Wyszedł spod prysznica i oczywiście się do mnie dobierał. Cudem go jakoś spławiłam. Nie mam zamiaru babrać się w tym g*** kolejny raz. Miał już swoją szansę, wszystko zaprzepaścił i jeszcze mnie okradł. Co ja więc tam robiłam? Trudno to wyjaśnić. Sama sobie nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie.
Niech spada na drzewo. Tam jest jego miejsce.
Przynajmniej miałam co jeść: ośmiorniczki z sosem musztardowym, doprawionym prawdziwym japońskim wasabi, nie podróbką. Kirk za to wciągał bez opamiętania kawałki rozdymki tygrysiej, polanej chutney figowo-papajowym z dodatkiem różowego wina. Ja bym się bała brać coś takiego do ust, ale najwyraźniej takiemu szatanowi nawet żadna jadowita ryba krzywdy nie zrobi.
Byłam tak zmęczona, że zasnęłam na kanapie w salonie. Całe szczęście, przynajmniej nie musiałam długo oglądać jego gęby albo — co gorsza — czegoś więcej. Z tego, co pamiętam, wyglądał naprawdę "okej" i gorąco robiło mi się za każdym razem, kiedy zdejmował koszulę, ale to było bardzo dawno temu. Byłam młofa i głupia, teraz już to na mnie nie działało. No, przynajmniej od czasu, jak mnie wyrzucił z mojego własnego domu.
Rano obudziłam się bardzo wcześnie, dopiero słońce wschodziło. Czym prędzej się umyłam, ubrałam w to, co jeszcze zostało mi z Fifth Avenue. Zrobiłam lekki makijaż i uciekłam na taras na dolnym piętrze, byle tylko nie widzieć się z moim wrogiem. Podczas biegu o mało nie złamałam sobie obcasów na śliskiej podłodze tarasowej. Oczy jeszcze mi się trochę kleiły, więc wyłożyłam się na wygodnej sofie pod kilkoma palmami, skąd miałam świetny widok na moje miasto.
Nawet nie wiedziałam, kiedy moje oczy się zamknęły. Ostatnio przesypiałam dość dużo. Może to przez wypadek, a może... może inna choroba.Obudziłam się, czując na sobie czyjś oddech zakrapiany whisky. Jego lepkie łapska z długimi pazurami były silne i wbijały mi się w kości. Na dole wciskał się coraz bliżej i bliżej. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam się uwolnić. Chciałam wyć i wzywać pomocy, ale zabrakło mi głosu. Jakiś koszmar.
Nikogo to nie obchodziło. Nikt się nawet nie obejrzał. Widać takie tu panowały zwyczaje. Przecież kto ma kasę, ten rządzi.
Myślałam, że już gorzej być nie może, ale wtedy znikąd pojawił się kto? Oczywiście jaśniewielmożny pan Ramirez w nowym garniaku. W pierwszej chwili nawet go nie zauważyłam, bo tamten oślizgły typ zajmował mi cały widok.
— Zostaw ją!! — darł się Albert, ale szczerze wątpiłam, by to miało coś dać. Na szczęście rzucił się na typa, jakimś cudem odciągnął go ode mnie i dał mu parę razy w twarz. Tamten zrobił się czerwony nie tylko od odrobiny krwi z nosa, coś tam się jeszcze odgrażał, ale dostał za to jeszcze raz w pysk od Balda. Poczułam się, jakbym się cofnęła w czasie. Tak, to było zupełnie jak za dawnych czasów.
Szkoda, że Kirk tego nie widział. Ech, mniejsza o to. Jeszcze żadnemu z nich nie wybaczyłam i na razie nie planuję.
Typo obejrzał się, żeby sprawdzić, czy na pewno nikogo ta awanturka jakoś szczególniej nie zainteresowała, a potem z prędkością światła zamknął się w windzie.
Wyglądałam teraz, jakbym piła całą noc. Prędko się ubrałam. Spojrzałam na niego z pogardą pomieszaną z jakimś cieniem wdzięczności (musiało to wyglądać co najmniej dziwnie). Przez chwilę tylko ckliwie patrzyliśmy sobie w oczy, czekając, aż ktoś coś powie.
— Długo tak będzie udawał?! — wyrwało mi się.
— Niby co?!
— Że ten dziad też nie był podstawiony. Ile mu zapłaciłeś?! Za taką robotę, to chyba sporo, co?
— O co ci chodzi?! Nic mu nie zapłaciłem. To Ralph Leen, kandydat na senatora. Myślisz, że by sobie dał mordę obić dla ciebie?! I to za marne parę groszy?!
Cholera, co?! Czy ja się nie przesłyszałam?!
— Co ma znaczyć to "dla ciebie"?! Według ciebie nie jestem tyle warta, żeby się o mnie bić?! Jakiś wybrakowany towar jestem?! Za grosze?!! To po coś tu przylazł, d***?!!
W tej chwili zwątpiłam, czy przypadkiem Ramirez nie był gorszy nawet od Kirka Wuewue.
— Bo k*** popełniłem błąd!
— Co?!
Zmroziło mnie. Oczy miałam wielkie jak pomarańcze.
Wielki Albert Ramirez przyznał się do błędu! Kredą w kominie zapisać.
Zrobił minę skruszonego typa, któremu się przyśniły duchy świąt i przez to doznał oświecenia. Jaka szkoda, że już nie wierzyłam w takie przemiany.
— Nie powinienem wtedy płacić tym debilom. Powinienem cię po prostu wyrwać do mojego domu, a nie posługiwać się idiotami. Powinienem wtedy, ale zrobię to teraz.
Podszedł bliżej. Zabrakło mi tchu i zrobiło mi się gorąco jak w piecu. Nigdy wcześniej nie mówił mi takich rzeczy.
— Chcę ciebie — obniżył głos, że aż ciarki przechodziły po całym ciele. — Tylko ciebie, bogini. Wróć do mnie.
Do mnie... Do mnie...
Te ostatnie słowa zabrzmiały w mojej głowie jak jakieś śmiertelne zaklęcie, przed którym nie ma ucieczki. Mój mózg był jak zahipnotyzowany. Nie mogłam myśleć o niczym innym, jak...
Rzuciłam się mu w ramiona, sama nie wiedziałam kiedy i dlaczego. To się samo zrobiło. To był impuls, jakaś wyuczona reakcja, którą musiałam wynieść jeszcze z klubu Stevena: uległość wbrew rozumowi i sercu. Zatopiłam się na nowo w jego zabójczych ramionach. Mało nie roznieśliśmy tarasu.
Szybko wsiedliśmy do windy, ale zacięła się na moment. Najwyraźniej nie wytrzymała tego ogromu rozbrajającego napięcia.
Winda ruszyła na ostatnie piętro. Wpadliśmy do jego olśniewającego apartamentu i w jednej z jego sześciu sypialni. Rozbroił mnie kolejny raz. I jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze. Aż do wieczora. A potem do rana.
Zdawało mi się, że Kirk nawet się nie zorientował, że mnie nie było. Może wrócił pijany i pomylił ze mną drzewo doniczkowe w salonie? Albo przyprowadził jakąś laskę? A kto go tam wie.
Po co właściwie mnie tu ściągnął? Cholera wie, nieważne. Przynajmniej jego jakoś się pozbyłam, choćby na chwilę.
***
Z dnia na dzień miałam do siebie coraz mniejszy szacunek. Błąkałam się w życiu w każdą możliwą stronę, odbijając się od Alberta do Kirka i z powrotem. Coraz bardziej nienawidziłam swojej osoby i tego, że świat kołysał mną, jak mu się podobało. Trafiałam z deszczu pod rynnę, nie potrafiąc uciec z błędnego koła. Stałam się niewolnicą dwóch panów, a rządziło mną jakieś pie*** fatum.
Jedyne, co mogłam zrobić, to czekać cierpliwie na odwrócenie klątwy... albo przyjąć to, co zsyłał mi świat.
CZYTASZ
BABY, IT'S ME [ZAKOŃCZONE]
RomanceVirginia Novack to z pozoru zwyczajna dziewczyna, pracująca jako sprzątaczka w biurze światowej sławy marki modowej Reyelica, gdzie musi znosić kaprysy dziedzica fortuny, Alberta Ramireza. Virgina skrywa jednak pewien sekret - wieczorem zmienia się...