27. Początek i koniec

696 66 7
                                    

Emery

Czułam, że tego mogło być za wiele. Już na starcie, chociaż ojciec Drew nie powiedział więcej niż to jedno zdanie. To było kilka minut temu, a przez ten czas nikt się nie poruszył, nikt nic nie mówił. Każdy zamarł, a panująca atmosfera zrobiła się gęsta, ciężka... nie do zniesienia.

- Zadałem pytania. – wysyczał ojciec Drew.

Dopiero jego wypowiedź wyciągnęła mnie z otępienia, w którym zdecydowanie za długo tkwiłam. Nikt nic nie mówił przez dobre kilka minut, a przez to czułam się jeszcze gorzej. Fatalne było to, że nadal się tutaj znajdowałam, kiedy powinnam się dawno ulotnić. Chociaż teraz nie sądziłam bym została wypuszczona bez żadnych problemów. Już się w pewien sposób naraziłam. Do tego w momencie, w którym wpadłam – na ten jakże genialny, sarkastycznie – pomysł, żeby się tutaj wybrać. Mieszka Drew to inna bajka, a tutaj... wiedziałam z czym to się wiązało. Do tego dowiedziałam się czegoś, co poruszyło mnie a także moim światem. Drew, jego była dziewczyna, ciąża. Nic z tego nie rozumiałam i podświadomie chciałam by to okazało się nieprawdą. By to był wyłącznie głupi żart. Drew mógł mówić jedno, ale już teraz nie wiedziałam w co powinnam wierzyć, a w co nie. Teraz czułam się zbyt zagubiona by rozmyślać o tym wszystkim. Przyszłam tutaj z zamiarem odwołania moich wcześniejszych słów. Chodziło o odmówienie randki. Chciałam przeprosić Drew i jednak na to przystać, ale teraz to tylko zrobiłabym z siebie kompletną idiotkę. Oczywiście nie twierdziłam, iż tak nie było, bo jednak wpakowałam się w bagno. Czułam się trochę tak, jakbym rzuciła się z klifu głową w dół, prosto do morza, w którym pływało stado rekinów albo rządnych krwi piranii. No i za chwilę miałam zostać rozszarpana na strzępy. Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego.

Starszy Butler wlepiał wzrok w młodszego. Obaj mierzyli się nieodgadnionymi spojrzeniami, a ja wiedziałam, że ojciec czekał na wyjaśnienia ze strony syna. Jedynie Chelsea się usunęła w cień, jakby doskonale wiedziała co się szykowała i nie chciała znaleźć się pod ostrzałem. Ja nie przeszłabym niezauważona. Na pewno nie w momencie, w którym wywołałam takie zamieszanie.

- Dobra. – Pan Butler przesunął wzrok na Piper, potem na mnie, skrzywił się mocno, a oczy zmrużył tak, jakby chciał mi wydrapać moje. Wyglądał drapieżnie. Przełknęłam cicho ślinę. – Wynoście się stąd obie. Nie chcę by noga którejś z was tu jeszcze postała. Macie szczęście, że wolę to załatwić z synem i nie mam ochoty robić jakiś pieprzonych podchodów, żeby dochodzić co tu się wydarzyło. Zjazd!

Wyciągnął rękę i wskazał nią w kierunku drzwi. ostatni raz spojrzałam na Drew, on na mnie też. Jego zielone oczy wyglądały dziwnie tęsknie. Albo mi się tylko wydawało. Nie było już czasu bym się nad tym zastanawiała. Po prostu zebrałam tyłek w troki i ruszyłam do wyjścia. Chciałam opuścić ten dom, najlepiej zapomnieć o momencie, w którym wpadłam na ten nierozgarnięty pomysł. Miałam szczęście, skoro mogłam po prostu wyjść i nie zostałam zmiażdżona przez Butlera. W końcu powiązywał mnie wyłącznie z moją rodziną – zupełnie tak samo jak jego żona – no i nie patrzył na to, że mogłabym okazać się inna. Wyjątek od reguły wśród wszystkich McMillanów. Przyzwyczaiłam się do tego. Nawet jeśli długo mnie tutaj nie było, dzięki czemu znajdowałam się, poza tym całym konfliktem, to i tak z góry przypisano mi pewną łatkę, której nie dało się ot tak pozbyć. A czy chciałam się z tym pogodzić? Jakoś nie bardzo. A miałam jakikolwiek wybór? Na ten moment... nie, chyba niestety nie.

Drew

- No to? Czekam, Drew, a nie mam na to całego dnia. – ojciec zaplótł ramiona na klatce piersiowej. Przyglądał mi się twardo, z nietęgim wyrazem twarzy.

Nie wiedziałem od czego powinienem zacząć tłumaczenia. Tata i tak już był wkurzony – nawet bardzo – a ja mogłem jedynie dolać oliwy do ognia, nic, poza tym. Teraz był jeden z tych momentów w moim życiu, w którym musiałem uważać na każde wypowiedziane słowo, ponieważ coś mogło się dla mnie naprawdę źle skończyć. Już znajdowałem się w czarnej dupie, na totalnie przegranej pozycji. Jak zawsze w potyczkach z ojcem, który do najłagodniejszych osób nie należał, no i czasami mógł siać niemały postrach. Sam fakt, że byłem jego synem niczego nie zmieniał. Nawet... zawsze miałem gorzej. Dużo ode mnie wymagał, a gdy coś mu się nie podobało to od razu to uwidoczniał. Ludzie myśleli, iż mając sławnych rodziców mogłem się tym szczycić bez końca, a karierę robiłem dzięki nim i temu, że wprowadzili mnie w świat boksu. Wcale nie. Musiałem sobie na to srogo zapracować, na wszystko. Jeśli osiągałem teraz sukcesy to tylko dzięki mojej ciężkiej pracy. A sława rodziców czy wujków nie miała na to wpływu. Ojciec to ostatnia osoba, która pozwoliłaby mi dojść do czegoś po linii najmniejszego oporu. Byłem mu za to wdzięczny, jasne. Dlatego zawsze słuchałem jego rad, robiłem co chciał. Jednak tłumaczenie się przed Rafe Butlerem to największe gówno na jakie można było się skazać. A mnie przytrafiało się to zdecydowanie zbyt często.

Fighter#4: DrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz