26.Hałas.

972 26 2
                                    

Tak jak zazwyczaj, gdy natarczywe myśli w mojej głowie ucichały, spadała na mnie kolejna bomba, która truła mnie następnymi. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam okres, w którym w mojej głowie była głucha i kojąca cisza. Żadnej złości, smutków czy stresu. Jak bardzo bym nie chciała, nie potrafiłam przypomnieć sobie ostatniego momentu, kiedy czułam się beztrosko i zaśnięcie po danym dniu było rutynowe i proste.

Czułam się jak hałas, którego potęgę zlekceważyłam. Bo tak naprawdę był on jedynie ciszą przed głośną burzą.

Zmierzyłam wzrokiem dziewczynę, która tak jak ją zapamiętałam, kierowała się w moją stronę swoim obrzydliwie salonowym krokiem. Zarzuciła na plecy swoje długie, lśniące włosy, uśmiechając się do mnie z wyższością i niesamowitym spokojem. Robiła to co zawsze. Swoim stylem bycia i poruszania się, a także i wyglądem, sprawiała, że każda dziewczyna robiła się w porównaniu do niej malutka. I jak bardzo jej nie cierpiałam, musiałam przyznać, że swoją naturalnością i klasą, powalała nie jedną modelkę z najlepszej na świecie agencji modelingowej.

— Barkley — na ziemię sprowadził mnie Connor, który widząc, że nie reaguję na żadne słowa, ścisnął moje udo. Odwróciłam się nerwowo w jego stronę i jak sparaliżowana, przywarłam do siedzenia, gdy doszło do mnie, kto kierował się w moją stronę. — Co się dzieję?

— Ja... — zająkałam się, patrząc na jego zmarszczoną twarz. Patrzył na mnie z niepokojem, czekając, aż wytłumaczę mu o co chodzi, a gdy już miałam ponownie otwierać usta, usłyszałam ten perfekcyjnie melodyjny głos, który zwrócił uwagę każdego z nas.

— Och, Madeline. Jak dobrze cię widzieć — westchnęła z ironicznym entuzjazmem, splatając przy klatce piersiowej swoje dłonie.

— C-Co ty tu robisz? — zapytałam zdezorientowana, poprawiając torbę na swoich udach.

— Jak widać stoję — odpowiedziała, wypuszczając z płuc delikatny chichot, który pobudził mnie tak, jak robił to zawsze. Nadal tak samo sztuczna.

— Co robisz pod moją szkołą to sprawa drugoplanowa — odpowiedziałam od razu, unikając ciekawskich spojrzeń przyjaciół. — Pytam się co robisz tutaj. W Hawthorne.

— No jak to co? Przyjechałam spędzić trochę czasu z moją ulubioną osobą — oznajmiła, złośliwie akcentując przedostatnie słowo.

— Daruj sobie te czułe słówka, Brielle — mruknęłam kąśliwie, posyłając jej sztuczny uśmiech.

Nie skomentowała, a w zamian omiotła wzrokiem moich towarzyszy, którzy niecierpliwie czekali na wyjaśnienia. Jej pierwszą ofiarą była Vivienne. Blondynka założyła nogę na nogę i zmarszczyła się na dziwne zachowanie Brielle. Brązowowłosa, poderwała brew do góry i następnie spojrzała na Ethana, który jakby chcąc obronić blondynkę przed oceniającym wzrokiem nieznanej im dziewczyny, usiadł obok niej i zarzucił jej na barki swoje ramię. Obydwoje wymienili się wzgardliwymi spojrzeniami, co było złą prognozą na nadchodzące minuty. I w końcu swoje spojrzenie, zatrzymała na Connorze, który ponownie ubrał swoją twarz w obojętność i nonszalancję. Z nas wszystkich to on oceniał wzrokiem Brielle, a nie ona jego, co niestety ale cholernie jej zaimponowało, czego znakiem było uwodzicielskie westchnięcie i słodki uśmieszek.

— Nie przedstawisz mnie? — zapytała się po chwili, a ja prychnęłam i zerknęłam na nią z przymrużonymi oczami.

— Nie. Jak chcesz się przedstawiać, to śmiało. Ja nie przyłożę ręki do waszego zapoznania się — przyznałam, a ona uniosła brwi do góry i zignorowała mój tekst. Z wystawnością wystawiła swoją rękę w stronę Connora, który sceptycznie podał dziewczynie swoją dłoń.

ImperfectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz