24. Strach w oczach

773 56 7
                                    

Drew

- Drew? Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

- Nie bardzo.- wymruczałem, nawet nie myśląc nad swoimi słowami.

Trochę się zamyśliłem i tak jakby zapomniałem, gdzie obecnie się znajdowałem, z kim tutaj byłem, i zapomniałem także o tym, że powinienem po prostu bez sprzeciwiania się, wykonywać polecenia. Nic więcej mi nie pozostało, a fakt, iż w obecnym momencie zżerała mnie trema, tak właściwie nie miał nic do rzeczy. Nie miał racji bytu. A ja nie miałem prawa dopuszczać do głosu zdenerwowania i pozwalać sobie na... strach. Jak i również na słabość, która nie mogła mnie w żadnym wypadku ograniczać.

- Skup się, dzieciaku. Za chwilę wychodzisz, a trzęsiesz się jak galareta, no i ledwo jesteś w stanie ustać na nogach.

- Ale tato.- usiadłem. Miał rację. Teraz byłem słaby, ponieważ to, co miało się za chwilę wydarzyć, miało również wyznaczyć mój początek. Byłem jeszcze dość mały, nie wiedziałem zbyt wiele o tym wszystkim, ale chciałem, by tatę rozpierała duma.

- No co? Chcesz się pokazać i zaistnieć?

- Tak, oczywiście.

- No to właśnie. Nie zamierzam na ciebie naciskać, Drew. Tu nie chodzi o żadne wywieranie presji, ale teraz nie możesz zrezygnować.

To jednak zabrzmiało jak wywieranie presji. Jednak wolałem się już nie odzywać. Wszystko, tylko nie to. Jedynie mama byłaby w stanie w jakiś sposób przegadać tatę, czy w ogóle próbować się z nim w potyczkach słownych. A ja? Nigdy w życiu.

- Mów.- niemal szepnął, a jego ramiona nieco opadły. Wraz z bojową postawą.- Co jest?

- Nic. Po prostu źle się czuję. No i strasznie się denerwuję. To zawody juniorów, tato. Moje pierwsze. Chyba mam prawo być...

- Każdy ma.- wszedł mi w słowo.- Myślisz, że przed swoją pierwszą walką się nie denerwowałem? Zresztą w twoim przypadku to będzie inne. Walczysz z dzieciakami, które na pewno są gorzej przygotowane od ciebie. I to nie będzie poważne mordobicie.

- Czyli też odczuwałeś stres?

- Jasne. Nie jestem maszyną, młody. A twoja mama? Też była znerwicowana. Przecież to ja ją trenowałem, miała moją technikę i to wszystko... sam rozumiesz. Wszyscy mamy słabości, nie jesteśmy niezniszczalni. Jednak mimo to, jesteś moim synem i wierzę, że sobie poradzisz. Pamiętasz jak leciało nasze hasło?

Pamiętałem za dobrze. Tata mi to wpajał. Powiedział, że w szczególnych przypadkach można było odpuszczać, ale cała reszta widniała pod jednym szyldem.

- Tak. Bez litości, tato.

- Boisz się?

- To nieważne.- pokręciłem głową.- Dam sobie radę. Jestem Butlerem. Zawsze dajemy sobie radę, walczymy i się nie poddajemy. Nawet jeśli coś nas zjada.

- No właśnie, Drew. I wiesz co ci powiem? Za niedługo będziesz kimś wielkim, i wszyscy będą znali twoje imię. Będą też wiedzieli czyim synem jesteś i dotrze do nich, że my to mamy we krwi. Staniesz się mistrzem, synu. Tylko teraz tam wyjdź i walcz. Walcz już zawsze. O wszystko czego pragniesz.

Tak zamierzałem zrobić. Tak jak powiedział tata, kiedy byłem jeszcze chłopcem. A teraz stałem się mężczyzną. I bez względu na wszystko zamierzałem wyciągnąć dłonie po to, na czym teraz mi zależało.

Emery

- Jestem w pracy, Luke.- przewróciłam oczami.

Nie miałam najmniejszej ochoty na kontynuowanie tej rozmowy. Z jednej strony dobrze, że mój brat teraz nie widział mojego wkurzenia, a z drugiej to trochę żałowałam, ponieważ miałam nieodpartą ochotę przyłożenia mu w ten pusty łeb. Pewnie i tak bym się na to nie zdobyła. Nie byłam aż tak przebojowa, żeby rzucać się z łapami na Lukasa McMillana, nawet jeśli jesteśmy rodziną. Wszystko miało swoje granice. W tej chwili te granice zacierały się, jeśli chodziło o pokłady cierpliwości, jakie jeszcze się we mnie utrzymywały.

Fighter#4: DrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz