— Madeline — powtórzyła, któryś już raz moja mama, próbując mnie obudzić. — Na miłość boską, wstawaj, bo nie ręczę za siebie!
Krzyknęła w końcu na co jęknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam oczy starając się przyzwyczaić do światła dziennego.
— Która godzina? - zapytałam leniwym głosem mamę, która opierała się właśnie o komodę przy drzwiach, patrząc na mnie z mordem w oczach.
— Dokładnie za trzynaście dziesiąta — odpowiedziała, spoglądając na swój zegarek na prawym nadgarstku.
— Co?! — krzyknęłam i od razu zerwałam się z łóżka.
Mijała mi właśnie druga godzina lekcyjna co nie byłoby najgorsze, bo często omijałam poranne godziny, chcąc pospać sobie trochę dłużej. Jednak przed zajęciami miałam trening i nie widziało mi się tłumaczyć przed trenerem mojej nieobecności, w szczególności, że naprawdę nie chciałam wylecieć z drużyny.
Podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarne jeansy i zieloną bluzę z kapturem. Wygoniłam mamę z pokoju i zdjęłam z siebie piżamę po czym ubrałam czystą bieliznę, a następnie wybrany na szybko strój.
Włosy związałam w niechlujnego koka i pobiegłam do łazienki. Umyłam twarz i zęby po czym wróciłam do pokoju w celu zabrania plecaka, w który bogu dzięki wczoraj spakowałam potrzebne książki i zeszyty. Chyba już wtedy wiedziałam, że nie będę miała na to czasu rano. Zarzuciłam go niedbale na plecy, zgarnęłam telefon i wyszłam z pokoju.
— Nie zjesz śniadania? — zapytała mnie mama, widząc mnie omijającą kuchnie i kierującą od razu w stronę przedsionka.
— A czy wyglądam, jakbym miała na to czas? — zapytałam beznamiętnie, a ta podeszła do mnie i podała mi pudełko ze śniadaniem oraz termos z ciepłą herbatą. Oczywiście, że nie pozwoliłaby mi nie zjeść śniadania. — Nie idziesz dzisiaj do pracy?
— Idę, ale dopiero na pierwszą — odpowiedziała, a ja kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i wepchnęłam sznurówki do moich butów. — Obiad jest w lodówce, odgrzejesz sobie później.
— Okej — odpowiedziałam i wrzuciłam do plecaka śniadanie przygotowane przez moją mamę, po czym ekspresowo wyszłam z domu, rzucając w jej kierunku krótkie pa.
Swoje kroki pokierowałam w stronę szkoły drogą, którą powoli zaczynam przyswajać i po dziesięciu minutach drogi dotarłam zdyszana pod HHS.
Niedawno zaczęła się trzecia lekcja, którą był w moim przypadku język angielski. Szybkim krokiem udałam się do wejścia szkoły.
W głowie migał mi obraz profesora, który prawdopodobnie nie będzie zachwycony moim spóźnieniem. Naprawdę na każdą lekcję mogłam się spóźnić, ale nie na jego. Wilson to żyleta do potęgi siedemdziesiątej, a że zbytnio nie miałam ochoty na wizytę u dyrektora, nie zachwycała mnie myśl jego reakcji.
Na szczęście angielski mieliśmy na parterze, dlatego pod sale dotarłam w miarę szybko. Otworzyłam drzwi i śmiało weszłam do środka.
— Przepraszam za spóźnienie — rzuciłam od niechcenia w kierunku nauczyciela, który nie wyglądał dzisiaj na zadowolonego.
Czyli będzie jeszcze gorzej niż myślałam.
— Możesz już wyjść, nie wpisuję spóźnień. Albo jesteś na czas, albo w ogóle — odpowiedział surowo, a ja prychnęłam.
— To tylko siedem minut spóźnienia — oznajmiłam, wskazując na zegar nad tablicą.
— To aż siedem minut spóźnienia, panno Barkley. Przynajmniej nauczy cię to punktualności — odpowiedział i zbył mnie machnięciem ręki wracając wzrokiem na notes przed sobą.
CZYTASZ
Imperfection
Roman d'amourNigdy nie chciałam, żebyś był perfekcyjny. Perfekcja była nudą. Nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania. A ty byłeś moim najciekawszym, a zarazem najcięższym wyzwaniem. To co było w tobie perfekcyjne, to twoja niedoskonałość. I jeżeli byłoby trzeba...