6. Zrzucaj ubrania

1K 70 11
                                    

Emery

Chyba nigdy wcześniej nie byłam tak zdenerwowana. Mogłam tego nie proponować i mieć spokojne życie, ot co. Jednak z drugiej strony wydawało mi się cholernie kuszące popatrzeć na Drew bez koszulki. I to z bliska. Telewizja to jedno. Ona nie oddaje wszystkiego odpowiednio.

Nie potrafiłam się skupić na pracy, ciągle rozpraszały mnie myśli o tym co będzie, kiedy wyjdę z gabinetu, po ostatniej sesji, a potem pojadę do mieszkania tego faceta. Miałam go tylko narysować, bez żadnych podtekstów. Poza tym, gdy znajdzie się blisko mnie, to duże prawdopodobieństwo, że spalę się ze wstydu. Nie byłam przyzwyczajona do facetów, a już zwłaszcza do takich, którzy wyglądali jak on. Cholernie przystojnie. Gdyby Drew tak bardzo się nie zmienił, gdyby nie wyprzystojniał i nie miał... nie miał wszystkiego co potrzebne, by zawracać kobietom w głowach, wtedy łatwiej bym sobie z tym poradziła. No ale teraz zamierzałam chwycić byka za rogi, i to tak konkretnie. To tylko szkicowanie nieziemsko przystojnego mężczyzny, z którym się przyjaźnię.

Co to dla ciebie, Emery? No właśnie, nic wielkiego. Ogarnij się, dobrnij do końca pracy, a potem tam jedź. Nic więcej.

Tak. Na razie musiałam dotrwać do czternastej trzydzieści. A potem mogłam zacząć główkować nad innymi rzeczami. Nad pewną osobą i nad tym, co ja właściwie chciałam szkicować.

Jego. Całego. Tylko to nie akt, nie ma mowy. To już mu wyjaśniłam. Zero całkowitej nagości... zero, tak.

**

Jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz telefonu, a potem na budynek przed którym zaparkowała taksówka. Drew wysłał mi adres, ale musiałam się jeszcze dokładnie upewnić. Do tego czułam się niefajnie, ponieważ cały czas sprawdzałam swoje tyły. Zupełnie jakby ktoś miał mnie śledzić, żeby wiedzieć na bieżąco co robiłam. Musiałam przestać świrować, bo przez to trafiłabym do grobu. Prędzej czy później. Teraz skupiałam się na tym, po co tutaj przyjechałam.

Zapłaciłam kierowcy, chwyciłam swoją torebkę, a potem wysiadłam. Jeszcze chwilę się rozglądałam. Musiałam dotrzeć na trzecie piętro do odpowiedniego mieszkania. Z zewnątrz wyglądał dość bogato. A kiedy weszłam do środka, to już wiedziałam. Drew nie tylko dobrze się woził, ale także mieszkał. Zresztą nieźle zarabiał, na bank, więc nie wiedziałam czemu tak mnie to zdziwiło.

Wychodziłam po schodach bardzo powoli. Ciągle rozważałam wszystkie „za" i „przeciw". Miałam sporo wątpliwości, a mój szkicownik w skórzanej oprawie nagle zaczął mi bardzo ciążyć. Wzięłam też kilka ołówków i inne duperele. Nie miałam pojęcia co w danej chwili stanie się przydatne. I czy w ogóle będę mogła się skupić. Jeśli miałam być szczera, to od dawna nie szkicowałam człowieka. Zwykle skupiałam się na krajobrazach, jakichś zabytkach, czy codziennych przedmiotach. A teraz miałam narysować Drew Butlera. Półnagiego Drew Butlera. Mogło wyjść dobrze, ale istniała też szansa spalenia się ze wstydu. Ta ogólna krępacja, która zdecydowanie za często się u mnie pojawiała.

Ostatni raz spojrzałam na adres wysłany przez Drew, żebym czasem nie zapukała do nieodpowiednich drzwi. A kiedy już się upewniłam, cicho westchnęłam, nabrałam uspokajający haust powietrza, a potem uniosłam dłoń i zapukałam.

Jeden raz. Przestępowanie z nogi na nogę.

Rozglądałam się, wciąż czekałam. Nasłuchiwałam.

Drugi raz. Szybkie kroki po drugiej stronie.

Splotłam palce obu rąk ze sobą i zaczęłam niecierpliwie je wykręcać.

Fighter#4: DrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz