Emery
Byłam sama w domu niemal przez cały dzień. Nie musiałam dzisiaj pojawiać się w pracy, więc mogłam trochę odpocząć, przemyśleć kilka spraw, by potem z nową energią wrócić do swoich codziennych obowiązków. Potrzebowałam tego, przynajmniej przez jakiś czas. Jednak gdy ta cisza zaczęła się przedłużać, a spokój stawał się nurzący, to wtedy coś się wreszcie zaczęło dziać, chociaż nie była pewna czy w ogóle tego chciałam. Wcześniej może tak, ale na pewno nie, gdy go zobaczyłam.
Na początku usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami, co sprawiło, że nieznacznie podskoczyłam i zatrzasnęłam lodówkę, do której właśnie wkładałam ser, szynkę i pomidory. Odwróciłam się z impetem, spodziewając się wtargnięcia jakiegoś rozjuszonego zwierzęcia, i w sumie nie pomyliłam się za bardzo. Luke wyglądał fatalnie. Był potargany, wściekły, a ja, chociaż już widziałam go wyprowadzanego z równowagi, to ten zły stan nie sięgał aż takiego zenitu. Jak podpalona laska dynamitu, której brakowało bardzo mało do kompletnej eksplozji. A ja- na moje nieszczęście- znajdowałam się w najbliższym otoczeniu, co oznaczało największą siłę rażenia.
- Siadaj.- warknął.
Nie zrobiłam tego. Byłam tak wcięta, a jednocześnie zdezorientowana, że właściwie znaczenie jego słów nie dotarło do mnie od razu. Wpatrywałam się w starszego brata wielkimi oczami, niczym jeleń w światła reflektorów. Nie żebym się go bała, przecież to Luke. Może często go ponosiło, ale nigdy nie zrobił nic, bym miała powody do prawdziwych obaw. Tylko teraz nie miałam pojęcia czego powinnam się po nim spodziewać, ponieważ jego zachowanie ani trochę mi się nie podobało. Wyglądał tak, jakby przed chwilą skończył się z kimś bić, i może nie chciałam dopuszczać do siebie podobnej myśli, ale ona się zakorzeniła. Bo w jego przypadku to było bardzo prawdopodobne. Znałam brata, wiedziałam, iż często na siłę szukał kłopotów. Szczególnie w obecności ludzi których nie znosił, a których chciał za wszelką cenę wpienić. I może starałam się nie tworzyć czarnych scenariuszy, ale jeśli rzeczywiście z kimś się pobił, to byłam więcej niż pewna kim mógł być jego przeciwnik. I na samą myśl rozbolała mnie głowa.
- Emery.- wymruczał groźnie.- Mamy do pogadania, więc wybrałaś sobie słaby moment na sprzeciw. Siadaj, do cholery, bo mnie, kurwa, rozsadzi.
Nadal nic z siebie nie wydusiłam. Opadłam niemal mechanicznie na krzesło przy stoliku w kuchni. Jak cholerny robot, bo teraz właśnie tak się czułam. Nieświadomie przełknęłam ciężką ślinę zalegającą w gardle. Westchnęłam, a moje serce boleśnie zatłukło o żebra. Nie wiedziałam czym się tak stresowałam i dlaczego poczułam nieprzyjemny dreszcz na ramionach, ale z pewnych doświadczeń wiedziałam, że lepiej było nie podkładać się Luke’owi, kiedy znajdował się właśnie w takim stanie.
Ale ja się wcale nie bałam własnego brata, tak jak już powiedziałam. Nie boję się, nigdy w życiu.Czasami tylko wydawał się przerażający, ale to nic takiego. Ja raczej nie miałam powodów do obaw. Teraz jedynie chciałam wiedzieć, co takiego zrobiłam, ponieważ zachowywał się właśnie tak, jakbym to ja czemuś zawiniła. Czemuś, o czym nawet bladego pojęcia nie miałam.
- Możesz powiedzieć dlaczego taki jesteś?- zapytałam w końcu, chociaż początkowo głos odmawiał mi posłuszeństwa, przez co nieznacznie się załamał.
- Powinnaś doskonale wiedzieć, siostrzyczko. Może jesteś dorosła, w porządku, ale to akurat był cios poniżej pasa. Jeśli chciałaś się za coś na mnie odegrać, zrobić mi na złość, to mogłaś wybrać inny sposób. Dlaczego, kurwa mać, z nim?
Sapnęłam zaskoczona. Może nadal nie do końca wiedziałam o co się rozchodziło, ale przynajmniej wiedziałam tyle, że znowu Drew wszedł na tapetę.
CZYTASZ
Fighter#4: Drew
RomanceMówią: niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jednak często zdarzają się wyjątki. Jak na przykład Drew Butler, zawsze kojarzony ze swoim ojcem, samym Rafaelem Butlerem. Mimo wszystko Drew jest inny pod niektórymi względami. Bardzo utalentowany, przyszły...