Drew
Nie zadzwoniła. Od chwili, w której Emery wręcz uciekła z mojego mieszkania minęły cztery dni i dwadzieścia dwie godziny. Ja w tym czasie oczywiście pogrążyłem się w treningach, żeby jak najlepiej przygotować się do kolejnej walki, ale myśli o niej zbyt często zajmowały mi głowę. A jednak chciałem dać po sobie poznać, że coś mogło być nie tak. A już na pewno nie wtedy, gdy ojciec przyglądał mi się z nieskrywanym zainteresowaniem. On dałby radę wszystko ze mnie wyczytać, zupełnie tak, jakbym był dla niego niczym więcej od otwartej księgi. I może znajdowało się w tym kilka ziaren prawdy. A mimo wszystko tym razem nie chciałem dać mu przewagi, więc trenowałem więcej niż zwykle, zacieklej. I sam nie szukałem kontaktu z Emery, ponieważ uważałem, że to zadanie bynajmniej nie należało do mnie. Jeśli będzie chciała pogadać, spotkać się, to wtedy przyjdzie albo właśnie zadzwoni. Ja musiałem teraz myślę o sobie i o tym, by przebrnąć przez kolejną walkę, która będzie w stanie otworzyć mi następną furtkę w kierunku ostatecznego, i zarazem najważniejszego, starcia. Miałem niespełna tydzień do tej walki by się przygotować i może rodzice mieli rację, że teraz to jedyna rzecz, na której powinienem się skupiać. Już wiedziałem z kim miałem stanąć w klatce. Barry Hill. Co nieco o gościu miałem pojęcie. A przynajmniej tyle, by nie martwić się o wynik walki. Oczywiście chodziło wyłącznie o moje umiejętności, którymi musiałem się poszczycić, żeby wynieść przeciwnika.
Tylko i wyłącznie bez litości. Musiałem tutaj słuchać ojca, bo swoje przeżył i... on wygrywał. A ja nie mogłem go zawieść, nawet jeśli czasami wywierał zbyt dużą presję i czułem się przytłoczony. Nie mogłem okazywać litości, a przynajmniej nie w takiej sytuacji.- Hej, Drew?
Zatrzymałem się w połowie ciosu. Byłem teraz sam, bo ojciec miał coś do załatwienia, a Danny, który nagle pojawił się znikąd, jeszcze niedawno gdzieś się plątał.
- Co tam?- zagarnąłem włosy w tył przedramieniem.
- Ktoś bardzo chce się z tobą zobaczyć. Jest na tyle niecierpliwy, że bardzo się panoszy.
- Kto?- wymruczałem, po czym wyszedłem z klatki by znaleźć się przed przyjacielem.
- McMillan.
Przewróciłem ostentacyjnie oczami. Tak długo nie musiałem mieć z tym kretynem styczności, no i nagle znudził mu się względny spokój. Nie wiedziałem czego tym razem chciał, ale jak do tej pory zamierzałem go unikać, jak i również nie zaczynać bijatyk, tak teraz trochę mi się odwidziało. I to z powodu jego siostry, chociaż o tym miał się nie dowiedzieć. Pieprzony Luke. Chodziło wyłącznie o to, co usłyszałem od Emery. Lepiej by więcej jej nie szarpał, bo samo to już mnie wyprowadziło z równowagi. A gdybym się dowiedział, że spróbował ją uderzyć, wtedy oddałbym mu tysiąc razy mocniej. I może właśnie teraz nadarzyła się okazja by z gnojem sobie odpowiednio porozmawiać. Oczywiście nie na widoku, bo nie zamierzałem tłumaczyć się rodzicom z łamania zakazów. Chociaż to Luke łamał je bardziej, bo miał w chuju to, co do niego mówili. Chodziło mu wyłącznie o zajście mi za skórę, a pewnie nic innego nie miało dla niego aż tak dużego znaczenia.
Kiedy wyszedłem do głównej sali, blisko drzwi wejściowych, od razu rzuciła mi się w oczy sylwetka McMillana. Panoszył się, rozmawiał z dzieciakami, , a jeden ze starszych chłopaków tłumaczył mu, że powinien sobie iść. Ale ja sam zamierzałem to rozwiązać. Na spokojnie... albo nie. To jeszcze wyjdzie w praniu.
- Chodź.- warknęłam, kiedy byłem już na tyle blisko by nie musieć zbytnio podnosić głosu.
- No!- zaśmiał się cierpko.- Nareszcie. Już zaczynałem się nudzić.
![](https://img.wattpad.com/cover/309502978-288-k32881.jpg)
CZYTASZ
Fighter#4: Drew
RomanceMówią: niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jednak często zdarzają się wyjątki. Jak na przykład Drew Butler, zawsze kojarzony ze swoim ojcem, samym Rafaelem Butlerem. Mimo wszystko Drew jest inny pod niektórymi względami. Bardzo utalentowany, przyszły...