Od dziecka, przez moje życie przeplatała się masa komplikacji. Problemy lgnęły do mnie jak magnes, mimo, że z częścią z nich miałam mało wspólnego. Moja passa ściągania na siebie gówna, zaczęła się mniej więcej w przedszkolu. Doskonale pamiętałam jej początki, kiedy to pewien chłopiec, wbił mi widelec w rękę, w odwecie za moje wstawiennictwo za dziewczynką, której dokuczał. Nie zapomnę płomieni w oczach mojej mamy, kiedy rozpętywała w placówce tak duże piekło, że od tamtego momentu dzieci jadły tylko plastikowymi sztućcami. A to przecież ja ściągnęłam na siebie wizytę w szpitalu. Mogłam nie reagować.
I tak było do teraz. Czy to z premedytacja, czy kompletnym nieszczęściem, moje życie zawsze było pełne adrenaliny, płaczu i nerwów. Przywykłam do chaosu, aczkolwiek niekłamanie, przydałby mi się choć tydzień detoksu od tego wszystkiego.
Wraz z Vivienne pomagałyśmy Alyssie zatamować krwawienie z ciała Nathana, który obsypany był wieloma rozcięciami i obiciami. Nie wiem jak mocno musieli się tłuc, ale wiedziałam, że i Walker był w podobnym stanie. Bo nie było nawet mowy o tym, że Dowell dał mu się bez wysiłku tak rozgromić.
Głowę trzymał opartą o kant wanny, żeby ułatwić nam opatrywanie. Rozcięcia nie wyglądały dobrze, ale mimo wielu namowom Alyssy, a nawet i Vivienne, nie chciał jechać do szpitala. Ja nie miałam ochoty na żadną konwersacje z nim i wbrew temu, że serce krajało mi się w pół na jego stan, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie, ani jednego słowa.
— Przepraszam — mruknął w stronę szatynki, która ze zmartwieniem i zdenerwowaniem w oczach czyściła rozcięcie na jego brwi. Ta nic nie odpowiedziała, a jedynie mocniej ścisnęła watę w ręce, hamując łzy.
Dzisiaj zobaczyłam ją pierwszy raz od niedzieli i ten widok nie był niestety uspokajający. Wory pod oczami i spuchnięte od płaczu powieki były tylko namiastką martwiących znaków. Kostki na dłoniach miała potężnie pozdzierane, a paznokcie prawie wszystkie połamane. I jakby tego było mało, przyznała, że ostatni raz myła się w niedziele, bo od kilku dni dbanie o siebie poszło u niej w zapomnienie.
I ten obrazek był jednym z najgorszych jakie było mi dane w życiu oglądać. Alyssa zawsze była tą najbardziej opanowaną i optymistyczną z nas wszystkich, dlatego ciężko było przyswoić fakt, że doprowadziła się przez kogoś do takiego stanu. Chciałam odebrać jej choć trochę cierpienia, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że było to niemożliwe.
— Alyssa, daj mi ze sobą pogadać — nalegał, a ja mocniej zacisnęłam dziany bandaż na jego nadgarstku. Vivienne uniosła głowę na szatynkę, czekając na decyzję dziewczyny i gdy ta spojrzała porozumiewawczo na nas obie, blondynka pokiwała twierdząco głową i wrzuciła do śmietnika zakrwawione gazy. Puściłam drugą dłoń Nathana i nie obdarowując chłopaka, ani jednym spojrzeniem, wyszłam z łazienki i szybkim krokiem ruszyłam do salonu, w którym siedzieli chłopcy.
Wszyscy byliśmy nieco muśnięci, dlatego ostatnim co chcieliśmy teraz robić, było siedzenie i modlenie się nad Dowellem, który ponownie narobił sobie kłopotów.
Usiadłam na kanapie między nimi i pod ich bacznym wzrokiem, oparłam się o siedzenie, wyciągając z kieszeni telefon.
— Jak wygląda? — zapytał Ethan, stukając zapalniczką o stolik.
— W miarę — odpowiedziała mu Vivienne, wzruszając ramionami i usiadła na podłokietniku.
— Nie — zaprzeczyłam, podnosząc wzrok znad ekranu smartfona.— Wygląda, jakby odbył właśnie kilkugodzinną bitkę z Floydem Mayweatherem.
![](https://img.wattpad.com/cover/210518767-288-k659016.jpg)
CZYTASZ
Imperfection
RomansaNigdy nie chciałam, żebyś był perfekcyjny. Perfekcja była nudą. Nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania. A ty byłeś moim najciekawszym, a zarazem najcięższym wyzwaniem. To co było w tobie perfekcyjne, to twoja niedoskonałość. I jeżeli byłoby trzeba...