— Barkley łajzo, gdzie ty jesteś? — usłyszałam wydobywający się z mojego pokoju, zirytowany głos Vivienne. Nie zdążyłam jej odpowiedzieć, kiedy ta weszła przez uchylone drzwi łazienki, w której kończyłam właśnie zakładać biżuterię. — O cholera.
Odwróciłam się do niej z uśmiechem i zagwizdałam, gdy zobaczyłam jej eleganckie wydanie. Lustrowała z lekko uchylonymi wargami moje ciało, co świadczyło, że nie tylko ja byłam zdumiona moim niecodziennym wyglądem.
Jej idealnie wyprostowane, blond włosy zarzucone były na plecy, ukazując tym samym rozświetlone obojczyki, których szczerze jej zazdrościłam. Na sobie miała długą, satynową sukienkę w kolorze przypominającym Bollingera, który był na tyle wytwornym i drogim szampanem, że o jego spróbowaniu mogłam sobie jedynie pomarzyć. Talia dziewczyny była idealnie podkreślona, a długie cięcie idealnie odsłoniło brązową, smukłą nogę blondynki. Pozłacane wysokie szpilki świeciły się w świetle białych żarówek, a biżuteria oślepiała swoją szykownością. Mocny makijaż wzorowo podkreślał jej charakter, ale mimo to był dość stonowany, dlatego ciężkie usposobienie dziewczyny, nie rzucało się, aż tak bardzo w oczy.
Ethan oszaleje jak ją zobaczy.
— Wiedziałam, że będę w szoku, gdy zobaczę cię w sukience, ale tego się nie spodziewałam — delikatnie otrząsnęła się z osłupienia, a ja puszczając jej oczko zapięłam kolczyka. — Ale myślę, że jest ktoś kto jest mniej gotowy na ten widok.
Dzisiaj był dzień balu u Dowellów. Jechałam na niego wraz z Vivienne, która kategorycznie oznajmiła, że nie ma zamiaru pojawić się tam z Ashley. Stwierdziła, że udusiłaby ją swoim naszyjnikiem, jeszcze przed wyjściem z domu, dlatego bez problemu przystałam na jej propozycję udania się tam razem.
Z Connorem i Ethanem umówione byłyśmy na miejscu. Chcieli po nas przyjechać, jednak Nathan poprosił ich, żeby stawili się trochę wcześniej, dlatego wspólnie stwierdziliśmy, że zobaczymy się już na balu.
Ekscytowałam się spotkaniem Connora w tak salonowej wersji. Na codzień widywało się go zwykle w bluzie z kapturem i niezniszczalnych czarnych jeansach, toteż rozpalała mnie myśl, że miałam zobaczyć go dzisiaj w garniturze. Wszystko leżało na nim jak milion dolarów. A w eleganckim stroju mógł mnie wręcz omdlić.
— A ja myślę, że Shelley udławi się whisky, kiedy pojawisz się w jego polu widzenia — oświadczyłam z uśmiechem, ostatni raz spoglądając w lustro. Popsikałam się perfumami i odwróciłam się w stronę zamyślonej Vivienne, która przyglądała mi się w dość nieokreślony sposób. — Gotowa?
— Bardziej nie będę — odpowiedziała z pewnym uśmieszkiem i odwróciła się na pięcie, opuszczając pomieszczenie. Ruszyłam za nią, zabierając z pokoju kopertówkę z najpotrzebniejszymi rzeczami na dzisiejszy wieczór, a następnie opuściłyśmy pokój, rozlewając po powietrzu głośny stukot obcasów.
Zeszłyśmy na dół, a ja przewróciłam oczami na widok zabieganej mamy, która o mało nie połamała sobie nóg od tego krzątania.
Stresowała się. Od wczoraj gadała tylko o jednym. Zachowywała się jakby szła na ślub królowej Anglii, co było konkretnie irytujące. Wybierała się na to przyjęcie z Charlsem, którego zdecydowanie lubiła bardziej, niż mi mówiła. Miło było patrzeć na nią starającą się mu zaimponować. Jego obecność w jej życiu działa na nią dobrze, dlatego póki była szczęśliwa, nie miałam nic przeciwko ich nie do końca zdefiniowanej relacji.
W trakcie mojego okresu dorastania, przez jej życie przewinęło się wielu facetów. Była naprawdę ładna, a jej wiek kompletnie nie współgrał z młodością, która od niej biła. Mężczyźni lgnęli do niej sami, a ona nie musząc nic robić, dostawała średnio dwie propozycje randki na tydzień. Nie chodziła na nie często, co nieustannie usprawiedliwiała brakiem czasu ze względu na pracę. Nigdy nie wytłumaczyła mi dlaczego, aż tak unikała zobowiązań, jednak wydawało mi się, że źródłem tego był nieudany związek z moim, pożal się Boże, ojcem. Dlatego cieszył mnie widok jej powolnego otwierania się przed Charlsem. Zasługuję na szczęśliwą relację.
CZYTASZ
Imperfection
RomanceNigdy nie chciałam, żebyś był perfekcyjny. Perfekcja była nudą. Nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania. A ty byłeś moim najciekawszym, a zarazem najcięższym wyzwaniem. To co było w tobie perfekcyjne, to twoja niedoskonałość. I jeżeli byłoby trzeba...