20. Może nie chcesz rozmawiać, ale o tym będziemy musieli

838 70 12
                                    

Drew

Trzy tygodnie później

- Skup się bardziej, Drew. Dzisiaj wieczorem masz walkę i to jedną z ważniejszych. Wysil się trochę.

- Jasne.- wymruczałem.- Dam z siebie dwieście procent. Doskonale o tym wiesz.

Potem zostaną mi tylko trzy walki, no i następny na mojej drodze będzie Luke. Już ostatni. Oczywiście obserwowałem jego walki i musiałem przyznać jedno. Ta, którą przeprowadził wczoraj była naprawdę całkiem niezła. Nie wiedziałem co na to wpływało, ale pewne było jedno, czemu nie potrafiłem zaprzeczyć. Jego technika się jakoś polepszyła, więc nie dziwiłem się, że rozłożył Michaelsona tak szybko. Co nie zmieniało faktu, iż ze mną zbytnio nie miał szans. Może jakieś malutkie, ale teraz, w obecnej sytuacji, nie brałem tego na poważnie.

Do tego od trzech tygodni nie miałem kontaktu z Emery. Nie wiedziałem czy była na mnie nadal zła, ale miałem nadzieje, że po prostu była zajęta pracą. W końcu oboje mieliśmy swoje własne obowiązki, należało trochę zacisnąć pasa i wziąć się do konkretnej roboty.

- Widziałeś chyba jak walczy King Willis?

- Tak, nawet nie raz. Niezły prawy sierpowy i bardzo dobra praca nóg.- wzruszyłem ramionami.- Skoordynowane ruchy, to na pewno. Dodatkowo jest kilkanaście centymetrów wyższy ode mnie. Taka góra mięśni, bardziej barczysty.

- A jaką ma wadę?

- Jest ciut za wolny przez swoje gabaryty. Jestem zwinniejszy i mogę się przemknąć pod nim.- wyszczerzyłem się.- Mogę tam śmigać jak taka natręta osa, no i go mocno podrażnić.
-
To też jakiś plan.- tata parsknął śmiechem i oparł się plecami o pręty klatki, a ja zatrzymałem się wpół ruchu.

- Byłbyś w swoim żywiole, bo normalnie drażnisz ludzi.- wymruczał Danny. Siedział pod ścianą, a usta miał napchane kanapką z kurczakiem. Uniósł wysoko brwi, a ja przewróciłem oczami.

- Odezwał się ten, co to nikogo nie drażni.

- Tylko ciebie, kochanie.- puścił mi oko.

- Idź sprawdź czy cię nie ma gdzieś indziej, Danny.- wtrącił ojciec.- Tutaj wcale nie jesteś potrzebny, uwierz.

- Dobra, dobra, szefuńciu.- podniósł się z głośnym westchnieniem.- To powodzenia. Wrócę na walkę, stary. W końcu jestem twoją cheerleaderką.

- Obejdę się bez tego. A jeśli założysz spódniczkę i będziesz mieć pompony, to na pewno zrobię zdjęcie.

- Zapomnij. Nie jestem aż tak nienormalny. Wychodzę.- pomachał szybko, a potem się zawinął.

A ja musiałem wrócić do treningu, bo wieczorna walka teraz była najważniejsza. Tylko to, i o niczym innym nie powinienem rozmyślać.

**

Danny nie powinien zadawać tyle niepotrzebnych pytań. Ta jego ciekawość, albo raczej wścibski charakterek, mógł mnie doprowadzić do szału. Prędzej czy później.

- No ale co ci jest, Drew? Wyglądasz jakbyś zaraz miał się porzygać. Chyba się nie stresujesz, prawda? Przecież ty...

- To nie stres.- wszedłem mu w zdanie i machnąłem dłonią.- Po prostu nad czymś się zastanawiam.

- Za piętnaście minut wchodzisz do klatki. King jest w świetnej formie, a twój stary może się wściec jeśli będziesz wyglądał... no właśnie tak.

Zeskanował mnie jakimś dziwnym wzrokiem, którego sam nie potrafiłem rozszyfrował. Przesunąłem końcem języka po przesuszonych wargach, a potem przeczesałem włosy by je nieco odgarnąć i mieć lepszą widoczność.

Fighter#4: DrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz