Drew
Byłem na siebie zły, to na pewno. Do tego po powrocie do mieszkania tylko biłem się z myślami. Nieustannie. A te myśli krążyły wyłącznie w rejony dotyczące jednej kobiety. Kobiety, która ostatnio interesowała mnie bardziej niż powinna, a którą tak perfidnie się posłużyłem, jak gówniarz, żeby tylko wkurzyć mojego wroga. Wreszcie mu się dałem w pewien sposób, ponieważ udało mu się mnie sprowokować do takich zagrywek, które Luke by stosował bez mrugnięcia okiem, ale... ja? Nie, nigdy wcześniej. A nagle pomyślałem by posłużyć się Emery, co nigdy nie powinno przejść mi nawet przez myśl, cholera. A jednak stało się zupełnie odwrotnie, do czego doprowadziła wyłącznie moja głupota. I nic poza tym. Jedyne o co się teraz marzyłem, to to, by Emery się nie dowiedziała co takiego powiedziałem. Sam już się tego piekielnie wstydziłem, co raczej nie było niczym dziwnym. Przynajmniej wciąż pozostała we mnie ta przyzwoitość, która nakazywała mi czuć jakikolwiek wstyd. I to jeszcze trzymało mnie w przeświadczeniu, że nie byłem kompletnym dupkiem, zupełnie taki samym jak McMillan.
- Trochę mi zaimponowałeś, wiesz?
- Niby czym?- prychnąłem i spojrzałem skonsternowany na Danny’ego.
Za to on wyglądał na autentycznie ubawionego. Przyjechał tu ze mną po treningu, tak, jakby chciał się dowiedzieć czegoś więcej. A już nie było nic do omawiania, naprawdę. Wytłumaczyłem mu przecież wszystko. Słuchał relacji z rozdziawionymi ustami, a znał mnie na tyle dobrze, że nie mógł uwierzyć, iż takie słowa naprawdę mogły opuścić moje usta. Sam bym się o to nie podejrzewał, ale jednak się stało. A teraz Danny świetnie się bawił moim kosztem. Otwarcie się nabijał, nawet nie próbował się z tym kryć. W jego opinii nie zrobiłem nic złego, po prostu poszedłem po trupach do celu. A teraz uważał, ze dobrze powiedziałem potem ojcu. O tym, że będzie bez litości i zniszczę pieprzonego Luke’a na ringu. Co do tego nie zamierzałem się wycofać, ale już nigdy więcej nie chciałem posługiwać się Emery. Osobą, która chciała się znajdować poza całym konfliktem, no i jako jedyna nie żywiła nawet najmniejszej urazy do naszej rodziny.
- Dogadałeś mu. Znamy się od bardzo dawna, a nigdy bym cię o coś takiego nie podejrzewał.
- Tak, to już wiesz. Też potrafię zaskakiwać. Poza ringiem także.- wzruszyłem ramionami. Starałem się grać wyluzowanego, chociaż nie byłem w nastroju na śmieszkowanie z przyjacielem.
- Ewidentnie, brachu. No i pamiętam doskonale, co ci na początku mówiłem. Tylko nie wspominałeś, że zmądrzałeś i postanowiłeś posłuchać swojej mądrzejszej, przystojniejszej, lepszej połowy. Czytaj: mnie.- zaśmiał się pod nosem.
Zmarszczyłem brwi, a to się jeszcze pogłębiło kiedy Danny wyłożył nogi na mój stolik, który dopiero co przetarłem. Zauważył ten wzrok, więc na szczęście doskonale zrozumiał niemy przekaz i zabrał nogi. W ogóle nawet nie zdjął butów, czego już właściwie nigdy nie robił kiedy u mnie był. Zdecydowanie czuł się tu dużo bardziej jak u siebie, niż w swoich osobistych czterech ścianach.
- Dobra, Danny.- uniosłem dłonie i lekko nimi zamachałem.- O czym ty teraz mówisz? Przeważnie nie nadążam za twoim tokiem myślenia, ale teraz to już w szczególności.
- Mówię o pieprzeniu się z Emery.
Zakrztusiłem się śliną. Próbowałem się jakoś uspokoić, ale nie potrafiłem. Do tego paliły mnie płuca, a Danny tylko mi się przyglądał rozbawiony. A kiedy już się ogarnąłem, wtedy mogłem wreszcie coś z siebie wydusić.
- Chyba źle mnie zrozumiałeś. To była taka ściema, wymyślone na poczekaniu, no i w sumie ani trochę nieprzemyślane pod wieloma aspektami, ale... nie zamierzam naprawdę przelecieć siostry McMillana.
CZYTASZ
Fighter#4: Drew
RomanceMówią: niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jednak często zdarzają się wyjątki. Jak na przykład Drew Butler, zawsze kojarzony ze swoim ojcem, samym Rafaelem Butlerem. Mimo wszystko Drew jest inny pod niektórymi względami. Bardzo utalentowany, przyszły...