Harry zdecydowanie nie miał po kolei z Bogiem.
Odkąd pamiętał modlił się, chodził do kościoła i rozmawiał w Bogiem, bo to była jego kolej rzeczy. Inni robili to ze znajomymi, a on kierował swój potok słów w stronę Wszechwiedzącego i dla niego było to całkowicie normalne. Ale tak jak z kumplami, czasami było pod górkę. Harry nie zawsze zgadzał się z poglądami jakie znajdowały się w Biblii lub były głoszone na kazaniach w kościele. Jasne, niektóre z tych przykazań były mądre i bardzo potrzebne w dzisiejszych czasami, jednak czasami brunet miał dość tego słuchania się każdej kropeczki odnoszącej się do życia zgodnie z Bogiem. Wtedy również szukał innych rzeczy, które by podniosły go na duchu, a co za tym szło, zamazywał szlak dalszej drogi z Bogiem.
Doskonale pamiętał moment, w którym szedł na niedzielną mszę, choć tak naprawdę nie wierzył w istnienie Boga. Można powiedzieć, że był to czas jego buntu. Zaczął wierzyć w to, że świat to zwykła ewolucja, która nie ma nic wspólnego z niby bogami lub innymi wariactwami, a ludzie są po prostu częścią zwykłej ewolucji, która wkrótce pomknie do przodu. Jednak jego umysł naprostował się, kiedy został naprawdę skrzywdzony, a nie miał nikogo u swojego boku, bo został całkowicie sam. Wtedy wrócił do swojej wiary, która stała się trochę inna niż ta wcześniejsza.
Teraz wiara była dla niego jak przyjaźń. Grzech nie stał się czymś okropnym od czego trzeba trzymać się z dala, bo każdy człowiek na świecie grzeszy, a Bóg mimo wszystko jest obok nas i kroczy razem z nami, spoglądając na wszystko w ciszy. Patrzy na każdy krok i wspiera, robiąc z nas silniejszych ludzi, bo przecież własne porażki robią z nas człowieka i tworzą charakter. Właśnie tak teraz Harry żył, choć często musiał udawać, gdyż jego mama wciąż uważała, że trzeba żyć zgodnie z własną wiarą i jej wytycznymi, a przecież w wierze nie było żadnych wytycznych.
W tym momencie Harry poprawiał biały t-shirt, który tego dnia był upierdliwie niewygodny. Właśnie za moment miało odbyć się te wielkie spotkanie, gdzie rozmawianie o Bogu miało być spokojem i rozjaśnianiem mroku, a tak naprawdę wszystko kończyło się kłótnią i niechęcią w stronę wiary.
Świat był cholernie zakłamany, a Harry musiał w nim żyć.
To było dziwne.
Ostatni raz przejrzał się w lustrze i ruszył w kierunku wyjścia z pokoju, a następnie jadalni, gdzie już prawie wszyscy siedzieli przy stole, śmiejąc się. Jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem szatyna, który siedział przy stole i rozmawiał o czymś ze swoją mamą. Harry niemal od razu odwrócił wzrok, kiedy zrozumiał, że chłopak wciąż pała do niego złością, choć sam nie wiedział czemu. Wiele razy chciał z nim o tym porozmawiać, jednak zawsze kończyło się to bijatyką lub zwyczajnym ignorowaniem. Nie rozumiał dlaczego ten dawny Liam stał się nie do poznania, choć czynników nie było prawie wcale. Whatever, Harry teraz musiał patrzeć pod nogi, aby nie spaść ze schodów jak to często bywało.
Stanął obok swojej mamy, która uśmiechnęła się na jego widok, choć Harry naprawdę nie czuł się zbyt swojo. Przy dosyć wielkim stole siedziało pięćdziesiąt osób, a w tym gronie widział osoby, które prawie nigdy na takim spotkaniu nie były. Niepewnie usiadł na krześle obok rodzicielki spoglądając na wszystkie twarze, które również nie rozumiały tego zebrania. Harry spojrzał na swoją mamę i zmarszczył brwi, spoglądając po chwili na tatę, który niemal od razu odwrócił wzrok, a później babcie, która pokręciła tylko głową.
Coś się stanie, ale Harry nie miał pojęcia co.
Czuć było te nieprzyjemną atmosferę, kiedy Liam wpatrywał się w Harry'ego ze złością wymalowaną na twarzy. Później niedaleko niego siedziała uśmiechająca się w jego stronę Lauren wraz z rodzicami i Carlą, a trochę dalej Caroline wraz z Luke'm, który rozmawiali między sobą. Z rodzicami również siedziała Julia, która czytała swoją książkę leżącą na udach. Cóż, była niesamowicie wrażliwą duszą, której lubić się nie dało, a jej jedyną wadą było mylenie rzeczywiści z wyobraźnią. Przy tym samym stole siedział również Zayn, który co chwilę pił sok, będąc prawdopodobnie na kacu, i sam Louis Tomlinson wpatrujący się w Harry'ego w dziwny sposób. Jakby z jednej strony chciał się uśmiechnąć i pogadać z nim, a z drugiej zabić i spalić ciało. Sam nie wiedział co o tym myśleć, jednak to wszystko było dziwaczne.

CZYTASZ
Two Faces || Larry Stylinson
Fanfiction🚩PIERWSZA CZĘŚĆ TWO FACES 1/2 🚩 Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością... Piękne słowa wśród tych, którzy mają Boga w sercu. Co się z nimi stało, że nagle miłość ma swoje ograniczenia i staje się zakazem wśród tych, których miłość o...