18

21 2 0
                                    

Przeczucie, że masz kogoś obok, jest najlepszą rzeczą jaka może zaistnieć w życiu zagubionego człowieka. Wtedy można liczyć na spojrzenie trzeciej osoby, która pomaga, ingeruje w życie i daje ci poczucie pewnej gwarancji, że pomoże ci pomimo porażek i całej, niezliczonej puli raniących słów. Uczucie spokojnej duszy przy sobie jest magiczne jak wata cukrowa w wesołym miasteczku - czujesz się całkowicie inaczej.

Tak było i teraz, kiedy Harry siedział na blacie w uroczej i bardzo przyjemnej dla oczu kuchni, obserwując poczynania Louis'a, który tymczasowo objął obowiązki swojej nieobecnej mamy, która musiała jechać po resztę swoich dzieci. Kuchnia była zadbana, oświetlona ciepłym światłem z lamp, znajdujących się w podwieszanym suficie, i wypełniona niesamowitym zapachem cynamonu przez prawdopodobnie znajdujące się w piekarniku babeczki. Harry wymachiwał delikatnie nogami i z przekrzywioną do boku głową obserwował jak szatyn próbuje wyjąć babeczki. Zaśmiał się cicho na ten przyjemny widok.

Można powiedzieć, że loczek został przygarnięty i zadbany przez chłopaka, od którego jeszcze do niedawna starał się trzymać z dystansem. Jego mokre ubrania wisiały w łazience, a na sobie miał ciepły, szary dres Louis'a, który dawał ciepło jego zmarzniętej skórze, tak samo jak zielona herbata w kubku przedstawiającym żabę, którego Harry pokochał. Jego włosy wciąż były mokre po ciepłym prysznicu, który miał przywrócić wcześniejsze ciepło, lecz to było za mało, więc wciąż grzał się w ciepłej kuchni.

W końcu Louis z sukcesem wyjął babeczki na talerz, zaraz po tym podchodząc do Harry'ego i wchodząc pomiędzy jego nogi, dłonie układając po obu stronach zmarzniętego ciała. Loczek uśmiechnął się, czując przyjemne uczucie w płucach i dolnej części brzucha. Nigdy nie czuł się przyjemniej niż w tym momencie.

- Cieplej?- zapytał Louis, całując Harry'ego w czubek nosa, na co ten opuścił głowę z uśmiechem w lekkim zawstydzeniu, wywołując u szatyna szerszy uśmiech.

- Odrobinę.- odparł, łapiąc za sznurki od bluzy Louis'a i bawiąc się nimi między palcami. Był totalnie uroczy.- Dziękuję, że mogłem przyjść...- dodał trochę ciszej, czując się odrobinę dziwnie.

Tak naprawdę, gdyby taka sytuacja zdarzyła się kilka dni wcześniej, Harry nie miałby gdzie się pojawić, więc chodziłby po pustych ulicach do momentu aż jego rodzice zasnęli by i wtedy mógłby wrócić z gwarantowanym zapaleniem płuc do swojej sypialni. Jeszcze wcześniej mógłby znaleźć się u Nialla, który bez problemu by go przyjął, jednak teraz ten stał się zależny od Liama, a to trochę utrudniało sprawę zważając na to, że Harry i Liam już nie istnieli. Nie rozmawiali odkąd pamięta, a brunet wciąż nie wiedział co zrobił źle.

Louis widząc, że Harry trochę odpłynął wgłąb swoich refleksji, wciąż maltretując w dłoniach sznurki, położył dłonie na jego udach okrytych grubym materiałem spodni. Niemal od razu wyrwał się ze swoich myśli, spoglądając na to co się dzieje i zaprzestając bawić się sznurkami.

- Przepraszam...- odparł szybko Harry, nie do końca wiedząc co zrobić z rękoma. Louis złapał je we własne dłonie i spojrzał na chłopaka, uspokajając go odrobinę.

- Nie musisz przepraszać.- miał do niego cierpliwość, choć najchętniej zrobiłby mu pogawędkę na temat tego, iż nie musi przepraszać za wszystko, ale nie zrobił tego, bo wiedział, że to siedzi w nim zbyt głęboko i dopiero po jakiś czasie zniknie, chyba że wtedy nikt mu nie pomoże.

Louis obrócił się plecami do Harry'ego, przez co ten lekko zwariował, nie wiedząc czy zrobił coś złego, jednak wszystko wyjaśniło się, kiedy szatyn chwycił za jego nogi i przybliżył go trochę bliżej siebie.

- Trzymaj się.- powiedział, zanim chwycił Harry'ego za uda i zsunął go z blatu kuchennego. Harry chwycił się szybko jego ciała i zaśmiał cicho na nagły zbieg okoliczności, pozwalając na niesienie się ku górze domu.

Two Faces || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz