2.1 Oczyszczalnia - Chrzest Bojowy

14 4 0
                                    

Dwa szkolne autobusy stanęły na podmokłej, piaszczystej ścieżce. Choć przygrzewało słońce to ze względu na panującą w powietrzu wilgoć wysiadającym z pojazdów było dość zimno. Ich stopy lądowały na drodze z mokrymi plaśnięciami, w nozdrza uderzał zapach ziół i traw, wymieszany z stęchlizną i zbutwiałym drewnem. Nad rozciągającą się przed nimi kotliną unosiła się gęsta mgła która skrywała drogę którą mieli podążać, a także plątaninę strumyków i rozlewisk, których tydzień temu jeszcze tu nie było.

- Pamiętajcie by zachować czujność – upominał ich po raz ostatni zastępca komendanta, który dowodził całą wyprawą.

- Nie śpieszcie się, zbadajcie grunt zanim zrobicie kolejny krok. Nie powinno być w tych stronach żadnych głębokich akwenów, ale wewnątrz anomalii niczego nie możesz być pewien. Pod żadnym pozorem nie rozdzielajcie się, jeśli musicie gdzieś iść róbcie to całą grupą – pouczał po raz nie wiadomo który. Jeszcze poprzedniego wieczoru mieli szkolenie na ten temat, a kolejne już w drodze na miejsce.

- Nie zwracajcie uwagi na światła we mgle, to błędne ogniki próbują zaprowadzić was w najgorsze bagno – dodał wskazując kilka pulsujących, błękitnych punktów.

- Ignorujcie też płacze i zawodzenia, jeśli jakaś sytuacja was przerośnie natychmiast się wycofajcie i dajcie znać pozostałym grupom. Wywołujemy się co piętnaście minut - dodał już ciszej do liderów poszczególnych grup, którzy zebrali się dokoła niego.

Paweł tymczasem wziął głęboki wdech. Pomimo stęchlizny i wilgoci czuł się tu o wiele lepiej niż na plebani, podobnie jak paskuda, która z radością badała najbliższą okolice. Po skończonej odprawie Andrzej przywołał ich do siebie. Poszczególne grupy zaczynały się rozchodzić, oni zaś czekali na rozmokłej drodze. Paweł patrzył jak grupa Bartka znika we mgle przed nimi. Andrzej stał wpatrzony w zegarek, odmierzając czas do wymarszu.

- Paulina i Darek na środku, Paweł z lewej, Kamil z prawej – instruował grupę zgodnie z tym co ustalili poprzedniego dnia.

- Paweł poślij tego stwora niech idzie przed nami, ja z Magdą idziemy na tyły.

Po upływie kwadransa dał znak do wymarszu. Zeszli w dół łagodnie opadającego stoku i zanurzyli w oparach mgły. Szli ostrożnie przed siebie, badając drogę trzonkami od mioteł, lub jak w przypadku Pauliny tępym końcem włóczni. Przed Pawłem bezpieczną trasę wyznaczała paskuda, która to wybiegała nieco do przodu, to cofała się w jego stronę.

Przez pierwsze pół godziny nie działo się absolutnie nic, jednak w pewnym momencie usłyszeli dziwaczne mruczenie. Paskuda zawarczała usłyszawszy ten głos. Andrzej cichym głosem nakazał im przystanąć. Dźwięk dochodził z ich lewej strony, wydawał się dziwnie przytłumiony. Wiedzieli że źródło dźwięku nie może być daleko, dalej w tamtym kierunku znajdowała się przecież inna grupa. Andrzej wahał się przez chwile, nie chciał jednak zostawiać za sobą żadnych potworów.

- Ostrożnie – powiedział w końcu, dając im znak by ruszyli w stronę podejrzanych odgłosów.

Przywiodły ich one nad brzeg niewielkiego stawu. Odgłos zdawał się pochodzić z jego głębin, jednak żadnemu z nich nie uśmiechało się nurkować w tych wodach. Magda pytającym wzrokiem spojrzała na Andrzeja, celując z działka w powierzchnie stawu. On jednak pokręcił przecząco głową i schylił się po kamyk, którym z rozmachem cisnął w sam środek akwenu.

Dźwięk ucichł, w powietrzu dało się słyszeć wyłącznie cichy szmer owadów. Zastygli bez ruchu, wpatrzeni w nieruchomą taflę wody. Ta wzburzyła się nagle i z fal wyłoniło się coś na kształt olbrzymiej, mięsistej macki, która wystrzeliła w stronę grupy z nieprawdopodobną wręcz prędkością. Uderzyła ona w trzymaną przez Paulinę tarcze obalając przy tym dziewczynę, następnie błyskawicznie wycofała pod wodę, zabierając wyrwany z jej rąk sprzęt. Kamil natychmiast wysunął się do przodu osłaniając gramolącą się z ziemi koleżankę.

System BestiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz