Drew
- Drew? Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Nie bardzo.- wymruczałem, nawet nie myśląc nad swoimi słowami.
Trochę się zamyśliłem i tak jakby zapomniałem, gdzie obecnie się znajdowałem, z kim tutaj byłem, i zapomniałem także o tym, że powinienem po prostu bez sprzeciwiania się, wykonywać polecenia. Nic więcej mi nie pozostało, a fakt, iż w obecnym momencie zżerała mnie trema, tak właściwie nie miał nic do rzeczy. Nie miał racji bytu. A ja nie miałem prawa dopuszczać do głosu zdenerwowania i pozwalać sobie na... strach. Jak i również na słabość, która nie mogła mnie w żadnym wypadku ograniczać.
- Skup się, dzieciaku. Za chwilę wychodzisz, a trzęsiesz się jak galareta, no i ledwo jesteś w stanie ustać na nogach.
- Ale tato.- usiadłem. Miał rację. Teraz byłem słaby, ponieważ to, co miało się za chwilę wydarzyć, miało również wyznaczyć mój początek. Byłem jeszcze dość mały, nie wiedziałem zbyt wiele o tym wszystkim, ale chciałem, by tatę rozpierała duma.
- No co? Chcesz się pokazać i zaistnieć?
- Tak, oczywiście.
- No to właśnie. Nie zamierzam na ciebie naciskać, Drew. Tu nie chodzi o żadne wywieranie presji, ale teraz nie możesz zrezygnować.
To jednak zabrzmiało jak wywieranie presji. Jednak wolałem się już nie odzywać. Wszystko, tylko nie to. Jedynie mama byłaby w stanie w jakiś sposób przegadać tatę, czy w ogóle próbować się z nim w potyczkach słownych. A ja? Nigdy w życiu.
- Mów.- niemal szepnął, a jego ramiona nieco opadły. Wraz z bojową postawą.- Co jest?
- Nic. Po prostu źle się czuję. No i strasznie się denerwuję. To zawody juniorów, tato. Moje pierwsze. Chyba mam prawo być...
- Każdy ma.- wszedł mi w słowo.- Myślisz, że przed swoją pierwszą walką się nie denerwowałem? Zresztą w twoim przypadku to będzie inne. Walczysz z dzieciakami, które na pewno są gorzej przygotowane od ciebie. I to nie będzie poważne mordobicie.
- Czyli też odczuwałeś stres?
- Jasne. Nie jestem maszyną, młody. A twoja mama? Też była znerwicowana. Przecież to ja ją trenowałem, miała moją technikę i to wszystko... sam rozumiesz. Wszyscy mamy słabości, nie jesteśmy niezniszczalni. Jednak mimo to, jesteś moim synem i wierzę, że sobie poradzisz. Pamiętasz jak leciało nasze hasło?
Pamiętałem za dobrze. Tata mi to wpajał. Powiedział, że w szczególnych przypadkach można było odpuszczać, ale cała reszta widniała pod jednym szyldem.
- Tak. Bez litości, tato.
- Boisz się?
- To nieważne.- pokręciłem głową.- Dam sobie radę. Jestem Butlerem. Zawsze dajemy sobie radę, walczymy i się nie poddajemy. Nawet jeśli coś nas zjada.
- No właśnie, Drew. I wiesz co ci powiem? Za niedługo będziesz kimś wielkim, i wszyscy będą znali twoje imię. Będą też wiedzieli czyim synem jesteś i dotrze do nich, że my to mamy we krwi. Staniesz się mistrzem, synu. Tylko teraz tam wyjdź i walcz. Walcz już zawsze. O wszystko czego pragniesz.
Tak zamierzałem zrobić. Tak jak powiedział tata, kiedy byłem jeszcze chłopcem. A teraz stałem się mężczyzną. I bez względu na wszystko zamierzałem wyciągnąć dłonie po to, na czym teraz mi zależało.
Emery
- Jestem w pracy, Luke.- przewróciłam oczami.
Nie miałam najmniejszej ochoty na kontynuowanie tej rozmowy. Z jednej strony dobrze, że mój brat teraz nie widział mojego wkurzenia, a z drugiej to trochę żałowałam, ponieważ miałam nieodpartą ochotę przyłożenia mu w ten pusty łeb. Pewnie i tak bym się na to nie zdobyła. Nie byłam aż tak przebojowa, żeby rzucać się z łapami na Lukasa McMillana, nawet jeśli jesteśmy rodziną. Wszystko miało swoje granice. W tej chwili te granice zacierały się, jeśli chodziło o pokłady cierpliwości, jakie jeszcze się we mnie utrzymywały.
![](https://img.wattpad.com/cover/309502978-288-k32881.jpg)
CZYTASZ
Fighter#4: Drew
RomanceMówią: niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jednak często zdarzają się wyjątki. Jak na przykład Drew Butler, zawsze kojarzony ze swoim ojcem, samym Rafaelem Butlerem. Mimo wszystko Drew jest inny pod niektórymi względami. Bardzo utalentowany, przyszły...