IV

1.4K 80 22
                                    

A w Budzie jak zwykle – wykręcanie mopa i szuranie nim po posadzce. Tym razem nawet ten drań ochroniarz nie zwrócił na mnie uwagi, nie mówiąc już o pozostałych pracownikach Reyelici. Peruka i cała noc pozostała w mieszkaniu. Dobrze, że chociaż głowa mnie przestała boleć. Layla to jedno wielkie kłamstwo. Nie ma jej. Nie ma tamtej mnie. Jestem tylko ja, Virginia, na którą nikt nie zwraca uwagi. Twarz Virginii jest zupełnie inna – zupełnie przeciętna i niezachęcająca, po prostu brzydka. Z tą twarzą nie obchodzę nikogo, ale za to Layla... ta ma więcej szczęścia.

Był tam wczoraj. Czekał na Laylę. Layla go kręci.

A mnie tam nie było. Dzisiaj mnie też tam nie będzie, ale Layla...

Nie mogłam pozbyć się myśli, że ten odważny przystojniak, ten facet-marzenie, naprawdę mnie chce. To strasznie głupie, ale chciałabym go lepiej poznać. Nie widziałam dobrze jego twarzy, ale poczułam przy nim coś dziwnego. To uczucie było mi tak drogie, tak miłe, że zaczęłam się głupio uśmiechać jakby bez powodu. Sophie ciągle zerkała na mnie z krzywą miną i zastanawiała się, co ja wyprawiam i dlaczego tańczę ze szczotką. Na pewno myślała, że zgubiłam rozum. Był tylko jeden problem: ten facet chciał się zobaczyć z Laylą.

Wcześniej totalnie nie zwracałam uwagi na to, z kim sypiam. To była moja praca i traktowałam ich wszystkich jak źródło zarobku. Nic mnie oni nie obchodzili, bo przecież pojawiali się tylko na jedną noc, może dwie. Wieczorem przychodzili, a rano odchodzili. Było mi wszystko jedno. Właściwie... Layli było wszystko jedno. Z chwilą, gdy wkładałam perukę, stawałam się kimś innym, całkiem inną osobą, wytworem wyobraźni. Layla po prostu pracowała, a jej jedynym celem były pieniądze. Godziła się na najgorsze pozycje i zachcianki klienta, byle jej zapłacił. Zwykle po wszystkim była wykończona, ale miała kasę.

Ten facet poznał Laylę, a nie Virginię. Jak niby miałabym mu powiedzieć, że Layla tak naprawdę nie istnieje, a Virginia jest niezbyt urodziwą sprzątaczką? Chyba że nie musiałabym mu tego mówić, wtedy znałby tylko Laylę. Moglibyśmy się trochę pobawić, a potem... Albo po prostu oddałabym mu płaszcz i nigdy więcej byśmy się nie spotkali. Znalazłby sobie inną, która go kręci, a ja wróciłabym do swojego normalnego życia, o ile moje życie w ogóle można by nazwać normalnym.

– Zasnęłaś, czy co? – bąknęła Sophie.

– A gdyby tak, to co z tego? – Udałam głupią.

– To lepiej się obudź. Chcesz dostać wypłatę, nie?

– Co mi tam, po wczorajszym i tak mnie niedługo wywalą, nie? – Końcówkę zaakcentowałam tak samo, jak ona, jeszcze bardziej potrząsając głową.

– Wywalą albo nie wywalą. A jak wywalą, to pójdziesz do innej roboty. Takie życie.

Żebyś ty wiedziała, gdzie jeszcze pracuję, to by ci włosy dęba stanęły.

Wypłukałam mopa, a parę kropel brudnej wody odprysło mi w oczy. Obrzydliwość.

Dobra, czas się wziąć za porządną robotę.

Wzięłam mopa pod pachę, wiadro w dłoń i zeszłam na dół. Odstawiłam stary "sprzęt" i do mniejszego wiadra nalałam wody z odrobiną płynu. Do tego gąbka i już mogłam się zabierać za mycie szyb, czego potwornie nie znosiłam. Ale... mus to mus – pieniądz nie śmierdzi.

***

Zaczęłam pucować szyby, przez które miałam widok na pół Manhattanu. Z oddali mogłam się przyjrzeć Flatiron Building i całej Piątej Alei, gdzie Dom Mody Valentiny Ramirez ma swój własny lokal. Od dziecka marzyłam, żeby zrobić tam zakupy. Nie jakieś tam zwykłe zakupy, na których poluje się na najtańszą rzecz jako pamiątkę, tylko na porządne zakupy bez ograniczeń. Chciałam wreszcie mieć za co żyć i nie musieć martwić się o jutro, a przede wszystkim, nie musieć tu pracować.

Nagle poczułam, jak ktoś uderza mnie po tyłku.

– Auu!

Odwróciłam się, a przede mną stał nie kto inny jak Albert Ramirez i uśmiechał się głupkowato. Nie mogłam patrzeć na tę jego gębę. Myślał, że cały świat – a ja razem z nim – należę do niego. Myślał, że jak ma kasę, to wszyscy będą mu się bezwarunkowo kłaniać do stóp. Mylił się! Ze mną nie powinien zadzierać!

Jak ja cię nienawidzę, idioto! Co ty się tak głupio szczerzysz? Będziesz miał powtórkę z rozrywki!

Wpadłam na świetny pomysł. Zamoczyłam gąbkę w wodzie i wykręciłam ją tuż nad jego głową. Jego drogi garnitur i idealny wygląd zostały zniszczone. Woda po nim spływała, klął siarczyście, ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. To dało mi prawdziwą i szczerą satysfakcję.

– Nie masz nic innego do roboty, kretynko? – wrzasnął.

– A ty? Tak po prostu nachodzisz ludzi w pracy i klepiesz ich po tyłku?! Ty jesteś normalny?!

Zachowanie godne debila albo oblecha. Nie wierzę, że jest synem Valentiny. To po prostu niemożliwe! Nie znam jej, ale to nie może być prawda!

Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie on napadł na mnie tamtej nocy. Tamten był gruby i śmierdział, ale kto wie?

– Ty, ty, ty, ty! Uważaj, do kogo mówisz, złociutka! Jedno moje słowo i wylatujesz stąd!

– To czemu mnie jeszcze nie wywaliłeś, co, "złociutki"?!

– Może mi się podobasz? – Próbował zabrzmieć wiarygodnie, ale coś mu nie wyszło. – A może lubię klepać kobiety po tyłkach! Sophie – wydarł się na pół korytarza, żeby wszyscy ludzie w pobliżu go usłyszeli – ty będziesz następna!

Nie cierpię tego typa! Takiego zamordować to za mało!

– Tak, jasne. Podobam ci się jak te wszystkie asystentki i księgowe, które się tu kręcą.

– One się nie liczą. Liczysz się tylko ty!

Tak, jasne.

– Powiedz to Aurelii, będzie zachwycona!

– Aurelia? Skąd o niej wiesz? I co ci teraz chodzi?

– O nic, po prostu daj mi spokój! Chyba że chcesz, żebym wylała na ciebie całe wiadro pomyj!

– Dobra, idę sobie! – Splunął na ziemię i odszedł.

Wyglądał, jakby łaził po deszczu, ale udawał, że wszystko gra. Ciekawe, co ta małpa Aurelia na to? Przechodząc, asystentki i księgowe i tak się do niego mizdrzyły, a on na to odpowiadał. Sophie tylko pokręciła głową. Miała poważniejsze rzeczy na głowie.

Nie obchodzi mnie, czy jesteś synem Valentiny, czy Rockefellerem, czy Rothschildem, czy nawet szejkiem arabskim! Zejdź mi z oczu i nie pokazuj się więcej, baranie!

Przestawiłam się do okna obok i podziwiałam z niego jeszcze piękniejsze widoki. Zdałam sobie sprawę, że wolałam, aby przypomniał mi się cały ból tamtej nocy, te wszystkie odniesione rany i ratunek przez prawdziwego księcia z bajki, niż zawracać sobie głowę Albertem i jego durnymi zagraniami. Aurelia byłaby zachwycona, ale ja nie. 

BABY, IT'S ME [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz