— Madison, a co ty masz na szyi? — zapytała mama, gdy wciąż znajdowaliśmy się w holu.
— Co? — zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
Kobieta dotknęła opuszkami palców plastra na mojej szyi, a ja rozszerzyłam oczy.
— A to nic takiego. — machnęłam ręką. — Bawiłam się z jakimś nieznajomym psem w parku i mnie podrapał. Nakleiłam sobie plaster, bo leciało mi trochę krwi. — skłamałam, próbując być w tym jak najbardziej wiarygodna.
Widziałam jak rodzicielka marszczy brwi podejrzliwie, jednak po chwili pokiwała tylko głową.
— Uważaj następnym razem, kochanie. Nie możesz być taka ufna wobec obcych psów. — powiedziała, zaczesując moje włosy.
— Wiem. Już będę uważała. — zapewniłam, a ona uśmiechnęła się lekko.
— Dobra wracajmy, bo zostawiliśmy Brandona z tymi wariatkami. — przewróciła oczami, a następnie z powrotem wróciliśmy do salonu.
Skrzywiłam się, widząc Susan, która mówiła coś do bruneta, bawiąc się swoimi włosami. Moja ciotka siedziała na kanapie i czytała coś w gazecie, będąc niezainteresowaną.
— Już jesteśmy! — powiedziała mama, sztucznie wesołym głosem.
Brandon od razu odwrócił głowę w naszą stronę, posyłając nam błagalne spojrzenie, wyglądając przy tym, jakby jednocześnie odetchnął z ulgą, że w końcu wróciłyśmy. Zaśmiałam się z niego, gdy na mnie spojrzał, przez co przewrócił oczami.
— Biedny Brandon. — szepnęła w moją stronę rodzicielka. — Uciekajcie do swoich pokoi póki możecie.
— Chcesz zostać z nimi sama? — zapytałam.
— Taki mój los. — westchnęła, a ja prychnęłam.
— Brandon. — powiedziałam głośniej, a Susan od razu na mnie spojrzała, wyglądając na zirytowana tym, że im przerwałam. — Chodź, pomożesz mi z tą matematyką. — wymyśliłam, a chłopak pospiesznie wstał z kanapy.
— Mogę iść z wami? Z chęcią popatrzę. — odezwała się Susan, a brunet rozszerzył oczy, patrząc na mnie.
— Um, wiesz...— zacięłam się, zastanawiając się co mogę jej odpowiedzieć, aby nie zabrzmiało chamsko.
— Nie możesz. — odpowiedział czarnooki, a my z mamą zacisnęłyśmy usta w wąską linie, aby się nie zaśmiać.
Dziewczyna zmarszczyła brwi wkurzona i splotła ramiona na piersi. Brandon szybko złapał mnie za nadgarstek i zaczął wchodzić ze mną po schodach, prawie potykając się o własne nogi.
— One są pojebane. — powiedział, gdy znaleźliśmy się w moim pokoju.
— Mówiłam. — wzruszyłam ramionami.
— Twoja kuzynka mnie przeraża. Nawet nie wiesz jakie rzeczy do mnie mówiła. — pokręcił głową, siadając na moim łożku.
— Co takiego?
— Mówiła, że może zastąpić moją dziewczynę. Że na pewno jest dużo lepsza od niej w łożku i inne pojebane rzeczy. — powiedział, a ja uniosłam wysoko brwi.
— Moja mama pytała się co mi się stało w szyję. — odezwałam się po chwili, a chłopak na mnie spojrzał.
— I co jej powiedziałaś?
— To co mówiłeś mi wcześniej. Że bawiłam się z jakimś psem i mnie podrapał. Chyba uwierzyła, bo powiedziała, żebym następnym razem uważała. — odpowiedziałam, siadając obok niego, a on pokiwał głową.