14.Batalia.

1.7K 34 4
                                    

— Upierdolę zaraz sobie te kłaki! — krzyknęła wściekłe Vivienne, walcząc od dwudziestu minut z kołtunem, którego nie mogła rozczesać.

Dziewczyny wyszykowały się u mnie, co już wcześniej zaplanowały, biorąc ze sobą ciuchy na przebranie i swoje kosmetyki. Alyssa ubrana była w plisowaną, białą spódniczkę, która idealnie podkreślała jej wcięcie w talii. Górę natomiast przykryła sięgającym jej do pępka, liliowym swetrem. Vivienne zaś wybrała cieplejszy strój. Nogi przysłoniła białymi, opiętymi jeansami, które leżały na niej rewelacyjnie i cały strój dopieściła miętowym topem na długi rękaw z delikatnym wcięciem na biuście.

— Daj mi ten grzebień. Nie pozwolę ci na taką fryzjerską zbrodnię — Alyssa mruknęła w stronę blondynki i żwawym krokiem do niej podeszła. Zaśmiałam się pod nosem, spinając włosy brązową klamrą. — Co ty, kurwa, pomyliłaś tubkę odżywki z klejem?!

Zapytała z wyrzutem, próbując rozczesać kosmyk jej włosów, a ta jęknęła cicho na szarpnięcie szatynki.

— Nie wiem! Po umyciu rozczesywały się normalnie! — odpowiedziała, przeżywając chyba jedną z największych męk w jej życiu.

— Gdybyś się tak nie tarzała, przeżywając śmierć Dawsona, to twoje włosy byłyby teraz gładziutkie jak pupka niemowlaka — odpowiedziałam dziewczynie, wypuszczając z upięcia dwa kosmyki włosów, a ta jedynie zgromiła mnie wzrokiem co spowodowało na mojej twarzy lekki uśmiech.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i popsikałam się perfumami, których zapach, już po pierwszym rozprysku, uderzył w moje nozdrza.

Moja cera w ciągu ostatnich dni lekko zbrązowiała, a ciało wydawało się być odrobinę smuklejsze i bardziej umięśnione. Czarne, rozmazane kreski wydłużyły mi oko, a podkreślone zalotką i tuszem rzęsy, zdawały się być jeszcze dłuższe. Łagodny róż na policzkach idealnie wpasował się w kalifornijską pogodę, a rozświetlacz odbijał się delikatnie w promieniach słońca.

Moją uwagę zwrócił wibrujący na mojej toaletce telefon, dlatego podeszłam i sprawdziłam kto się do mnie dobijał.

Connor: nie zapomnij o pomponach

Parsknęłam pod nosem czym zwróciłam uwagę walczących z włosami Vivienne dziewczyn.

Madeline: tym raczej powinna martwić się Vivienne

— Ktoś chyba rozprasza właśnie kapitana — zaśmiała się cicho Alyssa, a ja przewróciłam oczami.

Connor: ale to nie ją chcę widzieć z pomponami tylko ciebie

— Skąd wiesz, że to z nim piszę? — zapytałam, opierając się bokiem o ścianę.

— Bo za każdym razem szczerzysz się do telefonu jak głupia — odpowiedziała i nie czekając na moją odpowiedź, wypaliła. — Skończyłam. To był ostatni raz, kiedy się tego podjęłam.

— Dziękuję ci, dobroduszna pani — ukłoniła się ironicznie z delikatnym uśmiechem w stronę szatynki, a ta jedynie zbyła ją ręką i złapała do ręki swoją torebkę.

— Jedziemy, bo Vivienne zaraz się spóźni i pogrzebie swoją cheerleaderską karierę — rzuciła prześmiewczo Alyssa.

— Błagam — złożyła ręce jak do modlitwy, co my skwitowałyśmy szczerym śmiechem po czym wyszłyśmy z pokoju.

ImperfectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz