Ten shot jest powiązany z poprzednim i z shotem Family!
Minął kolejny rok, kolejny wspaniały rok. Wszystko układało się tak jak powinno, byliśmy zdrowi i szczęśliwi. Nie mogłem prosić o więcej.
Akurat była sobota. Obudziłem się czując pocałunki na ramieniu i szyi. Uśmiechnąłem się do siebie. Było to bardzo miłe, chociaż też zaskakujące bo zazwyczaj w dni wolne budziła nas Mia.
- Dzień dobry - szepnął Stephan.
- Dzień dobry. Wyspałeś się? - obróciłem się do niego.
- Tak, całkiem a ty?
- Ja też.
- Ciekawe gdzie Mia. To aż dziwne, że jeszcze tu nie wparowała - zaśmiał się.
- Właśnie. Pójdziesz zobaczyć? - poprosiłem, bo był bardziej rozbudzony. Nie zdążył jednak podnieść się z materaca, kiedy otworzyły się drzwi i wpadła przez nie nasza pięciolatka.
- Oo, już nie śpicie - powiedziała i wpakowała się między nas, a my się zaśmieliśmy.
- Nie śpimy. A ty wyspałaś się księżniczko? - zapytał Stephan.
- Tak.
- To dobrze - pogłaskał ją po główce.
- Tato, a zrobisz mi tosty na śniadanie? - zapytała mnie.
- Jasne Skarbie - odpowiedziałem patrząc na nią. Ona także na mnie spojrzała, a wtedy nagle olśniło mnie, że gdzieś już widziałem te niebieskie oczy, to spojrzenie. Nie, to nie mogła być prawda, musiało mi się coś wydawać, ubzdurać. Starałem się szybko otrząsnąć.
- To co, wstajemy na tosty? - zapytałem z uśmiechem.
Następne dni mijały jak zazwyczaj - odwoziliśmy Mię do przedszkola, jechaliśmy do pracy, potem odebrać Mię, ugotować obiad, pobawić się z córką, posprzątać. Zwyczajne życie, obowiązki. Jednak ta myśl i to wspomnienie oczu i spojrzenia córki nie dawało mi spokoju. Co jakiś czas wracałem do tego myślami.
Kilkanaście dni później wróciłem z krótkiej podróży służbowej. Byłem tam tylko dwa dni, a i tak stęskniłem się za moją małą rodzinką.
- Hej. Jestem - przywitałem się. Na korytarz od razu wbiegła Mia
- Tata! - przytuliła się do mnie.
- Cześć Słoneczko - podniosłem ją i pocałowałem w czoło.
- Tęskniłam
- Ja też skarbie - odpowiedziałem i odstawiłem ją na podłogę.
Wtedy na korytarz wyszedł też Stephan
- Cześć Słońce - przytulił mnie. Często mnie tak nazywał. Mówi, że jestem właśnie jego słońcem, które rozświetla jego dni. Nawet pomimo czterdziestki na karku dalej mnie tak nazywa.
- Cześć - pocałowałem go.
- Chodźcie, usiądziemy w salonie - powiedziałem. Stephan zabrał moją torbę i postawił w salonie. Podszedłem do torby i wyciągnąłem pluszaka.
- To dla ciebie - podałem go córeczce w uśmiechem.
- Dziękuję - Mia uśmiechnęła się biorąc miśka, a do mnie dotarło, że znam ten uśmiech, że już ktoś się uśmiechał w ten sposób. Nie, to nie może być prawda, jakim cudem?
Przez kilka kolejnych tygodni to podobieństwo Mii nie dawało mi spokoju. Analizowałem to i im więcej o tym myślałem tym więcej podobieństw zauważałem. Cała ta sytuacja robiła się coraz dziwniejsza i coraz bardziej zastanawiająca. Nie mówiłem o tym nikomu, a już na pewno nie Stephanowi.