16

39 2 0
                                        

Ta noc była dziwna nie tylko dla Harry'ego, który przeżywał dziwne emocje w swoim ciele, których nie potrafił wytłumaczyć, ale również dla wtajemniczonych osób w tej grupie, którzy zaczynali mieć własne sekrety i tajemnice.

A wszyscy wiedzą, że sekrety psują przyjaźnie.

Minęło dziesięć minut odkąd oboje siedzieli przytuleni do siebie z zamkniętymi oczami, pozwalając aby dzień wznosił się coraz wyżej. Błękit nieba zaczął zmieniać swoje kolory na bardziej ciepłe, a jego miejsce zajął jeden z odcieni pomarańczu. Harry czuł się lepiej, mając obok siebie przyjaciela, z którym kilka miesięcy temu nawet nie zamienił słowa. Było to dla niego nie tyle co dziwne, ale również nowe. Nie sądził, że można mieć takie relacje z drugim człowiekiem. Ten ciągły dotyk, bliskość i czułości... Harry nigdy takiego czegoś nie zaznał, a co dopiero przeżywać to niemal na co dzień.

Harry wiedząc, że oboje siedzą już trochę długo jak na siedzenie w miejscu, podniósł się i położył na łóżku. Louis spojrzał na niego i tak naprawdę wystarczyło jedno spojrzenie Harry'ego, a szatyn ściągnął koszulkę oraz spodnie i był zaraz obok niego. Brunet okrył go kołdrą, aby później oddać się długiemu spojrzeniu. Oboje wydawali się być pochłonięci we własnych myślach, jednak każdy z nich nie miał nawet okazji do pomyślenia o czymkolwiek, bo refleksje zostały zakłócone przez kolory tęczówek.

W pewnym momencie szatyn przybliżył się do drugiego nastolatka i przejechał delikatnym dotykiem dłoni po jego żebrach, wywołując tysiące nieprzyjemnych dreszczy, na które Harry zareagował cięższym oddechem. Poczuł jak ręka prześlizguje się powoli ku dole pleców, a następnie przyciąga jego ciało do tego drugiego. Nagle ich ciała zetknęły się, kiedy cielesny chłód Harry'ego spotkał się z tym ciepłym Louis'a. Oboje byli jak objęci harmonią, a może nawet euforią. Wydawało im się, że ten świat jest stworzony tylko dla nich, a takie myślenie tylko przyciągało kolejne czyny.

Harry położył swoją dłoń na ramieniu szatyna, który intensywnie wpatrywał się w towarzysza. Byli jak nieodkryte i tajemnicze mapy, które dopiero po ich odszyfrowaniu ukazywały swoje prawdziwe skarby. Brunet oddychał ciężko, oddając się delikatnemu dotykowi na skórze pleców. Ich twarze były blisko siebie, lecz żaden z nich nie chciał pokonywać pewnej granicy, która mogła okazać się tą mylną. Dopiero dotyk dłoni na szczęce i szyi bruneta dał pewien krok do przodu.

Loczek z nieśmiałością przybliżył twarz kilka milimetrów bliżej, dotykając delikatnie nosem ten drugi, zaraz potem inicjując również delikatne i krótkie muśnięcie drugich warg. Spojrzał w błękitne tęczówki całkowice pochłonięte w lekkim niezrozumieniu, a Harry to rozumiał, bo jego oczy wyglądały dokładnie tak samo. Wtedy pochylił się po raz drugi i mocniej docisnął usta do tych drugich, odrobinę węższych, wykonując kolejny mały ruch ustami. Kiedy zrobił to ponownie, Louis przyciągnął jego twarz bliżej, a pocałunek pomknął dalej niczym zaczynająca się wiosna.

Ich usta znalazły wspólne wyczucie w delikatnym pocałunku, mimo że żaden z nich nie rozumiał tego co się dzieje. Ich głowy całkowicie pochłonięte euforią słuchały ciała, a one pragnęły siebie odkąd ich wzrok spotkał się w początek lata.

Louis chwycił delikatnie udo bruneta i przyciągnął ku sobie, układając je na swoim biodrze i wciąż jeżdżąc po nim długim ruchem dłoni. Pogłębiony pocałunek wydawał się być jeszcze większym zmieszaniem dla tej dwójki, która przyciągała się jak magnez. Dotyk stawał się bardziej odważny i zachłanny, a dźwięk pocałunku zdawał się zapadać w pamięć drewnianym ścianom oraz podłodze. Harry wolnym ruchem znalazł się nad Louis'em, siadając na jego brzuchu i pochylając się do kolejnych muśnięć ust czy pociągnięć za włosy, które nagle pokochał. Loczek oddał się dziwnej mieszaninie emocji w jego ciele i robił rzeczy, o których nawet nie śnił ani nie myślał. Grzeszył i lubił to.

Two Faces || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz