylko mnie dobijało oraz coraz mocniej frustrowało. A tym tokiem rozumowania docierałem do jego siostry, która teraz nie miała prawa zajmować mi myśli, nie mogła mnie tak cholernie dekoncentrować. Nie zamierzałem już dzisiaj trenować na tak krótki czas przed walką, gdyż to wcale by mi nie pomogło. Serce podskakiwało mi do gardła i nie potrafiłem w żaden sposób zdefiniować tego, jak się w tym momencie czułem. Wiedziałem doskonale czego wszyscy ode mnie oczekiwali – w głównej mierze rodzice – dlatego musiałem dać z siebie wszystko. Nie wiedziałem na jakim etapie znajdował się McMillan, ale od mojego szpiega uzyskałem informacje, że miał lepszego trenera i znacznie się podszkolił, więc teraz mógł mi dać w kość. A przynajmniej tak właśnie opowiadał mi Danny. Nie wiedziałem jakim cudem zdobywał te informacje, ale zbytnio w to nie wnikałem. Tutaj chodziło wyłącznie o samą wygraną i nic więcej się nie liczyło.
- Cześć, Drew.
- Hej.
Nawet na niego nie spojrzałem. Siedziałem przy wyspie kuchennej, popijałem bardzo mocną kawę, gdyż naprawdę potrzebowałem masy energii, którą kofeina mogła mi zapewnić najlepiej. Wgapiałem się w blat, lewe kolano podrygiwało. Byłem jedynie w samych dresowych spodniach, bez koszulki oraz skarpet. Wciąż miałem mokre włosy po prysznicu który brałem niespełna godzinę temu.
Danny zbliżył się bezszelestnie. Wcale nie zdziwiła mnie jego obecność. Miał klucze do mieszkania, więc mógł się tutaj dostać z łatwością, do tego na dole w portierni już każdy go kojarzył.
- Mam zapas batonów proteinowych, koktajli i innych smaczków, które ci się przydadzą.
- Dzięki. – wymruczałem. – Byłeś dzisiaj na siłowni?
- Tak. Gadałem też twoimi rodzicami. Za bardzo ich nosi i mam wrażenie, że są bardziej zdenerwowani od ciebie.
- Nie jestem zdenerwowany. – skłamałem, ale niezbyt umiejętnie, ponieważ mogłem się domyślić, że Danny szybko wyczuł fałsz. No tak, nie myliłem się.
- Jasne. Tylko siedzisz tutaj niczym skazaniec. Potrzebujesz jeszcze czegoś? Nie wiem za bardzo... nigdy tak nie wyglądałeś. Coś się wydarzyło? Teraz jest jakoś inaczej?
Oddychałem ciężko. Danny nie miał o niczym pojęcia, a ja nie miałem teraz sił na tłumaczenie mu pewnych kwestii. Bolał mnie żołądek, nie byłem w stanie nic zjeść, ponieważ mogłoby dojść do jakichś rewolucji, które zmusiłyby mi do zwrócenia całej treści, którą bym pochłonął. Kawa jakoś pomagała, ale też nie do końca.
- Jest tak samo, dam radę. Sam nie wiem co się dzieje, ale zaraz mi się poprawi. Niczego więcej mi nie trzeba. Mógłbyś sprawdzić moją torbę sportową? Jestem na tyle roztrzepany dzisiaj, że mogłem czegoś nie spakować. Leży na moim łóżku.
- Pewnie, nie ma sprawy. – odparł od razu. – A jadłeś coś?
- Nie miałem ochoty. Pewnie i tak bym nic nie przełknął.
- Przegryź chociaż batona. – zaproponował. – Nie możesz walczyć na całkowitym głodzie.
Mógłbym się nakarmić porażką Luke'a, kiedy tylko będzie już po wszystkim. I nie skończy się tylko walka, ale również rygor i zarządzanie moim życiem. Skończy się narzucanie mi tego, co powinienem robić i z kim powinienem się prowadzać. Chciałem wreszcie wprowadzić w życie własne zasady. Zrobię to jeśli wygram walkę, a razem z nią cały zakład między ojcem a starym McMillanem. Nie widziałem innej opcji. Miałem sporo obaw związanych ze zbliżającym się pojedynkiem. Zostało jedynie pięć godzin. Wydawało mi się jakby to było wczoraj gdy ojciec się założył. Wszystko potoczyło się nagle. A ja przez chwilę miałem nadzieje, że Luke jednak nie dobrnie do finału. Nadal nie do końca wiedziałem jak tego dokonał, skoro w jego technice sporo brakowało i było dużo lepszych zawodników od niego. Chociaż McMillan lubił grywać nieczysto, a ja nie oglądałem jego walk, więc w sumie nie wiedziałem czy czasem nie pogrywał sobie. Po trupach do celu, tak właśnie mogło być. A teraz istniało całkiem duże prawdopodobieństwo, iż mnie chciał wykończyć dokładnie w ten sam sposób.
CZYTASZ
Fighter#4: Drew
RomanceMówią: niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jednak często zdarzają się wyjątki. Jak na przykład Drew Butler, zawsze kojarzony ze swoim ojcem, samym Rafaelem Butlerem. Mimo wszystko Drew jest inny pod niektórymi względami. Bardzo utalentowany, przyszły...