I przyszedł dzień sądu czy ktoś tego chce, czy nie.Takie życie.
Mecz miał zacząć się już za kilkadziesiąt minut, choć tak dokładnie nikt nie wiedział ile. Trener zdecydowanie przyłożył się do ostatniego meczu w pełnym składzie. Za każdym razem, kiedy rozgrywali mecze, wszystko kończyło się na przegranym półfinale lub finale. Nie można było winić za to zawodników, którzy się przecież przykładali, bo tak naprawdę piłka nożna to przeplatanka między taktykami a zwykłym szczęściem. Tam nic nie było pewne. Zresztą, tak jak w życiu.
Przed naszymi nosami los stawiał kolejne płachty szczęścia i smutku, a my jako zwyczajni ludzie przyjmujemy je z wielką niechęcią, bo się boimy. I to jest normalne, naprawdę. Wielu się boi. Jednak w końcu musimy sobie zadać pytanie czy chcemy żyć za kurtyną, a może jednak wychodzimy zza niej i dajemy show. Wszystko zależy od nas i może jest to trochę trudne, bo przecież ludzie oceniają, to jednak pozwól tym samym ludziom, aby ocenili skutki twojego celu, a nie same przyczyny.
Tego trzymał się właśnie Harry.
Harry Styles w ciszy siedział ze skrzyżowanymi nogami na trawie gdzieś na uboczu boiska. Tam, gdzie dźwięki dochodzą stłumione, a przy pełnym skupieniu można usłyszeć nawet własny oddech. Sam nie wiedział co mu jest, lecz trzeba było przyznać, że jego wnętrze szalało od emocji jakie wciąż do niego dochodziły. Nie chciał rozmawiać nikim, bo jego myśli były jak za mgłą. On sam był jak za mgłą.
Po chwili usłyszał jak ktoś siada przed nim i nic nie mówi, a po prostu siedzi. Harry starał się to ignorować, jednak z czasem to było o wiele trudniejsze niżeli może się wydawać.
- Nie dostanę nawet trochę ciszy i spokoju?- zapytał dosyć markotnie, otwierając oczy. Niemal od razu zmarszczył brwi na widok przed sobą.
- Mogę co najmniej dać ci przytulasa i kopa na szczęście.- odpowiedziała z uśmiechem Lauren, która zajadała się czerwonymi żelkami. Miała na sobie krótkie spodenki jeansowe, czarny top i zieloną koszulę. Wyglądała naprawdę pięknie, a Harry uwielbiał jej pomalowane na niebiesko i zielono paznokcie, prezentując barwy ich szkoły.
- Po co przyszłaś?- zapytał, kładąc na się plecy i wpatrując się w błękitne niebo. Uwielbiał kiedy Londyn pogrążony był w promieniach słonecznych, a temperatura nie była zbyt wysoka. Wtedy rześkie powietrze łączyło się z idealnym nastrojem i cały dzień wydawał się być idealny. Harry to po prostu uwielbiał.
- Zayn kupuje zapas na mecz, Liam jest oczywiście w domu, żeby się skupić. Julia chyba stara się czytać książkę, bo Carla bardzo dużo mówi. Luke i Caroline znowu się kłócą, a ja mam tego po prostu dość. A Louis opierdala całą drużynę, bo wszystko lekko wymknęło się spod kontroli, więc wolałam się ulotnić.- uśmiechnęła się w stronę loczka i podała mu żelka, co przyjął z lekkim zawahaniem.- Ty wydawałeś się spokojny, więc jestem.- dodała.
Harry pokiwał głową i ugryzł kawałek żelka, spoglądając do tyłu na Louis'a, który wyszedł na boisko. Jego twarz wyrażała spokój, jednak oczy wyrażały pieprzoną arogancję, której przestraszyć mógł się zawodnik z jego drużyny, a co dopiero przeciwnik. Brunet przełknął głośniej ślinę na ten widok, bo wiedział, że chłopak chciał zapisać się w tej szkole jako najlepszy kapitan, którym oczywiście był, jednak to co w oczach teraźniejszych ludzi, niekoniecznie tak samo wygląda w historii. Dlatego Harry zdawał sobie sprawę z tego, iż dzień oficjalnie przejdzie do systemu pod tytułem Rzeź.
- Obawiasz się.- powiedziała Lauren, skupiona na twarzy bruneta i żuciu żelka. Harry zwrócił ku niej wzrok, na co dziewczyna nawet nie zareagowała, a jedynie zmierzyła go wzrokiem, jakby kłóciła się sama ze sobą w głowie.- Nie wiem czego, ale strach cię zżera.- dodała, marszcząc brwi, a Harry rozmyślał o tym czy dziewczyna nie weszła do jego ciała.

CZYTASZ
Two Faces || Larry Stylinson
Fanfiction🚩PIERWSZA CZĘŚĆ TWO FACES 1/2 🚩 Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością... Piękne słowa wśród tych, którzy mają Boga w sercu. Co się z nimi stało, że nagle miłość ma swoje ograniczenia i staje się zakazem wśród tych, których miłość o...