1.Witamy w Hawthorne.

3.2K 58 104
                                    

Lubiłam nowość. Za czasów, gdy pisałam jeszcze pamiętnik, najbardziej lubiłam streszczać te dni, które w jakimś stopniu zmieniły bieg mojego życia. Ekscytowało mnie to. Lubiłam mieć świadomość, że moje szare życie, co jakiś czas przebijało żywe kolory. Nowe rozdziały zawsze były czymś przy czym robiłam sobie mnóstwo nadziei. W szczególności, gdy ból i cierpienie miało zmienić się w spokój i ulgę.

Jednak czy faktycznie tym razem tak miało być? Czy na pewno nie miało być jeszcze gorzej, wbrew temu co twierdzili inni?

— Nie sądziłam, że ta wyprowadzka będzie się wiązać z tym, że zostane twoją męską służką — zakpiłam, opuszczając rączkę chyba setnej walizki mojej mamy.

— Och, już tak nie przesadzaj, malkontentko. Mówiłam ci, że któregoś razu skręciłam sobie kostkę przy walce z walizkami. A nie chcę potwórki z rozrywki — powiedziała po czym podeszła do mnie i z uśmiechem poprawiła kosmyk włosa, który pod wpływem wysiłku, zdążył wymsknąć się z mojego kucyka.

Westchnęłam i weszłam w głąb naszego nowego domu. Przeprowadziłyśmy się tutaj, ponieważ ani mi, ani mojej mamie nie układało się w Luizjanie. Momentami bywało tam naprawdę fajnie i czasami nienawiść do tego miejsca schodziła na drugi plan. Ale niestety tylko momentami. Moja mama narzekała na tamtejszą prace i potencjalnych facetów, którzy kręcili się w okół niej. Z kolei ja, czułam się w swoim liceum jak pieprzony rodzynek. I mimo, że dla niektórych było to nieco absurdalne, byłam zbyt normalna na to otoczenie. Nowy Orlean to zdecydowanie nie była nasza bajka. Więc, gdy tylko moja mama dostała lepszą ofertę pracy w Hawthorne, pojawił się w końcu cień nadziei na nowe, lepsze życie.

Przeprowadzka z dużego miasta do małej miejscowości gdzie ciężej było ukryć się w tłumie ludzi, będzie napewno przełomową zmianą w naszym życiu. Będę w końcu tą nową, która będzie musiała się zaadaptować do nowego środowiska. Doskonale wiedziałam, że jeśli chce oszczędzić sobie w przyszłości problemów, od samego początku powinnam walczyć o swoje. W końcu jak to głosiło prawo dżungli, przetrwa najbardziej przystosowany gatunek.

Pomiędzy przemyśleniami, skanowałam wnętrze budynku. Nie był ani za duży, ani za mały. Wyglądał jak typowy amerykański domek jednorodzinny, jaki nie wyróżniał się przepychem. Był idealny dla dwóch kobiet, które chciały zacząć nowe życie. W końcu nie potrzebowałyśmy wiele. Najważniejsze, że każda miała znaleźć tutaj swój kąt.

Szare ściany w salonie idealnie pasowały do malahitowej sofy, która stała na środku pomieszczenia wraz ze stolikiem na kawę. Obok niej stała srebrna lampa razem ze stojakiem na magazyny, który na pewno był pomysłem mojej mamy. Kochała wszelkiego rodzaju żurnale i ciężko ją od jakiegokolwiek oderwać.

— To nie na moją głowę. Pomóż mi, Maddy, błagam — zwróciła się w moją stronę mama, która bez skutku męczyła się z bagażem.

— Panie ojcze, przydałbyś się — mruknęłam cicho sama do siebie, podchodząc do niej niezbyt zadowolona prośbą.

— Madeline! — skarciła mnie, a ja spojrzałam na nią zblazowanym wzrokiem i nie chcąc tłumaczyć jej się ze swoich wcześniejszych słów, złapałam za rączkę walizki i wniosłam ją na górę.

Odkąd zaczęłam się interesować tym gdzie jest mój ojciec, moja mama unikała rozmów ze mną na ten temat jak tylko mogła. Ponoć, zostawił nas jak miałam tylko dwa lata, wiec siłą rzeczy, nie miałam prawa jakkolwiek go pamiętać, co ewidentnie wyszło na plus mojej mamie. Moje liczne próby dowiedzenia się od niej chociażby kim był, zawsze kończyły się niepowodzeniem. Twierdziła, że im tkwię w błogiej niewiedzy, tym lepiej dla mnie.

Zeszłam na dół po swoje bagaże i pudełka, uprzednio pytając się mamy gdzie jest mój pokój.

Chciałam jak najszybciej rozpakować swoje rzeczy. Jakbym z tym zwlekała to najprawdopodobniej pomieszczenie zamieniłoby się na najbliższy miesiąc w graciarnie. Nie należałam do osób przesadnie leniwych, ale byłam zmęczona i często takie zajęcia nie były mi zbyt po drodze.

ImperfectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz