15

44 1 0
                                        

Raz śmiech, a potem płacz.
O tysiąc słów za dużo, aby po chwili zamilknąć na wieki.
Stąpać po ziemi twardo, gdy niebo zbyt mocno uderzy nam do głowy. Poddać się mrokowi, aby po tym szukać nadziei i światła.

Dwie twarze.

Właśnie w ten sposób zachowywał się na corocznej imprezie wakacyjnej w Woodlands, która jak co roku, przechodziła ludzkie wyobrażenie. Bo wszystko miało swoje granice, a te tutaj zdecydowanie były zakryte przez słowiańskie dywany lub przypalone co chwilę spadającymi na ziemię końcówkami papierosów. Nikt nie chciał wierzyć w słowa wypowiedziane przez ludzi poza lasem, który stał się jakby ich magiczną bańką, chroniącą przed ludźmi wychowanych w wierze kościoła i prawdopodobnie starożytności, bo inaczej nie można tego nazwać. Dlatego kiedy wszystkie linki puściły zakręconych nastolatków, świat w ich głowach stał się błogi i mógł to zauważyć również Harry, który przeskakiwał własne granice.

Jednak... Zacznijmy od początku.

Harry obudził się w momencie, w którym słońce powoli żegnało się z duszami chodzącymi po świecie. Jego oddech był nieco głośny przez ciężkie płuca, a głos ledwie zauważalny. Pomimo wyspania się, czuł niesamowicie wysokie ciśnienie w głowie i pisk w uszach, które zdecydowanie nie należały do najprzyjemniejszych. Głowa zdawała się wirować, kiedy serce wyczuwalne było w całym ciele bez wyjątku. Jego ciało zdecydowanie dawało oznaki szybkiego odejścia z tego świata, lecz to tylko chwilowe mrzonki. Siedząc na łóżku z zakrytą dłońmi twarzą, czuł jak ciśnienie uchodzi powoli z ciała, a świat przestaje być uciążliwy.

Podniósł ponownie twarz i z drażliwymi oczami spojrzał w prawą stronę. Zdecydowanie nie spodziewał się, że obok jego ciała będzie znajdował się Louis, który był przecież głównym gospodarzem, więc powinien się znaleźć między nastolatkami w salonie, którzy prawdopodobnie zaczęli ponownie zabawę, gdyż gwar, hałas oraz bass muzyki, zdecydowanie dawał takie poczucie. Jednak chłopak wciąż był w łóżku, leżąc na brzuchu, z głową skierowaną w jego stronę. Spokojny i równomierny oddech tylko utwierdzał go w przekonaniu, że szatyn wciąż oddawał się snu.

Jednak nikt nie mógł mieć żalu do Harry'ego o to, że wciąż wpatrywał się w rozluźnioną twarz chłopaka, który miarowo oddychał z lekko uchylonymi ustami. Później zjechał trochę niżej, spoglądając na gładką powierzchnię pleców, na których nie znalazł się żaden nastoletni trądzik czy rana po upadkach podczas meczu. Wydawała się lśnić pod poświatą złotego słońca, dostającego się przez odsłonięte okno. Wpatrywał się w gładką skórę i nie mógł być zły na siebie za to, że strach wstąpił do jego wnętrza i zaatakował gardło, tworząc tam nieprzyjemną gulę, której przełknąć nie mógł.

Westchnął pod nosem, spuszczając głowę z lekkim zmieszaniem, jednak po chwili znów delikatnie położył się na materacu łóżka, spoglądając w sufit. Postanowił nie budzić Louis'a, bo wiedział, że mogą pozwolić sobie na jeszcze więcej snu, dlatego leżał bezczynnie wiedząc, że nie da rady ponownie zapaść w sen.

Jego głowa pochłonięta była w myślach, które zdecydowanie napędzały zamieszkałe tam demony, pchające go do miejsca, w którym jeszcze nigdy nie był. Przerażały go te wszystkie zmiany. Najpierw wszystko było spokojne, a nawet można powiedzieć, że czas i los w końcu zaczęły mu sprzyjać, jednak teraz sam nie wiedział co jest dobre, a co niekoniecznie. Myśli mieszały się w jego umyśle niczym tornado co chwilę pochłaniające nowe rzeczy z otoczenia. Czuł się źle, bo wiedział, że potrzebował spokoju, ale z drugiej strony chciał poczuć się dobrze.

Nie wiedział jeszcze, że ta druga strona również ma swoje wady.

Nagle został wyrwany ze swojego transu, kiedy poczuł jak obca dłoń prześlizguje się delikatnie po skórze jego torsu. Spojrzał na opaloną rękę, która zdecydowanie kontrastowała z jego bladym ciałem, ledwie chwyconym przez słońce, i obserwował jak delikatnie zaciska się na jego talii. Przeniósł wzrok na twarz szatyna, kiedy poczuł na swoim ramieniu krótki pocałunek, co nie było dla Harry'ego problemem, bo lubił być adorowany i pieszczony, jednak jego głowa nie przyswajała tego. Uspokoił się nieco, gdy zauważył zamknięte oczy Louis'a oraz to, że jeszcze znajduje się we śnie. Uśmiechnął się na te małe rzeczy i pozwolił, aby zostali w tej samej pozycji, w której aktualnie byli, a nawet brunet postanowił zrobić coś więcej, kładąc dłoń na rękę chłopaka i pozwalając, aby ten ułożył głowę na jego barku.

Two Faces || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz