Wpadłam do klubu jak szatan, dysząc i z trudem łapiąc oddech. Spóźniłam się! Wzięłam pierwszą z brzegu szminkę i maskarę, zaznaczając nimi usta i oczy. Powiedzmy, że wyglądałam jak coś na wzór ładnej dziewczyny. Liczyło się tylko to, żeby utrzymać tę pracę, skoro tamtej miałam już nie mieć.
– Co się tak spinasz? – Carmen przysiadła się obok, by przypudrować nosek.
– Spóźniłam się, pierwszy raz w życiu!
– No i co z tego? Steven cię przecież nie wyrzuci. Ten debil jest tak ślepy, że nie odróżnia krowy od grubej baby.
– Ostatnio o mało nie straciłam drugiego etatu, więc wolę się mieć na baczności.
– Ty pracujesz na drugi etat?! – Carmen wybuchła złowieszczym śmiechem.
– O co ci chodzi?
– O nic – prychnęła i poklepała mnie po ramieniu. – Żal mi cię.
Zrobiłam jeszcze ostatnie poprawki i weszłam do głównej sali. W niej – jak zwykle – unosił się zatęchły zapach męskiego potu i wszelkiego rodzaju alkoholu. Paru klientów szturchało mnie tu i tam, paru gwizdało, paru przyciągało do siebie. Nie miałam ochoty na żarty. Albo porządna opłata za usługę, albo niech spadają.
Nabrałam ochoty na coś mocnego, więc podeszłam do baru.
– No proszę, kto to nas zaszczycił? Layla we własnej osobie.
– Nie mam nastroju, Jimmy. Nalej mi kieliszek whisky.
Barman posłusznie wykonał polecenie.
– Whisky koi nerwy. Co się stało?
– Za dużo, by opowiadać.
– Ktoś na ciebie czeka.
– Kto?
– Nie wiem, nie podał nazwiska.
– Który to?
– Ten w masce, o tam – wskazał na przystojniaka w czarnej koszuli. To on, to na pewno on! Był dokładnie taki, jak go sobie wyobrażałam, tylko że bez twarzy. Twarz ukrywał pod karnawałową maską. Nawet za tą osłoną zdawał się ideałem. I to znajomym ideałem.
– No idź do niego. Wygląda na poważnego klienta. Zamówił koniak.
– Ale teraz? Tak po prostu?
W rzeczywistości pragnęłam jak najszybciej znaleźć się blisko niego. Coś mnie do niego ciągło, choć nie wiedziałam, co. Czułam, że to właśnie mój obrońca; ten, na którego czekałam od kilku dni i nocy. To był mój książę z bajki.
Zauważył, że się mu przyglądam. Przeczesał dłonią włosy, poderwał się z miejsca i ruszył w moją stronę. Byłam wniebowzięta, ale i bardzo przejęta. Krew pulsowała mi w żyłach, jakby miała zaraz wybuchnąć. Cała się w środku gotowałam.
– Layla... nareszcie. Już myślałem, że zabłądziłem.
– To ja we własnej osobie, ale chcę znać też twoje imię i... dlaczego jesteś w masce, przystojniaku?
– Mów mi Baldo, piękna, a maskę włożyłem po to, żebyś tym razem widziała mnie z daleka.
– No i cię zauważyłam, więc możesz ją już zdjąć. Chociaż... Ta maska jest niezwykle podniecająca.
Nigdy nie przypuszczałam, że maska może być afrodyzjakiem. Najwyraźniej żyłam w błędzie.
Zrobiłam do niego kocie oczy i słodko miauknęłam. Na to porwał mnie do siebie i zatopił swoje silne dłonie w mojej talii. Poczułam bijącą od niego pewność siebie i tę szatańską moc, którą mnie zniewalał. Nie byłam już sobą, byłam razem z nim.
– Przyszedłem odebrać, co mi się należy.
– Twój płaszcz zostawiłam na zapleczu. Chodź ze mną, to ci go oddam – szepnęłam mu do ucha, a on przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
– Chyba należy mi się też jakaś nagroda za bohaterski czyn?
– Nagroda też będzie. Cierpliwości.
Już wiedziałam, do czego zmierzał. Nie przeszkadzało mi to. Żadna nie oparłaby się takiemu urokowi. A na dodatek był moim bohaterem! Od pierwszej chwili czułam, że jest wyjątkowy, że jest dla mnie. On był inny; inny od tych wszystkich zachlanych grubasów i Albertów Ramirezów.
– Ty będziesz moją nagrodą.
– Lubię zdecydowanych klientów.
Powoli przysuwaliśmy się w stronę drzwi prowadzących do wewnętrznego korytarza. Im bliżej byliśmy zaplecza, tym mocniej wwiercał się w mą duszę. Wwiercał się coraz bardziej i bardziej. Dotykał mnie śmielej i głębiej. Muskał w usta jak płomień. Powoli zsuwał ramiączka, a gdy lekko odsunął maskę, całował wszystkie miejsca, które splamił i zranił brutal. Otaczał mnie całym sobą, lecz był to słodki ciężar. Ogarniał mnie w pełni. Poczułam prawdziwą i cudowną bliskość, jakiej nigdy wcześniej nie zaznałam. Nic się nie liczyło poza nim, poza nami... Wiedziałam już, czego w życiu chcę – jego.
***
– Proszę, to twój płaszcz – rzekłam, gdy było już po wszystkim.
– Świetnie, przyda się. A ty?
– Co ja?
– Zostawisz mi coś, żebym mógł to zwrócić?
Pomyślałam chwilę, po czym odpięłam swoją bransoletkę i wręczyłam ją jemu.
– Weź to. Przyniesiesz mi ją jutro.
Pocałowałam go raz jeszcze w jego boskie usta i wsunęłam na siebie suknię. Jemu nie spieszyło się aż tak bardzo, więc wciąż mogłam podziwiać jego wyrzeźbione ciało. Wyglądał jak prawdziwy Apollo. Chciałam dotykać tej klaty bezustannie. On byl pierwszym, od którego nie mogłam odciągnąć wzroku. Chciałam, by był też ostatnim.
– Tylko nie zapomnij o mnie.
– O tobie nie da się zapomnieć, piękna.
– Layla. Jestem Layla.
– Więc ile płacę, Layla?
– Za przysługę się nie płaci, Baldo.
Nie mogłam się powstrzymać, więc znów rzuciłam mu się w ramiona. Przyjął to z niekrytą satysfakcją.
***
Ta noc była najpiękniejszą, jaka mi się w życiu przytrafiła. Wróciłam do domu z uśmiechem na ustach. Obiecał, że przyjdzie następnego dnia. Uwierzyłam mu, choć może nie powinnam.
Teoretycznie był zwykłym klientem, choć dla mnie był kimś znacznie więcej. Nie interesował mnie nikt inny. Marzyłam o kimś takim, odkąd zaczęłam pracę w klubie. Nie chciałam już nawet udawać, że stare oblechy mi nie przeszkadzają. Teraz miałam mojego Baldo, a on miał mnie. Byliśmy w tym razem.
Już wcale nie martwiło mnie widmo utraty pracy. Wreszcie czułam, że właśnie tak powinno być. Dopiero wtedy dotarło do mnie, czym jest prawdziwe szczęście.
To jest prawdziwy mężczyzna. Ten idiota Albert nigdy mu nie dorówna. Nigdy.
Dlaczego pomyślałam o Albercie? Na to pytanie nie mogłam znaleźć dobrej odpowiedzi. Pewnie dlatego, że już za chwilę czekał mnie kolejny dzień pracy w Budzie – o ile Ramirez i jego mamuśka mnie nie zwolnią. Hm, chyba nawet by mnie to ucieszyło.
Ledwie rzuciłam się na łóżko, zaraz zasnęłam. Śnił mi się przepiękny sen, a to miła odmiana.
Byłam zaklętą księżniczką w pięknej sukni, uwięzioną na szczycie wieży Eiffla przez starego ogra o twarzy tamtego grubasa. On, Baldo, mój cudowny książę, przybył w białej limuzynie, by mnie uratować. Rozgromił ogra gołymi pięściami i zniósł mnie na rękach do samochodu. Wtedy pojechaliśmy wspólnie do jego pałacu. W aucie też było nam wygodnie we dwoje. Gorące uczucie ogrzewało nasze nagie ciała. Wszystko było jak w bajce.
CZYTASZ
BABY, IT'S ME [ZAKOŃCZONE]
RomanceVirginia Novack to z pozoru zwyczajna dziewczyna, pracująca jako sprzątaczka w biurze światowej sławy marki modowej Reyelica, gdzie musi znosić kaprysy dziedzica fortuny, Alberta Ramireza. Virgina skrywa jednak pewien sekret - wieczorem zmienia się...