22.Projekt X.

2.5K 56 18
                                    

Kwiecień nigdy nie był moim ulubionym miesiącem w roku. Mimo, że wszystko zdawało się dużo bardziej tętnić życiem, nie widziałam w nim niczego nadzwyczajnego. Tak ciepła pogoda utrzymywała się już od marca, dlatego rażące słońce również nie wyróżniało tego okresu w roku. Mógł on tak naprawdę szczycić się jedynie mniejszą ilością opadów i większym zatłoczeniem w miejscach publicznych.

Jednak moi bliscy, mieli co do tego inne zdanie. Dzisiaj wypadał siódmy kwietnia, którego jak co roku, moja mama powitała mnie stosem ciepłych gofrów z polewą karmelową, podśpiewując melodyjnie sto lat.

Dzisiaj kończyłam osiemnaście lat. Szczerze? Nie miałam zielonego pojęcia, kiedy zleciało tak wiele wiosen. Z roku na rok, czas coraz szybciej mi mijał. Byłam w Hawthorne już ponad trzy miesiące, a pierwszy postawiony krok w tym domu, pamiętałam tak, jakbym zrobiła go kilka godzin temu.

Moja mama wyjeżdżała dzisiaj z Charlsem do Malibu, udostępniając mi dom na dwie noce, które Alyssa i Vivienne, zdążyły już w całości rozplanować. Tego roku, urodziny wypadały mi w piątek, dlatego dziewczyny nie mogąc darować mi hucznej imprezy, zaprosiły na dzisiejszą noc dużą część szkoły. Nie dały mi nawet kiwnąć palcem, a zdążyły ogarnąć za mnie wszystko co najważniejsze. Pozwoliły mi jedynie pojechać z nimi na zakupy, które i tak zrobiły w większości za mnie.

— To niesprawiedliwe — mruknęła Vivienne, tuszując moje rzęsy. Uznały, że to one zajmą się moim makijażem i włosami, czego w sumie nawet im nie broniłam. Obie miały zdolne ręce do tego i całkowicie im ufałam. — Posiadanie naturalnie tak długich rzęs to zbrodnia. Bóg ewidentnie wybrał cię na swoją ulubienicę.

— Bóg? Ją stworzył pieprzony lucyfer — nie zgodziła się szatynka, ściskając karbownicą pasmo moich włosów. Parsknęłam cichym śmiechem na wzburzenie dziewczyn, a blondynka położyła dłoń na biodrze, obdarowując mnie śmiertelnym spojrzeniem.

— I co się szczerzysz, wiedźmo? — zapytała zgorszona, unosząc prawą brew.

— Bo mówicie o mnie, jakbyście same nie zostały wyrzeźbione przez Michała Anioła — odpowiedziałam prosto, zakładając ramiona na piersiach.

— Tym razem się pomyliłaś, Einsteinie. Nie zostałyśmy — poklepała mnie po ramieniu Alyssa i odłożyła na blat toaletki rozgrzane urządzenie. — Skończyłam. Chociaż gdybyś tak nie wierzgała łbem, mogłabym już to powiedzieć pół godziny temu.

— Przepraszam, że w ogóle oddycham — uniosłam teatralnie ręce w geście obronnym, a ona z poirytowaniem pociągnęła mnie za włosy. — Zaraz zniszczysz swoje dzieło.

— Zaraz to ja zniszczę twoje struny głosowe, jeżeli nie skończysz gderać — wypaliła ostrzegawczo Vivienne i złapała mnie za za podbródek, odchylając moją głowę w bok. Przejechała po moich kościach policzkowych pędzelkiem i po chwili odsunęła się, lustrując mnie zza przymrużonych powiek.

— Ej, Vivienne — zwróciła jej uwagę Alyssa, która opadła wykończona na moje łóżko. Blondynka kiwnęła w jej stronę, żeby ta dokończyła, a szatynka założyła ręce za głowę i zapytała. — Spałaś już z Ethanem? — Miller odwróciła się w jej stronę i zmarszczyła twarz. — Nigdy się nie chwaliłaś, dlatego pytam.

Tak naprawdę oboje mało chwalili się tym jak rozwijała się ich relacja. Wiedzieliśmy tyle co widzieliśmy. Chyba, że któremuś z nas udało się uzyskać pikantniejsze szczegóły, co zdarzało się dość rzadko. Dobrze razem wyglądali i dogadywali się jak mało kto, mimo tego, że sprzeczali się jak rodzeństwo.

— Tak — odpowiedziała lapidarnie, a my spojrzałyśmy na siebie z Alyssą porozumiewawczym wzrokiem.

— Kiedy? — tym razem ja zapytałam, a ta przewróciła oczami i odkręciła pojemnik z błyszczykiem.

ImperfectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz