Nie mogę cię kochać podczas ciemnych dni, bo to wpłynie na twoje własne promienie słońca...
Te słowa chciały wypłynąć z ust Harry'ego tylko w jednym kierunku, jednak to stało się niemal niemożliwe, gdyż brunet nie wychodził z domu, a jeżeli robił cokolwiek - to jedynie pod obecnym wzrokiem rodziców. Nie miał przestrzeni i prywatności. Jedyne miejsce, w którym nie czuł się osaczony, to jego pokój. Tam był sobą, ale tylko tym smutnym. Nie było miejsca na uśmiech i wesołe płomyki w oczach. Jego zieleń oczu zdążyła wyparować. Teraz wydawały się bardziej ciemne i wyblakłe. Harry nie lubił spoglądać na siebie w lustrze. Widział w nim tylko ból i siebie...
Leżąc skulony na łóżku, zdał sobie sprawę z pewniej ironii losu. Tak bardzo nie chciał pomocy poprzez leczenie, jak zdołała nazwać to jego matka, a jednak aktualnie to przechodził. Nie jadł, nie pił i był zamknięty w czterech ścianach bez telefonu, muzyki czy jakiekolwiek rozpraszacza myśli. Trwał w swojej sypialni samotnie, jedynie wpatrując się w niewidoczny punkt na ścianie lub czasami w zieleń za oknami.
Zauważył, że pogoda na zewnątrz zrobiła się o wiele piękniejsza niż ta z dni poprzednich, dlatego ze smutkiem spoglądał na radosne twarze dzieci i swoich rówieśników, którzy w dzień bawili się w promieniach słońca, a w nocy w blasku księżyca i w obecności gwiazd. Czasami zauważał twarze swoich sąsiadów. Raz nawet napotkał wzrok Liama, który akurat wychodził ze swojego domu, kiedy Harry obserwował z małym zainteresowaniem okolicę. Mógł przyrzec, że w oczach Payna zauważył odrobinę współczucia. Ale przecież go nienawidził, więc zapewne to tylko jego własne urojenia.
Nawet nie był pewny, czy to na pewno był Liam. Nie spał zbyt dużo, a więc jego zmysły szalały i czasami nawet przez całą noc nie zmrużył oka, bo był pewien, że coś stoi w roku jego pokoju. Jak się okazało, nic tam nie było, jednak jego ciało czuło ciągły stres i niepokój, kiedy nadchodził noc.
Usłyszał pukanie do drzwi własnego pokoju. Zdziwił się nieco, bo jego matka nigdy nie pukała i nie szanowała jego prywatności, a po prostu wchodziła. Tata z kolei robił to sporadycznie, jak mu się widziało.
Tym razem w drzwiach ujrzał swojego ojca. Odwrócił wzrok w jego kierunku, jednak nie uśmiechnął się tak jak robił to on.
- Hazz, mama każe ci się uszykować. Dzisiaj niedziela, więc rozumiesz...- powiedział spokojnym głosem, a Harry kiwnął ledwo widocznie głową.
Cóż, w tej sytuacji wiele się zmieniło. Harry zauważył, że jego tata nie był już tym samym posłannikiem własnej żony. Czasami słychać było z dołu jak kłócą się. Raz nawet Des wpadł do jego pokoju, przepraszając i mówiąc wiele słów wsparcia, za które później dostał wiele niemiłych od strony matki.
- Więc czemu sama tego nie wpadła tu, żeby krzyczeć?- zapytał brunet, jednak nie spoglądał na swojego tatę. Jego wzrok utkwiony był w martwym punkcie.
- Nie ma jej. Wyjechała z samego rana, żeby coś załatwić, ale już wraca i kazała przekazać ci wiadomość.- powiedział spokojnie i Harry mógł wyczuć w jego głosie odrobinę niezręczności. Nie dziwił mu się, bo przecież niemal całkowicie ignorował go. I pomimo, że przekazał mu niemal wszystkie widomości, to jednak wciąż znajdował się w jego sypialni, stojąc przez chwilę w ciszy.- Harry... Ktoś do ciebie przyszedł.- odezwał się, a jego głos niemal od razu zniknął, tak samo jak obecność.
Harry nie do końca się tym przejmować, bo co? Przyprowadzili kolejnego psychologa, z którym miałby chcieć rozmawiać o własnych problemach? Czy to nie było trochę egoistyczne? Przecież nie miał problemów dopóki jego matka nie zaczęła ingerować w życie wszystkich domowników, a kiedy one się zaczęły, nie próbowała naprawić samej siebie, a wszystkich dookoła. To nie podchodziło po egoizm? To było okej?

CZYTASZ
Two Faces || Larry Stylinson
Fiksi Penggemar🚩PIERWSZA CZĘŚĆ TWO FACES 1/2 🚩 Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością... Piękne słowa wśród tych, którzy mają Boga w sercu. Co się z nimi stało, że nagle miłość ma swoje ograniczenia i staje się zakazem wśród tych, których miłość o...