8. Iza

1.7K 137 40
                                    

Wpadam do domu z zakupami, wstawiam, co trzeba, do lodówki, by nie popłynęło i nie wiem, co teraz. Po prostu mam zawiechę. Jak zrobię krakersy za wcześnie, to przesiąkną. Za późno – nie wyrobię się. Brać się za walizki? Dużo tego, może mnie pochłonąć...

– Miotasz się, znam tą minę – stwierdza wyjątkowo poważnie.

– Nie ogarniam. Mam problem, od czego zacząć.

– Więc wydajesz rozkaz, a ja działam. Zamówiłem chińczyka z makaronem ryżowym.

Lekko się krzywię.

– Ciesz się, że nie kebab – upomina mnie. – Dawaj! Co zrobić? – Zaciera ręce.

– Zacznij od znalezienia w szafach miejsca dla mnie i rozkładaj, jak możesz – proponuję, dostrzegając, że wszystko, co kuchenne, ogarnął.– A ja się biorę za dwa wierzchy od swoich dań popisowych. – Wzdycham ciężko, bo jeśli to spieprzę, to się wkurwię.

I wiecie co? Darek to robi. Koniec z dogryzaniem i dowcipkowaniem. Skupia się na zadaniu, bo wie, że mam stresa. Ulatnia się z moich oczu, działając, i daje mi przestrzeń, chociaż nigdy mu nie mówiłam, że patrzenie mi na ręce mnie paraliżuje. Dzięki temu w lodówce mam wszystko przygotowane o przyzwoitej porze; tylko czeka na ułożenie, co mam zamiar zrobić na pół godziny przed wyjściem.

– Jak się ubrać? – Spoglądam na niego, jak wkłada moją bieliznę do jednej z szuflad w komodzie.

– W sukienkę – odpowiada machinalnie, rozpakowując kolejną partię ciuchów.

– Serio pytam.

– A ja serio odpowiadam. – I faktycznie mówi to dość spokojnie, więc może nie ściemnia. – Dziewczyny zazwyczaj zakładają sukienki, nie takie jak wczoraj, ale mówią, że im wygodniej. Ania czasami zakłada zimą rurki i tunikę. Zapytaj na Plotach, będzie szybciej. – Uśmiecha się ciepło, aż mi się dziwnie robi.

A te trajkoczą wszystkie na zmianę: „sukienka, sukienka". Odpisując im, wcinam chińczyka, co uważam za kolejny niezdrowy nawyk, bo przez to, że zagaduję się na czacie, mój mózg nie odnotowuje, ile zjadłam, a to błąd. Potem szybka toaleta, makijaż, włosy w kucyk dla wygody, bielizna, pończochy. Zerkam na pluszową sukienkę przed kolana w kolorze pudrowego różu.

Róż jest brzydki, tak, palancie? No to się zdziwisz!

Oczywiście sukienki nie zakładam, by swoim fartem jej nie wybrudzić, gdy będę kładła na krakersy pastę z tuńczyka, jajek i natki pietruszki w majonezie, a na drugie Biedroneczki.

Daro, wychodząc z łazienki, ma w chuj zabawną minę.

– Sprzątasz też w samej bieliźnie? – Uśmiecha się szelmowsko.

– Nie rozpraszaj mnie! – krzyczę, po czym znów się skupiam, by równo wyszło, ale nadal czuję na sobie jego wzrok. – Darek, do cholery! – Unoszę głowę i widzę, że ten mi tu stoi, jak Bóg go stworzył. – Pójdziesz się ubrać czy mam ci pomóc?

– A pomożesz? – Unosi śmiesznie brew. – Na walentynki dokupię ci pejcz i kajdanki.

I znika mi z oczu. Cwaniaczek.

Na Mistrzejowice zajeżdżamy o siedemnastej pięćdziesiąt pięć. Sukces, ale nie mój, tylko jego, bo mi pomógł. Pod koniec sam układał łebki Biedronek z połówek czarnej oliwki, bo inaczej do Inki zajechałabym w samej bieliźnie – nie szło wykończyć przystawek w pół godziny.

W mieszkaniu pojawiamy się jako drudzy; ponoć Karola z Piotrkiem mieszkają gdzieś zaraz w obok ulicy, więc ona przyszła po siedemnastej, a on dołączy z córkami później.

1. REGUŁY I UKŁADYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz