~EPILOG~

2.5K 188 139
                                    

Od momentu opuszczenia jego mieszkania widzę go dwa razy. Pierwszy raz mijamy się na podjeździe przed domem Pabla i Inki, kiedy wychodzę od nich z obiadu bożonarodzeniowego, a Daro podjeżdża, by dołączyć. Przechodzę obok, zakrywając twarz szalikiem i zaciskając powieki, bo nawet jego widok boli. Nie mogę sobie na to pozwolić, bo wciąż mam palpitacje serca, gdy go widzę, a wiem, jak gardzi tymi dupami, co do niego wzdychają jak pojebane.

Za drugim razem Fredi wyczaja mnie na Rynku. Podchodzi się przywitać, podczas gdy moja siostra, Kamila, idzie na zakupy do Galerii Krakowskiej, a ja w ramach rehabilitacji nogi, dzięki wsparciu jej męża, Damiana, robię rundkę w najpiękniejszym miejscu Krakowa. Pokochałam to miasto całym sercem.

– Kiedy do mnie wracasz, partnerko? – Fredi, nie kryjąc się ani odrobinę, przytula mnie delikatnie.

– Oby jak najszybciej – odpowiadam z uśmiechem. – Ale jeszcze utykam, więc dupa ze mnie, nie pomoc. – Wzruszam ramionami.

Ken macha mi z oddali z bezczelnym uśmieszkiem na ryju. Oli też do mnie podchodzi i ściska. Tak, jestem na bieżąco w sprawach na firmie. Wiem, że on przeszedł do kryminalnej i że doszedł ktoś nowy.

Daro patrzy na mnie dziwnie. Nasze oczy spotykają się tylko raz. Próbuje opanować wściekłość, ukrywając ją za ironicznym uśmieszkiem chujka zdobywcy, jakim mnie obdarza, tak jak za pierwszym razem, gdy spotkaliśmy się w barze.

Cóż, może nie jestem jednak jedną z wielu dup, skoro reaguje książkowo jak zazdrosny facet. Jednak nie jestem też nikim ważnym, skoro pieprzona duma powoduje, że nie przeprosi, nie walczy, nie próbuje.

Z wielkim bólem biorę kolejne zwolnienie, skrupulatnie rehabilitując nogę. Jeśli wróciłabym do pracy, utykając, Miron wsadziłby mnie za biurko, a do tego etapu swojej kariery nie chcę wracać. Pod koniec stycznia, słysząc, że to koniec zwolnień, że mam tylko wykorzystać obecne i mogę ruszyć w teren, cieszę się jak dziecko. Postanawiam więc do osiemnastego lutego maksymalnie zadbać o zdrowie, zrobić sobie wszystkie badania, przyjąć kolejną dawkę hormonów antykoncepcyjnych i rozpocząć naukę nieokazywania emocji, bo to, że będę widywała Darka, jest pewne.

– Nie mogę pani przepisać hormonów. – Słowa lekarza, odmawiającego przepisania antykoncepcji, podminowują mnie już na wstępie.

– Poglądy religijne? – Uśmiecham się nieznacznie, bo i takich fanatyków na swojej drodze poznałam.

– Nie. – Śmieje się krótko na moją sugestię. – Jest pani w ciąży – oznajmia, zapisując informacje w mojej karcie.

Wtedy zatrzymuje się ziemia.

Ciąży? Jakiej, kurwa, ciąży, do cholery jasnej?

Celowo wybierałam tę formę antykoncepcji, bo działa nawet w przerwach między zastrzykami, i to długo. Ba, kobiety po zastrzykach nawet przez rok pozostają bezpłodne.

– To na pewno pomyłka – szepczę. – Poprzedni zastrzyk wzięłam w lipcu, czas jego działania to trzy miesiące. Potem postanowiłam zrobić przerwę. Nie współżyję od końca listopada.

– Pretensje proszę mieć do tatusia – uśmiecha się bezczelnie. – Najwidoczniej zaaplikował żołnierzy, nie plemniki. A w ciąży pani jest, i to żadna pomyłka.

Przechodzę na kozetkę, gdzie rozstawia się nogi w górze jak do porodu, a on wjeżdża mi kamerą i ogląda wszystko od środka.

Wtedy pierwszy raz go widzę. Prawidłowo osadzony zarodek, bijące serduszko. Dziecko! Ja i dziecko, czaicie? Ja pierdolę! Daro i dziecko?

Z wizyty wychodzę na miękkich nogach.

Co teraz, idiotko? Chciałaś kryminalnej? Chciałaś i dostałaś. Z nadkomisarzem chujkiem i jego potomstwem w pakiecie, niech to szlag! Powiecie, że można usunąć? Można! Tylko nie potrafię. Może ogólnie bym nie potrafiła, tego nie wiem. Tym bardziej nie dziecko Darka. Dlatego od pięciu minut stoję jak idiotka pod drzwiami z pierwszym zdjęciem jego dzieła i waham się, czy zapukać. Po prostu.

Oby go nie było – z tą myślą pukam trzy razy.

– Zaskocz mnie. – Próbuje zatuszować zdziwienie bezczelnym uśmieszkiem, wiążąc sobie ręce na klacie.

– Mogę wejść czy wyjebać bombę w progu? – Zadzieram łeb.

Niech się buja. Nie potrzebuję go, nic nie chcę. Ma prawo wiedzieć, to wszystko.

– Nie jestem sam – szepcze, niby konspiracyjnie.

Nie, luzik. Nie pęka mi serduszko na te wieści. Aż tak ckliwa to ja nie jestem. Szybko się pocieszył, to wszystko.

– Czego się mogłam spodziewać? – prycham jedynie, mierząc go wzrokiem.

– To czegoś oczekiwałaś? – Unosi śmiesznie brew. – Jeśli mnie pamięć nie myli, tłumaczyć się nie muszę.

W progu pojawia się laska od kluczy, ta Michalina, ponoć siostra Kuby.

Przyglądam się jej, szukając podobieństwa. Też ma brązowe włosy i szczupłą, pociągłą twarz, ale nic więcej nie dostrzegam.

– Polecę już, Daro. – Zerka na niego, prześlizgując się w progu. Zatrzymuje się jednak w połowie drogi do schodów. – Sobota?

– Sobota – potwierdza, kiwając głową, i zaszczyca mnie wkurwionym spojrzeniem, rozpoczynając gadkę o niczym: – Jak tam urlopik, Barbie? Stęskniłaś się?

– Niebywale – odpowiadam słodko, bo z radością czekam na poniedziałek.

– Więc zapraszam, księżniczko – otwiera drzwi na oścież – teraz możesz wejść.

Nie wiem, skąd we mnie tyle emocji. Jego widok wciąż powoduje szybsze bicie serca, to, jak na mnie patrzy – jedynie wkurwienie, natomiast to, jak się do mnie odnosi, jest powodem reakcji, jakiej nie planowałam.

– Teraz to się pierdol, panie nadkomisarzu – syczę, podając mu USG podpisane: „Pierwsze zdjęcie".

Chuj z tobą! – myślę, zmierzając do windy.

1. REGUŁY I UKŁADYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz