20.Zbrodnia i kara.

1.7K 38 11
                                    

Dzisiejszy dzień był dla mnie dość męczący. Jak tylko otworzyłam oczy, wiedziałam, że nie minie mi on zbyt gładko.

Miałam rano problemy z ciśnieniem. Dostałam okres, który bardzo osłabił mój organizm. Mogłam jedynie pocieszać się faktem, że nie towarzyszył mi silny ból brzucha, który w wieku piętnastu lat porównywałam do uciskania macicy młotem pneumatycznym. Na szczęście od dwóch lat byłam na przepisanych przez ginekologa tabletkach antykoncepcyjnych, które miały pomóc mi w uśmierzeniu bólu. I faktycznie spełniały swoją rolę.

Nie poszłam do szkoły, bo zwyczajnie się do niej nie nadawałam. Miałam się w niej pojawić, ponieważ czekała mnie rozmowa z dyrektorem. Widział sobotnie nagranie, które zarejestrowała kamera z korytarza. Wraz z Connorem obijaliśmy na nim twarzy łysego chłopaka o szafkę jakiejś pierwszoklasistki, która poskarżyła się o wgniecenia. Właśnie w ten sposób dowiedział się o tym dyrektor Rivera.

Moja mama rozmawiała z nim, bo obie chciałyśmy to załatwić. Była zła jak się dowiedziała, ale po jakimś czasie, gdy przeanalizowała moje wytłumaczenia, przyszła ze mną porozmawiać. Nie przyznała mi tego wprost, ale wiedziałam, że na moim miejscu zrobiłaby to samo.

Na szczęście udało jej się ugadać dyrektora i dzięki temu, jedyne konsekwencje jakie za to poniesiemy to koszta. Nie chciałam zagłębiać się, dlaczego przez wgniecenie trzeba było od razu wymienić całą szafkę, ale wolałam to, niż kozę, bądź co gorsza zawieszenie.

Po kilku godzinach leżenia w łóżku, w końcu poczułam się dobrze, dlatego nie chcąc siedzieć nad książkami w domu, wyszłam na miasto z zamiarem zrobienia tego przy dobrej, gorącej czekoladzie. Trafiłam na małą kawiarnie, która oferowała dzisiejszego dnia ciasto cytrynowe, czym od razu mnie do siebie przekonała.

Siedziałam w środku otulona zapachem czekolady i cytryny. Pisałam właśnie wypracowanie na hiszpański, które musiałam oddać, jeżeli chciałam zaliczyć klasę. 

— Długo czekałem, żeby spotkać cię w końcu samą — usłyszałam za sobą męski głos, który spowodował wypuszczenie długopisu z mojej ręki.

Mężczyzna zasiadł po drugiej stronie stolika obdarowując mnie zaczepnym uśmiechem. Poczułam jak moje wnętrze automatycznie pokryło się grubymi warstwami lodu. Jego widok sparaliżował mnie dokładnie tak, jakby ktoś właśnie poraził mnie paralizatorem. Nie byłam w stanie zrobić niczego. Z przerażeniem gapiłam się w piwne oczy blondyna, który patrzył na mnie jak w gwiazdy. Skakał wzrokiem po moim ciele, co w tym momencie nawet mi nie przeszkadzało. Jego obecność wprawiła mnie w niedowład.

— Z dnia na dzień robisz się coraz piękniejsza — powiedział, rzucając na stół dziesięciodolarowy banknot. — Wychodzimy. Bez żadnych scen. Dobrze ci radzę.

Nakazał, pokazując mi pod stołem rękę ze scyzorykiem. Przełknęłam głośno ślinę i drżącymi rękoma spakowałam do torby zeszyt i telefon. O drętwych nogach podniosłam się do góry i ruszyłam za Jasonem. Obserwował każdy mój ruch, dlatego nie mogłam nawet napisać krótkiego esemesa Connorowi.

Jayden miał rację. Planował coś względem mnie, jednak nie chciał robić tego przy Cheney'u. Nie byłam sobie nawet w stanie wyobrazić jakie miał zamiary. Jednak jakiekolwiek by one nie były, wszystko czego mógł się podjąć, radykalnie dorównałoby katuszom.

Przepuścił mnie w szklanych drzwiach i poprowadził wzdłuż chodnika. Miałam ochotę uciekać. Gnać gdzie tylko mogłam. Ale nie zrobiłam tego. Nie bez powodu groził mi tym scyzorykiem.

Finalnie dotarliśmy w jakiś cichy zaułek, w którym roiło się od porozrzucanych po betonie śmieci. Nie było tutaj, ani jednej żywej duszy oprócz nas. Gdyby coś mi się stało, nie prędko by mnie tu znaleźli. Miejsce oddalone było od kawiarni o kilkanaście minut na pieszo, a ja nawet nie poinformowałam nikogo gdzie idę. Wszystko obracało się teraz na moją niekorzyść.

ImperfectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz