31.Bezmyślność.

413 19 6
                                    

MADELINE

Znacie uczucie kiedy każde otwarcie oczu jest zbliżone do największej tortury? Kiedy tylko sen zdaje się być momentem spokoju? Kiedy coś boli tak bardzo, że nic nie jest w stanie tego przygłuszyć? Ja tak. I to bardzo dobrze.

W życiu zawiodłam się wiele razy. Niejednokrotnie zawiodła mnie mama, przyjaciele, pierwsza "miłość", a nawet i sama ja. Dlatego nie miałam już wygórowanych oczekiwań względem innych, żeby przestać się zawodzić. Ale to co stało się kilka dni temu, pokruszyło moją i tak stłuczoną już egzystencję.

Prawdę mówiąc ostatnich dni nie pamiętam za wyraźnie. Przez alprazolam, który przyniosła mi któregoś dnia Vivienne, dni zlewały się w całość. Totalnie straciłam poczucie czasu, dlatego gdy moja mama przyszła dzisiaj rano do mnie do pokoju, aby powiedzieć mi, że wujek ma dzisiaj urodziny i żebym chociaż zadzwoniła złożyć mu życzenia, nie wiedziałam o co jej chodzi. 

I też nie za bardzo wiedziałam, kiedy i dlaczego znalazłam się przed barem nocnym w nieznanej mi dzielnicy. Migające ledy przedniej elewacji raziły mnie w oczy, ale byłam tak otumaniona tabletkami, że nie zwracałam na to większej uwagi. W zamian, po prostu poprawiłam kaptur bluzy i ruszyłam drętwym krokiem do drzwi wejściowych.

Nie wiem, która była godzina, ale z uwagi na ciemne już niebo, strzelałam w godzinę dziesiątą po południu. Przyszłam tu na pieszo, początkowo planując chyba mozolny spacer. Nie miałam nawet ze sobą telefonu, ani dokumentów. Jedyne co miałam ze sobą to kilkadziesiąt pogniecionych dolarów w kieszeni jeansów, resztkę papierosów i chyba zużytą zapalniczkę.

Będę tego żałować.

Skostniałą dłonią złapałam za uchwyt drzwi i weszłam do środka. Od razu uderzył we mnie smród alkoholu, tanich papierosów i stęchlizny. Podeszłam do baru i usiadłam na jednym ze skrzypiących stołków. Zrzuciłam kaptur i niestarannie poprawiłam niską kitkę.

Z tępą miną rozejrzałam się po obskurnym pomieszczeniu. Pijani faceci w podeszłym wieku przekrzykiwali się nawzajem i śmiali się głośno. Dziewczyn była tam garstka, a każda z nich była prawdopodobnie w towarzystwie chłopaka, który w razie niebezpieczeństwa, był w stanie ją ochronić. Jak już wpadłam na ten świetny pomysł, żeby tu przyjść, to powinnam przywlec ze sobą chociażby Ethana.

Ale nie. Jak zwykle błyskotliwa i racjonalna Madeline Barkley, zadecydowała przetestować swoje szczęście i wejść tutaj sama.

Chociaż, jakby ktokolwiek dowiedział się, że tu jestem, miałabym przejebane. A nie wiedział nikt, bo wymknęłam się z domu.

— Coś dla ciebie? — Zapytał mnie jeden z barmanów, a ja przekręciłam głowę w jego stronę i słabym głosem powiedziałam.

— Szklanka whisky. — Rzuciłam mu na blat banknot pięcio dolarowy, a mężczyzna spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

— A dowód jest? — zapytał, a ja westchnęłam i rzuciłam na blat jeszcze jeden banknot, aby go przekupić.  Nie tylko nie byłam jeszcze w wieku, który umożliwiał picie, ale nie miałam ze sobą żadnych dokumentów.

— Zostawiłam w domu — odpowiedziałam z wręcz błagającym wzrokiem, aby nalał mi alkoholu do szklanki i dał spokój.

— Masz szczęście, że nie ma szefa. — Uśmiechnął się i odepchnął z powrotem moją „łapówkę", żebym ją zabrała. Wziął do ręki butelkę whisky i zapytał. — Co robisz tutaj sama? To nie jest miejsce dla młodych dziewczyn.

„Jesteś od lania alkoholu, nie od zadawania pytań" pomyślałam, ale wstrzymałam się od wypowiedzenia tego na głos. On i tak poszedł mi na rękę. Równie dobrze mógł od razu sprawić, że już dawno byłabym za drzwiami.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 09 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ImperfectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz