- Mama mnie zabije.- powiedział drżącym głosem Harry, spoglądając na to jak wyglądał.- Co ja mówię... Ona wynajmie kogoś, żeby mnie zabił.- przełknął głośno ślinę, spoglądając na odkryty brzuch.10 godzin wcześniej...
Kiedy słońce stało się mniej upierdliwe, a lekki wiatr studził letnie popołudnie, wszystko stawało się inne. Świat wtedy jakby wariował, stawiając na koniec męczącego dnia piękny zachód słońca oraz lekki chłód. Żaden człowiek nie pragnął niczego bardziej, bo choć w Anglii widywano słońce tak często jak miastowi krowę, to jednak lata potrafiły być męczące, a co za tym idzie - mocne burze i sztormy. Lecz nawet pesymiści tego dnia byli lekko pobudzeni, a to znaczyło wiele dla społeczeństwa, które miało w zwyczaju być oschłe.
Teraz Harry stał przed lustrem spoglądając na swoje odbicie. Sam nie wiedział czy to odpowiedni strój na takie imprezy, jednak skąd miał wiedzieć skoro jego wypady na imprezowe party, były rzadsze niż występowanie Bożego Narodzenia. Wpatrywał się w wytarte, jasne jeansy, których dziury odsłaniały jego tatuaże na kolanach. Biała satynowa koszula pobłyskiwała przy dotyku słońca przez świecące od światła drobinki, które brunet uwielbiał. Materiał delikatnie opadał na spodnie, wsadzony jedynie po jednej stronie, a zawsze zapięta koszula teraz miała trzy odpięte guziki. Na stopach standardowo znalazły się białe Conversy, a w świeżo umyte włosy wpięta była delikatna biała spinka ze stokrotką. Uwielbiał ją.
Harry po raz kolejny przejechał po sobie wzrokiem wiedząc, że chyba lepiej wyglądać nie może, dlatego chwycił srebrny łańcuszek z krzyżem i przerzucił go przez głowę, zawieszając na szyi.I w niemal tym samym momencie ubrał na siebie bluzę, gdyż musiał jakoś przejść przez korytarz, a tam prawdopodobnie spotka rodziców, choć bardzo się cieszył, gdyby ich tam nie było.
Na odchodnym chwycił skórzany brązowy plecak z losowymi ubraniami, które miały być tylko rzeczą potrzebną dla wyglądu, oraz telefon. Wyszedł z pokoju, uprzednio robiąc znak krzyża na swoją głupotę, a następnie przemknął przez cały dom, zostawiając jedynie na blacie w kuchni wcześniej przyszykowaną karteczkę.
Kiedy opuścił dom w jego oczy rzucił się czarny samochód blondyna, który prawdopodobnie siedział w samochodzie. Harry szybko ruszył w tamtą stronę i wszedł do środka, rzucając na tyły torbę. Spojrzał na Niall'a, który siedział za kierownicą, i Harry zdecydowanie nie potraktował jego słów poważnie. Na jego tyłku leżały cekinowe spodenki w odcieniu czerwieni, góra pozostała również czerwona w postaci całkowicie odpiętej koszuli, a buty były całkowicie dostosowane do plaży, jednak to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
- Wow... Ty masz takie ubrania w szafie?- zapytał całkowicie zdziwiony Harry, który lekko przekrzywił głowę, przez co wyglądał naprawdę uroczo, w czym utwierdził go Niall.
- Oczywiście, że tak! Po prostu nigdy nie miałem okazji ich użyć, a teraz jest to najbardziej odpowiedni moment, bo kobiety dziś będą moje, Haroldzie kochany! Ty też się nie ograniczaj.- powiedział blondyn, ruszając z miejsca. Harry spojrzał na drogę i spoważniał, choć sam nie do końca wiedział czemu.
- Chyba zostanę przy alkoholu...- odpowiedział pod nosem, odwracając głowę w stronę okna.
Nagle w samochodzie rozbrzmiała cisza, ba, nawet radio przestało grać. Harry początkowo się tym nie przejął, jednak kiedy poczuł na sobie spojrzenie, odwrócił się w stronę przyjaciela, który spoglądał na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Harry, po tym całym niby związku z Jenner, z nikim nie byłeś w relacji albo chociaż w łóżku. Nie sądzisz, że to czas iść trochę na przód?- zapytał delikatnie, a Harry spojrzał na niego swoimi zielonymi oczami, które intensywnością sprawiały, że Niall czuł się jeszcze bardziej mniejszy. Brunet chciał się jakoś z tego wytłumaczyć, jednak sam nie wiedział jak.
CZYTASZ
Two Faces || Larry Stylinson
Fanfiction🚩PIERWSZA CZĘŚĆ TWO FACES 1/2 🚩 Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością... Piękne słowa wśród tych, którzy mają Boga w sercu. Co się z nimi stało, że nagle miłość ma swoje ograniczenia i staje się zakazem wśród tych, których miłość o...