3

29 3 0
                                    

Komentujcie, głosujcie i dyskutujcie!! Będzie mi miło, a książka będzie żywaa <33




Świat zwariował i kazał paść na kolana.

Harry wciąż siedział na ławce, choć sam dokładnie nie wiedział ile czasu minęło. Czy to były cztery sekundy, a może minuty? Nie miał pojęcia. Czekał na cud, choć ten nie nadchodził. Naprawdę miał nadzieję, że nagle to wszystko odejdzie od niego i będzie mógł wrócić w spokoju do domu, jednak nic na to nie wskazywało. Nawet pogoda.

Jego ciało było jednym wielkim motłochem, a Harry nawet nie starał się z tym nic zrobić. Aktualnie był uziemiony do drewnianej ławki do tego stopnia, że nie wiedział gdzie jest jego telefon, a nawet jeżeli by wiedział, to nie byłby w stanie po niego sięgnąć. Jego skóra paliła żywym ogniem, oczy płonęły od światła mimo nocy, a całe ciało bolało niczym uderzane z każdego strony. Nie mógł nic na to poradzić. Musiał po prostu czekać aż to wszystko przejdzie i będzie w stanie postawić chociaż krok.

Nagle poczuł na swoich kolanach jakiś dotyk, choć równie dobrze mogło mu się zdawać. Słyszał, że ktoś próbuje do niego coś powiedzieć, lecz nie słyszał co. Wyciągnął dłonie z włosów i spojrzał na rozmazany świat przed sobą, gdzie ujrzał tylko czarne włosy i skórzaną skórę na ramionach. Nie do końca wiedział kto go właśnie dotyka, jednak było mu wszystko jedno. Jeżeli miał umrzeć, to jak najszybciej. Wtedy spostrzegł również drugie ciało, które ruszyło w ich stronę i uklęknęło zaraz obok wcześniejszego przybysza.

- Harry, co ci jest? Błagam, mów cokolwiek.- mówił jeden głos, który był przyjemny i na swój sposób delikatny.

Nie miał siły. Było mu zimno, a przy tym chciał spać. Nie wiedział jak sobie poradzić z tą całą mieszaniną, która powstała z boleści ciała i demonicznego wnętrza umysłu. Chciał iść do domu, ale nie pamiętał w którą stronę się kierować. Gdyby tylko miał własny samochód przy sobie, nie było by tego problemu. A jednak uparł się na to, aby więcej chodzić, a nie jeździć, bo to zdrowsze dla niego i planety. A teraz ta planeta platała mu figle.

- Totalnie nie kontaktuje. Umiera? Powiedz, że nie umiera... Nawet go lubiłem, a w szczególności po tym jak ignorował Carle.- powiedział jeden spanikowany głos, który zdecydowanie bardziej przeżywał to co się dzieje.

- Zayn, on nie umarł ani nie umiera. Uspokój się.- odpowiedział drugi bardziej spokojniejszy głos. I och, to był ten sam przyjemny głos, który mówił wcześniej.

- Ale musimy coś zrobić. Przecież nie możemy go zostawić.- odparł chłopak i zamilkł na chwilę.- Stary, jestem spóźniony już godzinę. Mama mnie zabije i będziemy mieli dwa trupy. Japierdole, ten dzień jest okropny.- Zayn wciąż nawijał i panikował, nazywając przy tym Harry'ego trupem, mimo że nim nie był.

- To idź. Dam sobie radę.- odparł w końcu.

- Louis, słońce ty moje, jesteś najlepszą istotą jaką spotkałem. Napisz mi jak Hazz się czuje, dobra? Lubię go.- powiedział Zayn i ruszył w stronę samochodu po coś, aby po chwili pobiec gdzieś.

Harry zaczął mniej więcej odzyskiwać świadomość, jednak jego obraz wciąż był zamazany, a jakakolwiek zdolność do mówienia była bardzo ograniczona, bo było mu bardzo zimno, co Louis oczywiście zauważył i zarzucił na jego ramiona bluzę. Brunet opuścił na chwilę głowę, aby po chwili znowu ją podnieść w spojrzeć na twarz, której nigdy by się nie spodziewał.

- Harry, słyszysz mnie teraz?- zapytał spójnie Louis, na co Harry delikatnie pokiwał głową.- Powinniśmy jechać do szpitala. Zawiozę cię tam, bo to naprawdę nie wygląda za dobrze.-  dodał po chwili, jednak Harry go zatrzymał.

Two Faces || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz